Dwa tygodnie.
Dwa bite tygodnie nie widziałam normalnego prysznica- tylko laguny i strumienie.
Dwa tygodnie spania z komarami, albo nocne prowadzenie samochodu (czyli komary na zębach, jeśli tylko otworzyło się usta).
Innymi słowy- dwa tygodnie jeżdżenia po wioskach i zostawiania mini zwojów z zaproszeniem na wesele dla ludu.
Genialnie.
Uwielbiam spędzać czas między drzewami i słuchać ptaków, pomagać w drobnych obowiązkach moim "podwładnym", jeśli oczywiście mi na to pozwolą. No ale dwa tygodnie ciągłych samochodowych wędrówek to za dużo jak na mnie. Chciałam już do nie-willi i położyć się na mięciutkim materacu, przykryć lekką kołderką i spać aż do wesela.
Tak też zrobiłam. Przynajmniej dwa pierwsze podpunkty z mojej listy priorytetów. Trzeci nie do końca wypalił, bo mogłam spać zaledwie przez osiem godzinek- zostałam obudzona na kolację przez Hvida, który przedarł się jakoś przez ochronę w postaci mojego kociaka.
Skubany.
Siadałam właśnie do stołu, gdy usłyszeliśmy przytłumiony odgłos silnika, a minutę później w jadalni pojawiła się moja siostra i Oli. Żadna z nich, pomimo ciągłej pracy nie straciła ani trochę energii. Wciąż ten sam irytujący entuzjazm, to samo zaangażowanie.. Ileż można?!
Czy tylko ja czuję się taka wypompowana? Jakby powietrze uszło.
Nagle Tylor przystanęła, głęboko się zamyśliła.
-Lynn?- spojrzałam na nią dając znać, by kontynuowała.- Czy ty też masz wrażenie, że niedługo może wydarzyć się coś niefajnego?
Rzeczywiście, wcześniej nie zwróciłam zbytnio uwagi na ten fakt, ale odkąd wróciliśmy z Jamesem, czuję w żołądku ucisk niechybnie zwiaztujący coś nieprzyjemnego.
Skinęłam więc głową, ale w sposób, by nie roztrząsać tego. Tylor zrozumiała. Usiadła i zajęła się kolacją, choć jej myśli ciągle gdzieś błądziły.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na to dziwne wydarzenie nie trzeba było długo czekać. Wystarczyło się tylko zdrzemnąć do wpółdo ósmej, a potem wyjść przed drzwi frontowe w poszukiwaniu ciepłych zaledwie promieni słońca.
Tam natknęłam się na kogoś, kogo w życiu nie spodziewałabym się zobaczyć.
-Tonny?- szepnęłam, stojąc zdębiała.
-Lynn- mruknął patrząc na mnie tak wielkimi oczami, że kiedyś rozpływałabym się pod tym spojrzeniem.
-Czego tu szukasz, Tonny?- mimo niechęci do jego osoby, starałam się nie mieć tego podłego tonu, którego używałam by zastraszać.
Nie jego wina, że podły babsztyl rzucić na niego urok. Niechęć jednak pozostała- mimo wewnętrznych tłumaczeń i kłótni.
-Lynn, ja...- podszedł i chwycił mnie delikatnie za ramiona. Jego spojrzenie było takie dziwne, wzrok zmatowiały.- Ja nie potrafię- szepnął, jakby bojąc się to powiedzieć.
-Czego nie potrafisz?- warknęłam, próbując się odsunąć, jednak on wzmocnił uścisk.
-Ja.. Nie potrafię żyć bez ciebie!- powiedział głośno i wyraźnie. Nagle wydał mi się jakiś obłąkany. Zawsze taki był?- Nie mogę ci pozwolić wyjść za innego!
CZYTASZ
Lynn
RomanceDruga część opowiadania pt "Shy" Losy córki głównej bohaterki poprzedniej części. Lynn zmuszona warunkami sojuszu- wyjeżdża na odległą od domu wyspę, by wyjść za mąż za księcia na tym kawałku ziemi. Przekonajmy się, co z tego wyjdzie...