W swoim życiu przeczytałam naprawdę wiele książek. I jeśli już w którejś pojawia się taki wątek, wątek zmiany zachowania o sto osiemdziesiąt stopni- to niemal zawsze ta zmiana występuje u faceta. Nie mówimy tu naturalnie o Makbecie, gdzie zmiana następowała u obojga małżonków..
A w mojej historii oczywiście pojawia się jeden z nielicznych wyjątków- JA!
Otóż, w momencie, gdy weszłam ze zmieszaniem do kuchni, gdzie przy stoliku na pojedynczej nodze rozsiadło się zgromadzenie w składzie: moja siostra, uśmiechająca się łagodnie, ze zrozumieniem; moja matka, otoczona tą swoją aurą dobroci i współczucia; oraz James, delikatnie pobladły, z czerwonymi oczętami, podpierający twarz o dłonie- w tym momencie coś we mnie pękło, wydając przy okazji cichutki syk.
Odetchnęłam głośniej, chcąc zwrócić na siebie uwagę choć jednej z obecnych osób.
Nie wiedziałam jeszcze, co tak naprawdę się we mnie zmieniło, ale owa rzecz zaraz się ujawniła- gdy tylko James Afins uniósł na mnie swoje zaskoczone spojrzenie. Dokładniej, gdy tylko na jego przystojnej twarzy pojawił się cień uśmiechu- w moim żołądku zaczęły się kotłować motylki. Jakie to banalne określenie, a jak trafne!
-Myślałam, że dostałam zwolnienie z obowiązku- szepnęłam, bojąc się, że głos odmówi mi posłuszeństwa.
-Zmieniłem zdanie- jego głos za to był wyjątkowo pewny i mocny jak na widok przedemną.
A James prezentował się tego dnia naprawdę fatalnie- jak człowiek jednocześnie na kacu i ze złamanym sercem, choć tą drugą ewentualność dopiero sobie uświadamia... Bo w jego kaca to ja nie wątpię!
-Myślę, że powinniście porozmawiać- oznajmiła moja matka, dając znać, że możemy przejść do innego pomieszczenia.
Ruszyłam więc ciężkim krokiem w stronę gabinetu, rzucając przez ramię:
-Zamawiam herbatę!
-Zaraz przyniosę- zaoferował się natychmiast Afins.
Przymknęłam tylko drzwi, tak by zauważył, gdzie jestem. Usiadłam na ojcowym szezlongu obitym w mięciutką skórę. Oparcie aż krzyczało, by ułożyć na nim głowę, ciężką po tej podróży. Okazało się to drobnym błędem...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ziewnęłam szeroko, gdy słońce przyraziło mi prosto w oczy i odwróciłam się na drugi bok, plecami do okna, by rozkoszować się jedynie dźwiękami wydawanymi przez ptaki. Na głos przyznałam to chyba tylko Ulindah, ale uwielbiam to łóżko! Jest takie mięciusie i wygodniusie...
Jako, że na zewnątrz wciąż rozlegały się jakieś wesołe dźwięki rozmowy trzech facetów (albo i ich większej ilości), zmusiłam się do wstania i wyjrzenia przez okno, z którego było widać niewielki fragment wschodniej części basenu. Na moje szczęście- to właśnie tam rozgrywała sie akcja przedstawienia.
Otóż, Brzusio, Grzyweczka i Krawacik obdarowywali się nawzajem dziecinnymi kuksańcami, stojąc z puszkami na krańcu basenu w samych kąpielówkach. Uśmiechając się bez powodu pod nosem- odwróciłam się spowrotem ku wnętrzu pokoju.
I co przykuło moją uwagę? Pusta szafeczka nocna, gdzie zawsze leżały dwie ramki i budzik-pamiątka z Nowego Jorku.
Osz kurde..
Co ja tu robię?
Przecież... Byłam w Bringston!
Czując nagłą złość rozcieńczoną w rozbawieniu, zbiegłam na parter i skierowałam się w stronę basenu. Jakież mam dzisiaj szczęście- James właśnie triumfował, po wrzuceniu swoich towarzyszy do basenu, stojąc plecami do mnie i tubalnie się zaśmiewając.
CZYTASZ
Lynn
RomanceDruga część opowiadania pt "Shy" Losy córki głównej bohaterki poprzedniej części. Lynn zmuszona warunkami sojuszu- wyjeżdża na odległą od domu wyspę, by wyjść za mąż za księcia na tym kawałku ziemi. Przekonajmy się, co z tego wyjdzie...