12.

356 36 15
                                    

-O czym to chciałeś porozmawiać? Tylko się streszczaj, mam na dziś plany...

-Więc je zmienisz- wtrącił się, próbując brzmieć na pewnego swoich racji.

-Nie pozwalaj sobie, gburze!- warknęłam.

Niemal wybuchnęłam śmiechem widząc, jak garbi ramiona i spogląda na mnie z niedowierzaniem. Ten facet ma być moim mężem? Zawsze rozglądałam się za kimś kto by mnie rozumiał, umiał rozbawić, pocieszyć, ale w odpowiedniej chwili stał by się uparty i odporny na mój oschły ton i zimny wzrok.

Tonny taki był.

James miał daleko do mojego ideału.

Ciężka droga przed tobą, chłopie, jeśli chcesz, żebym odnosiła się z szacunkiem do naszego małżeństwa.

Zza załomu domu wyłoniła się jakaś mega elegancka kobita, która już na pierwszy rzut oka robiła podejrzanie nieciekawe wrażenie. Eleganitsh sukienka, z tych tupy biurowego  z wielkim dekoltem, mega szpilki antypowodziówki, idealny koczek i mocne perfumy o obrzydliwym zapachu.

Właściwie ten "zapach" był wyczuwalny już zanim zobaczyłam jej niby-idealną sylwetkę. I wcale nie wydawało się być perfumami, choć miało kwiatowy posmak, jeżeli tak się można wyrazić.

Zapach zła...

Skrzywiłam się widocznie, nie kryjąc obrzydzenia tą wonią. Tymczasem Koczek zbliżyła się niby-uwodzicielskim krokiem do Jamesa i wsunęła mu dłoń pod ramię, tym samym przerywając nie rozpoczętą jeszcze rozmowę.

-Dzień dobry, Jamie- posłała mu słodziutki (że aż przesłodzony) uśmiech i łaskawie zwróciła swoje puste spojrzenie na mnie.- Andrea Domashow- i znów zwróciła się do Krawacika, jak go od teraz będę nazywać.- Jest jeszcze kilka kwestii, które powinniśmy omówić do południa. Może przejdziemy do biura?

Cóż, ostatnie zdanie zabrzmiało w jej pulchnych ustach wyraźnie dwuznacznie, i to chyba nie tylko dla mnie. W każdym razie, czas zacząć zaznaczać swoje terytorium, niech sobie pizdunia nie myśli nie wiadomo czego.

-Afins, jestem w zdanie na prawdę wiele znieść, ale zdrady nie przełknę. Lepiej to zapamiętaj- ostrzegłam i odeszłam, zabierając swojego jedynego dawnego przyjaciela tutaj do pokoju.

Po drodze udało mi się zgarnąć Ulindah i usadzić na moim łóżku.

-Co wiesz o Andrei Domashow?

-Andi?- dziewczyna wyglądała na wyraźnie ucieszoną z momentu odpoczynku.- Andi jest osobistą asystentką pana Jamesa. I z tego co widać to ma ochotę zająć twoje miejsce. Po za tym potrafi mu nieźle namieszać w głowie swoimi uroczymi uśmieszkami i wielkimi cyckami, gdy pan James znika za rogiem ona robi nam piekło, bo nikt nie wyprasował jej ubrań. A przecież my tu nikomu nie prasujemy ubrań.

-Poważnie?- przerwałam jej, oszołomiona.- Nie zauważyłam jeszcze, żeby moje ciuchy były pomięte po praniu.

-Bo ty masz u mnie specjalne względy- puściła mi oczko, a ja ze śmiechem ją uściskałam jak starą przyjaciółkę.- W każdym razie, to zołza.

-I te jej perfumy...- mruknęłam, ale zamiast oczekiwanego prychnięcia, zobaczyłam zdziwienie.

-Jakie perfumy? To chyba jedyna rzecz w tej kobiecie, którą da się przetrwać, zwłaszcza, gdy się lubi zapach polnych kwiatów.

-Poważnie? Nie czujesz tego odoru, jakby jabłka się psuły?

-Nie, pierwszy raz słyszę coś takiego...

-Okej, może mi się coś wydawało...

Nim zdążyłam zacząć inny wątek, do drzwi ktoś zapukał, a następnie nie czekając na pozwolenie- wszedł do środka. Mister Krawacik miał bardzo nieciekawą minę. Uuu! Ktoś tu wreszcie stawia na upór... Pracujemy nad sobą, James, pracujemy...

LynnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz