26.

361 39 11
                                    

A co takiego się wydarzyło?
    Otóż, czarna smuga przemknęła mi przed nosem, a James wylądował na ziemi, przygwożdżony kocim cielskiem. Pumcia stała nad nim, opierając łapy na jego barkach i niemal stykając się z nim nosem.
    Facet zbladł. Podczas, gdy moja dziko żyjąca kumpela ostrzegawczo warczała, on oddychał tak płytko, jakby chciał udawać już martwego. Ja za to zaśmiałam się ponuro.
    -Pumcia- mruknęłam mentolrskim tonem,- potem pobawisz się nowym pupilkiem- gdy kociak uniósł łeb ze wzrokiem w stylu "Dlaczego nie teraz?!" wyjaśniłam: Pan ma chyba  coś do powiedzenia, skoro fatygował się,żeby mnie znaleźć aż tu.
    Puma posłusznie odskoczyła i z gracją podeszła, by otrzeć się o moje nogi. James, niepewny swoich następnych kilku minut życia, nawet nie drgnął, odważył się zaledwie na głębszy oddech.
    -Czego chcesz?- warknęłam w jego stronę.
    Wyszeptał coś, czego kompletnie nie zrozumiałam, a gdy on pojął jak to brzmiało, odchrząknął i przełknął głośno ślinę, po raz enty.
    -Chciałbym cię zabrać spowrotem do domu...
    Nie wiem, czy chciał jeszcze coś dodać, bo w sposób- nie ukrywam- chamski się roześmiałam, a Pumcia mruknęła, jakby chciała również okazać swoje ironiczne rozbawienie. Uwielbiam tego kota!
    -Nie rozśmieszaj mnie, no błagam!- prychnęłam na koniec i założyłam ręce na piersi.
    -Nie rozumiesz, skarbie- z przyzwyczajenia użył słodkiego słówka, do których i ja w ostatnim czasie przywykłam w jego wykonaniu. Teraz jednak to jego "skarbowanie" tylko podniosło mi ciśnienie.
    -Czego nie rozumiem? Że w jeden dzień pytasz mnie o plany na ślub, a w któryś z następnych całujesz się ze swoją asystentką? Zaznaczyłam ci już na początku naszej znajomości, że mogę znieść wiele, ale zero tolerancji dla zdrad, prawda?! A jak, myślisz oceniam nasz wyimaginowany przyszły związek skoro nie umiesz się trzymać z dala od kobiet?
    -Pozwolisz mi wyjaśnić?!- krzyknął, podnosząc się, ale natychmiat ucichł, bo Pumcia również uniosła zadek.- Możesz oderwać swojego zwierzaka? Chce w spokoju porozmawiać.
    -Sam to zrób, Nyale- ostatnie słowo brzmiało jakbym chciała go wypluć z własnych ust wraz z jadem, którym było nasączone.
    -Gdybyś pozwoliła mi wyjaśnić to wszystko od razu, a nie chowała się jak małe dziecko, wiedziałabyś, że w ludzkiej postaci nie mam żadnych cholernych boskich mocy! Mogę się kierować tylko intuicją, która jest znacznie bardziej rozwinięta niż u większości ludzi. Zero czarów- fuknął sfrustowany.- Gdybym miał jakikolwiek pierwiastek Magii, pewnie zdołałbym obronić zmysły przez Andreą.
    -Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, ani słuchać tych głupot. Wracaj sobie do swojej nie-willi i daj mi tu egzystować w spokoju.
    -Twoja mama i siostra przyjadą jutro wieczorem- oznajmił i odszedł ze spuszczoną głową.
    Dobra, przyznaję, niesamowicie zapunktował sobie teraz tym zachowaniem- zostawił mnie, bym mogła sama przy sobie podjąć decyzję, zamiast patrzyć mi w oczy i (może jeszcze z wrednym uśmieszkiem) czekać aż uświadomię sobie, że tak czy tak muszę wrócić.
    -Dlaczego tak nagle przyjeżdżają?- warknęłam w jego stronę, jednak nie ruszyłam się nawet o krok.
    -Bo po nie zadzwoniłem, nie wiedziałem co robić, a intuicja podpowiadała mi właśnie to rozwiązanie. Twoja matka miała sporo do czynienia z Czarną Magią, prawda?
    Nagle krew mocniej zapulsowała w mojej czaszce i świat na chwilę się rozmazał.
    Czarna Magia? I co, może jeszcze Andrea jest jedną z Czarnych? A biedny James dał się omotać tak silnej Magii? Cholewcia, to może być prawdopodobne.. No ale raczej mu się nie przyznam do tego..
    -Jedziesz ze mną, czy przysłać ci Amy?- szepnął, brzmiał tak pokornie, że przez chwilę moje zakochane serce zapanowało nad rozumem i chciało ruszyć w jego stronę, by się przytulić i powiedzieć, ze już się nie gniewam.
    A jednak się gniewałam. Nie ufałam mu, nie tak do końca. I serce póki co przegrało tą walkę.
    -Nie będę kłopotać Amy ponownie- burknęłam i ruszyłam w stronę wioski, nerwami czując, że tam właśnie się zatrzymał samochodem.
    Bez słowa do nikogo zaczęłam pakować swoje rzeczy do torby, którą przywiózł mi Hvid i już po chwili rzuciłam ją na tył samochodu, sama pakując swój kuper na przednie siedzenie jeepa.
    Ledwie usiadłam- zaczęło padać. Najpierw tylko kropiło, potem zaczęło lać, jakby ktoś wiadro wody cedził przez chmurę akurat nad moją głową, albo nad samochodem. James otworzył bagażnik i wsunął tam moją torbę, wyciągnął jakąś małoprzepuszczalną część odzieży i zarzucił na mnie, sam biegiem wpadając za kierownicę w podkoszulku.
    -Pora deszczowa się zaczyna. Teraz będzie coraz mokrzej i zimniej- oznajmił przekrzykując nagłą ulewę i starając się zapalić samochód.
    Ten świat mnie nienawidzi..
    A deszcz musi się zaczynać akurat wtedy, gdy przyjeżdża moja siostra, która chętnie by się poopałała.. Chyba jej jeszcze bardziej nienawidzi ten świat niż mnie.
    Pozostaje mi tylko milczeć w oczekiwaniu na wieści, po co Jamesowi była potrzebna moja mama i czy jego przypuszczenia są trafne.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A wy wiecie co to jest?

Powiem wam- taki prezencik na Dzień Kobiet, bo przypuszczam, że część z nas, samotnych kobitek, nie dostanie dzisiaj żadnego podarunku :D

Buziaczki dla was

Elfik

LynnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz