6.

714 37 20
                                    

Skutek trzynastogodzinnej różnicy stref czasowych? Wczesne pobudki. Lub późne, w zależności, kto jak lubi pospać. A ja nie za bardzo jestem za przesypianiem życia, więc po niespełna ośmiu godzinkach odpoczunku obudziłam się rześka, pełna energii i przepełniona chęcią zrobienia komuś na złość o godzinie wpółdo szóstej czasu lokalnego.

I co ja biedna miałam robić sama w tym wielkim zamczysku o tej godzinie? O, przepraszam, pół zamczysku.

Pozostało mi tylko jedno wyjście- pozwiedzać odrobinkę. Trzeba się w końcu rozpoznać, gdzie kuchnia, gdzie wyjście do ogrodu czy ten obiecany basen i jacuzzi. Albo sauna! Tak, poleżałabym sobie w saunie...

Zbiegłam cicho schodami i rozejrzałam się po salonie. Właściwie część łącząca schody do obu skrzydeł przypominała salę bankietową z filmów. Stanęłam na środku tego powiększonego znacznie holu i rozejrzałam się uważnie. Było pustawo, a jednak urządzono to miejsce ze smakiem i elegancją. Patrząc na te obrazy z widokami jakichś wsi lub mieścin i wyglądające jak wyciągnięte z muzeum rzeźby zapominałam, że stoję w pół-willi na peryferiach świata i czekam by poznać wreszcie mojego przyszłego męża.

Wzdychając z poirytowania odwróciłam wzrok od beżowych ścian ze zlotawymi ornamentami i pokierowałam oczy wprost na półokrągłe przejście do jakiegoś korytarzyku, zakończonego pięknymi, dębowymi drzwiami. Gdy ruszyłam w ich kierunku- odkryłam jeszcze jedne, a raczej dwoje odrzwi po obu stronach owego korytarzo-podobnego-czegoś. 

Prowadzona ciekawością nie mogłam odpuścić sprawdzenia, gdzie one prowadzą, więc zajrzałam tylko za nie, natrafiając na wąskie, kręcone, kamienne schodki, które znikały zaraz za pierwszym zakrętem, ruszyłam nimi, co jakiś czas mijając wejścia, jak się szybko okazało- do kolejnych wolnych sypialni.

A więc byłam w wieży, jednej z dwóch ustawionych symetrycznie wieżyczek. Założę się, że drzwi po prawej prowadzą na szczyt tej drugiej wieży. Pozostały więc tylko te środkowe...

One zaś prowadziły do innego świata. Hol był urządzony gustownie, jednak był taki przytłaczająco ciemny, były tylko cztery okna, na ścianie, gdzie znajdowały się również drzwi wyjściowe. Nie dawały one zbyt dużo światła, mimo dobrego usytuowania.

Te drzwi otwierały przejcie do świata wypełnionego światłem. Wszędzie pełno okien, okienek. Wszystkie przestrzenie tu były otwarte, połączone. Zaraz z prawej widać było wejście do ogromnej, wyglądającej jak staromodnie murowanej kuchni, po lewej był salonik z telewizją, dalej było coś w rodzaju pokoju gier, z konsolą, a nawet matą taneczną! Któż by pomyślał, że dwudziesto pięcioletni facet będzie miał coś takiego w domu? 

Dalej znalazłam też kolejną łazienkę i przeogromną bibliotekę. W sumie to przeogromne było tylko pomieszczenie, brakowało regałów i książek. Półka była tylko jedna i zawierała w sobie segregatory- jak się szybko dowiedziałam- z postępami hodowli, rozliczeniami i tego typu bzdurami.

Po co komu takie wspaniałe miejsce, skoro nie ma w nim ani jednej książki?! Cóż, tu trzeba będzie zrobić porządek. Prócz biblioteki natknęłam się na zamknięte na klucz ciemne drzwi, pachnące świeżo ściętą sosną. Coś mi podpowiadało, że tam jest gabinet, czy coś w tym rodzaju. Pomieszczenie szefa, gdzie trzymał wszystko co ważne i nie przeznaczone dla oczu nieupoważnionych.

Nie zaprzątając sobie dalej tym głowy dotarłam do wyjścia na zewnątrz, które sąsiadowało z kilkoma schodkami prowadzącymi do podziemi. Zerknęłam tylko na zewnątrz. Basen. Wielki, piękny, ogromny basen ze skocznią! Spełnienie marzeń każdej nadpobudliwej dziewczyny mojego pokroju. 

Zbiegłam na dół i dumna z siebie wreszcie znalazłam się w centrum dowodzenia relaksującego. Istne SPA. Przyciemnione halogeny w rogach i z żadka na suficie. Chłodna kamienna posadzka. Jacuzzi, nawet dwa zbiorniki, zakątek z sauną. Malutki basenik z gorącą, bulgoczącą wodą, przypuszczam, że jakąś mineralną. I coś, co uwielbiałam w Nowym Jorku- wanna z błotną mazią! Tak, tak, śmiech na sali, gotka uwielbiająca błotko! Sama sie śmiałam, gdy jedna z koleżanek mi to zaproponowała. Ale razem z błotem spływają ze mnie wszystkie inne gówna, za przeproszeniem.

LynnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz