,,You've gotta be cruel to be kind, in the right measure.
Cruel to be kind, it's a very good sign."
— Nick Lowe, Cruel to be kind
Liliana
Tydzień później znów szliśmy z Leonem przez ulice Chicago. Tym razem zgodził się, żebyśmy szli na pieszo, a nie jeździli samochodem. Oczywiście ustąpił bardzo niechętnie i trzymał się blisko mnie. Nie przeszkadzała mi jego obecność. Polubiłam go i wyczuwałam między nami dobrą więź. Był jednym z niewielu mężczyzn, których do mnie dopuszczano, a mimo to nie czułam jakiejś bariery. Mimo iż Leon należał do powściągliwej grupy ludzi i starał się trzymać na dystans, to i tak mieliśmy wiele wspólnych tematów do rozmowy i nie było tej niezręcznej ciszy.
— Jak tu pięknie — powiedziałam szczerze, rozglądając się po krajobrazie miejskim.
— Z pewnością inaczej niż w Nowym Jorku — stwierdził, spoglądając tam, gdzie ja. Szliśmy jednym z chodników, a po obu stronach znajdowały się różne witryny sklepowe.
— Szczerze mówiąc, w centrum Nowego Jorku byłam może raz albo dwa. Mieszkamy na obrzeżach miasta.
— A Gabriel nie mógł cię zabierać na takie wycieczki? — zapytał ze zdziwieniem. Wzruszyłam ramionami.
— Od czasu do czasu wozi mnie do centrum handlowego, ale znam tylko te główne ulice, po których przejeżdża nasz samochód.
— Twój ojciec bardzo cię ogranicza — zauważył. Westchnęłam i mu przytaknęłam.
— Wiem o tym, ale po prostu o mnie się martwi.
— To dlatego nie wrzuca twoich zdjęć do prasy? — spytał, ale po chwili zesztywniał. Również się zatrzymałam. — Chodź. — Wystawił do mnie rękę. Usłyszałam jakieś hałasy w alejce obok nas.
— Tam się coś dzieje. — Spojrzałam w tamtym kierunku. Leon chwycił moją dłoń.
— To nie nasz problem — stwierdził chłodno i znów zaczął iść do przodu. Usłyszałam wołanie o pomoc i się zatrzymałam. Posłałam mu proszące spojrzenie. — Liliano, nie możemy mieszać się w coś, co nas nie dotyczy.
— Ale tam ktoś woła o pomoc. — Usłyszałam kolejny krzyk. Ochroniarz przewrócił oczami, wciąż trzymając mnie za dłoń.
— Trzymaj się blisko mnie i nie rzucaj się w oczy — polecił. Tym razem ja przewróciłam oczami. Byłam jasną blondynką o małym wzroście w kremowym kombinezonie.
— Postaram się — zadeklarowałam. Wyciągnął pistolet z ukrytej kieszeni swojej marynarki i wszedł do alejki, a ja za nim, starając się ukryć za jego masywnym ciałem.
Trzech chłopaków z nożami stało wokół mężczyzny w koszuli i szelkach, który się kulił. Kiedy Leon odchrząknął, wszystkie głowy zwróciły się w naszym kierunku. Ukryłam się za jego plecami, a wtedy zapanowała absolutna cisza.
Vitale
Kurwa, nie powinienem uginać się pod prośbą Liliany. Byłem zabójcą i łotrem, a nie superbohaterem. Oczywiście mogłem ocalić tego mięczaka, który kulił się przed trzema znajomymi mi typami, ale nie odkupiłbym za to swojej splamionej duszy. Gdyby ojciec się dowiedział, że pomagam innym nic nie wartym dla Oddziału ludziom to miałbym kłopoty i to dość poważne.
A mimo to stałem w tej pierdolonej alejce i patrzyłam na Luke'a, Jamesa i Davida, którzy wlepiali we mnie przerażone spojrzenia. We mnie i mój pistolet, na którym zaciskałem palce. Oczywiście, że wiedzieli, kim byłem. Obawiałem się jedynie tego, że któryś z nich mógłby wygadać się z tym faktem przed Lily, ale znałem już ich dłuższy czas i stanowili trio dość małomównych chłopców z marginesu. Kradli, bili i prowadzili różne interesy. W zasadzie nie różnili się niczym od Oddziału. Nie było z nimi jakichś większych problemów, czasem zalegali z długami, ale to tyle.
![](https://img.wattpad.com/cover/268263108-288-k452796.jpg)
CZYTASZ
L'amore
RomansaLiliana Costello to dziewczyna, która patrzyła na świat przez różowe okulary. Kochała słoneczniki, sztukę, a przede wszystkim swoją rodzinę, dla której była w stanie zrobić wszystko. Właśnie dlatego zgodziła się na weekendowy wyjazd z Nowego Jorku d...