10.

364 36 49
                                    

Gdzie była moja szczęka? Leżała sobie wygodnie na marmurowej podłodze...

To c o ś to jest ON?

-J-james?- mruknęłam w taki sposób, jakby przedemną właśnie stało UFO.

-James Gregorius, asystent Artura Afinsa. Przyjechałem sprawdzić, jak idą postępy w edukacji na temat wyspy....

James. James! Cholerna zbieżność imion! Żyj tu człowieku spokojnie i nie dostań zawału na każdym kroku!

-Kiedy ma się pojawić młodszy Afins?- zwrócił się do Brzusia.

-Pięć minut i go usłyszymy..-uśmiechnął się lekko, a Grzyweczka zerknął na zegarek.

Nie wiedziałam, czy powinnam na niego czekać, więc już odwracałam się na pięcie, bo wrócić do pokoju, mieć wszystko w nosie i iść spać, ale z drzwi kuchennych wychynął Hvid i mnie zatrzymał.

-Lynn, kolacja gotowa. Czy chcesz zjeść u siebie w pokoju?

Zachichotałam pod nosem. Do tej pory to pytanie zadawała mi Ulindah.

-Panienka Ulits zje z nami. Zaczekamy razem na James'a.

-A może ja nie mam zamiaru na niego czekać?- powiedziałam to w taki sposób, że mister-Obcisłe-Gatki się zmieszał.

Widziałam, jak Gatki wymienia pospieszne spojrzenie z Brzusiem, a ten tylko szybko zaprzecza głową. Mądry chłop, dzisiejszy wieczór to nie najlepsza pora na denerwowanie mnie! Zasiadłam przy stole z grobową miną i dyskretnie skinęłam Hvidowi, że zjem tutaj, z nimi.

Danie było nadzwyczajne, lekkie, w sam raz na wieczór, składajace się głównie z ryżu i jakichś warzywek, o których nigdy nie słyszałam, ale nie miałam teraz zamiaru o nie wypytywać. Nie będę się ujawniać, że intersuje mnie cokolwiek związanego z wyspą.

Właściwie, to miałam właśnie wrednawym tonem zapytać Gatek (tak, tak, te moje przezwiska) co on ma do przygotowań i moich postępów w nauce (biedny, gdyby tylko wiedział, że jego wiedza na temat wyspy jest póki co dwa razy mniejsza od mojej...), ale przerwał mi dźwięk jakiejś maszyny. Potężny szum.

-Oto i James- uniósł się Brzusio i z całej jego postawy można było wyczytać ulgę.

Pół minuty później do jadalni wszedł elegancki facet. Wydawał mi się skądś znajomy, ale na pewno nie widziałam jego zdjęć.

Szeroki w barach, wysportowany. Wyższy odemnie jakieś dwadzieścia centymetrów. Ubrany w elegancki garnitur, którego marynarkę przewiesił sobie przez ramię. Uśmiechnął się szeroko, zwracając moją uwagę na swoją twarz. W żadnym razie nie przypominał rysami żadnego Indianina, bardziej porównałabym go do mieszańca Hiszpana i Włocha. Czarne włosy, pućkowate policzki podczas uśmiechu, brązowe oczy.

Gdy już stwierdziłam w myślach, że nie jest najgorszy, on miał zamiar chyba wylewnie się ze mną przywitać (pomimo, że na początku zdębiał na dłuższą chwilę, widząc moją szlachetną, acz ponurą osobę, siedzącą prosto jak struna przy krótszym z boków stołu, obleczoną w swą czarną zbroję), ale zgasiłam go jednym prostym pytaniem:

-Ty sobie latasz prywatnym odrzutowcem, a mnie kazałeś się tłuc rozlatującym promem?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Taki króciutki bonusik, bo nie mogłam się doczekać Waszych reakcji!! :D

Więc mnie nie zawiedźcie :/

Zawsze kochająca Was <3

Elfik

LynnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz