Rozdział 1

7.6K 299 331
                                        

,,We'll make Heaven a place on Earth"

— Belinda Carlisle, Heaven is a place on Earth

Trzynaście lat później...

Liliana

Nigdy nie lubiłam spać do późna. Mama nazywała mnie optymistką, ponieważ jako jedyna z naszej rodziny miałam, jej zdaniem, tak pogodne spojrzenie na świat. Na nasz mroczny i skąpany we krwi świat. Widziałam dobre strony każdej sytuacji i nie poddawałam się do samego końca. Może mama się nie myliła? Zawsze budziłam się wcześnie, bo nie chciałam marnować ani minuty z dnia, który przed sobą miałam.

Chyba rzeczywiście byłam optymistką.

Tego dnia wstałam jednak jeszcze wcześniej niż każdego innego. Jak co roku siódmego lipca łamałam najważniejsze prawo swojego ojca i jednocześnie ten jeden dzień w roku nie martwiły mnie konsekwencje swoich czynów. Dzisiaj obchodziłam swoje osiemnaste urodziny, tata musiał zrozumieć. Zresztą nie pierwszy już raz łamałam zasadę pod nazwą: Nie wychodź z domu bez obstawy.

Tak jak przypuszczałam, mój ochroniarz Gabriel jeszcze się nie pojawił. Nic dziwnego, skoro zegar wskazywał ledwo trzecią czterdzieści dwie rano, a świat dopiero zaczynał się budzić do życia. Słońce leniwie unosiło się do góry, zapowiadając piękny dzień lata, a ptaki odgrywały swoje melodie, sprawiając, że czułam jeszcze cieplejsze uczucia do pięknego poranka, który miał miejsce.

— Wychodzisz gdzieś? — Przymknęłam na moment powieki, przemykając przez jeszcze pogrążony we śnie dom. Znałam ten głos aż za dobrze. Odwróciłam się w stronę stojącego ze skrzyżowanymi na ramionach rękami ojca.

— Chciałam się przejść — oznajmiłam miłym i proszącym tonem głosu.

— Sama? — Uniósł brew w górę, obserwując mnie czujnym spojrzeniem.

Spojrzeniem martwiącego się ojca, nie capo.

— Proszę — powiedziałam z nutą błagania w głosie. — Tylko na terenie naszego domu. Wiesz przecież, gdzie chodzę.

Chwilę skanował mnie nieodgadnionym wyrazem niebieskich oczu, które odziedziczyłam pomieszanymi z tymi szarymi mamy. Mogłam się domyślić, że tata będzie na mnie czekał, skoro już od trzech lat wywijałam podobne numery. Do tej pory uchodziło mi to na sucho, bo byłam jeszcze młoda, ale teraz, gdy skończyłam osiemnaście lat, więcej osób mogło chcieć mnie skrzywdzić. Tata często tak powtarzał. Byłam jego słabym punktem i doskonale to wiedziałam.

— Liliana — zaczął swoim głosem capo, jak gdyby z ostrzeżeniem. Westchnął ciężko i pokręcił głową. — Potraktuj to jako swój prezent urodzinowy — dokończył, ustępując. Moja twarz się rozanieliła, a wtedy w nieugiętych tęczówkach zobaczyłam cień ojcowskiej miłości. — Wszystkiego najlepszego, Lily.

— Dziękuję. — Uśmiechnęłam się szeroko i po chwili bez wahania przytuliłam ojca, a on po krótkim momencie odwzajemnił ten gest.

Wyszłam głównymi drzwiami, które wydały z siebie cichy zgrzyt i stanęłam na szczycie schodów z białego marmuru. Na zewnątrz jeszcze było lekko siwo, bo słońce dopiero zaczynało wschodzić, ale właśnie po to wstałam — by podziwiać i być przy rozpoczęciu nowego dnia. Mojego dnia. To właśnie robiłam co roku. Wymykałam się z domu w swoje urodziny, żeby móc po prostu poczuć cień wolności, na którą nigdy nie mogłam liczyć, żyjąc w świecie, w którym rządził mój tata. Nie narzekałam na swoje życie, ale chwilami, gdy byłam sama w swoim pokoju, zastanawiałam się jakby to było być normalną dziewczyną. Uczęszczać do damsko-męskiej szkoły i nie musieć wszędzie chodzić z ochroniarzem.

L'amoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz