,,My future is bleak, lost in the moment"
— Zayn, Insomnia
Vitale
Liliana chwyciła za moją dłoń, choć chwilę się wahała. Uśmiechnąłem się do niej zachęcająco, a potem oboje wyszliśmy z jej pokoju, uprzednio gasząc światło. Przystawiłem do ust palec, dając tym samym sygnał, że musimy być cicho. Skinęła w zrozumieniu głową. Wyszliśmy na korytarz. Tak jak myślałem, nikogo na nim nie było. Nawet ten dupek Gabriel musiał kiedyś spać, bo nie mógł być robotem. Wiedziałem, że na każdym kroku stali ochroniarze i wisiały kamery, które działały ruchomo. W momencie, kiedy zwrócone były w przeciwnym do nas kierunku, udało nam się niepostrzeżenie przemknąć. Z jednego z pokoi usłyszeliśmy głosy, więc zapewne spotkanie wciąż trwało. Z przeciwnej strony usłyszałem zbliżających się ochroniarzy, więc pchnąłem jedne z drzwi i po chwili znaleźliśmy się w wielkim pokoju z ogromnym oknem, sztalugą i płótnami opartymi o ściany.
— To moja pracownia — powiedziała Liliana, podchodząc do sztalugi. Uśmiechnęła się z rozczuleniem, patrząc na obraz. Stanąłem obok niej, żeby zobaczyć, co to było. — Słoneczniki, moje ulubione kwiaty.
Wow, to wyglądało jak wschód słońca otoczony tymi kwiatami. Niesamowite.
— Wygląda bardzo realistycznie — stwierdziłem rzeczowo.
— To widok, który mam przed sobą, gdy oglądam wschód słońca — wyjaśniła mi. Pokiwałem głową. — Możemy ruszać dalej.
Wychyliłem głowę przez drzwi. Kamery nas nie zarejestrowały, tego byłem pewien. Żołnierze już przeszli, a piętro pogrążyło się w ciemności. Ponownie chwyciłem Lily za rękę i szybkim, cichym krokiem zeszliśmy na dół po schodach, które nawet nie skrzypnęły. Dalej było już tylko formalnością, żeby wydostać się z domu. Rzuciłem się biegiem, ciągnąć za sobą Lilianę, która parskała śmiechem za każdym razem, gdy przeskakiwałem dwa stopnie. Kamery musiały już nas zaobserwować, ale mnie to nie interesowało. Nie zamierzałem wychodzić z Lily za posesję, a wokół kręcili się ochroniarze. Poza tym ja z nią byłem. I ojciec mógł mnie ukarać na miliony różnych sposobów, ale chciałem jedynie odciągnąć Lilianę od przykrych myśli chociaż do jutra, a jej roziskrzone w nocnym blasku nocy utwierdzały mnie w przekonaniu, że było warto.
— Jesteśmy na to o wiele za starzy — stwierdziła rozbawiona, gdy staliśmy u stóp schodów.
— Myślałem, że to ty jesteś optymistką. — Uniosłem zaczepnie brwi. Pokręciła z rozbawieniem głową. — Gdzie jest ta ławka, na której oglądasz wchód słońca w swoje urodziny?
Liliana
— Tam. — Pociągnęłam go za sobą. Chwilę później staliśmy już w miejscu, gdzie choć przez moment czułam wolność. Słoneczniki zdążyły się zeschnąć od upału, który jeszcze nie tak dawno nawiedził Nowy Jork.
— No to usiądźmy — rzucił swobodnie. Gwiazdy mieniły się na ciemnym bezkresie, a wielki księżyc rzucał blask na wszystko wokół, łącznie z twarzą Leona. Wyglądał na spokojnego, pogodzonego ze wszystkim, co spotkało go w jego życiu.
Zajęłam miejsce obok niego i objęłam się ramionami. Noce w Nowym Jorku były chłodne i nieprzeniknione. Często, w skrajnych przypadkach, temperatura spadała poniżej zera i to w środku lata. Chłodne prądy nadciągały znad Atlantyku, który nie znajdował się wcale tak daleko stąd.
— Pamiętasz jak jeszcze jakiś czas temu złożyłem ci obietnicę, że zabiorę cię na oglądanie gwiazd, kiedy tylko zechcesz? — spytał cicho. Pokiwałam głową, wspominając tamtą chwilę. — Zawsze dotrzymuję obietnic, Lily. — Uśmiechnęłam się sama do siebie i chwilę patrzyliśmy w gwiazdy.
CZYTASZ
L'amore
RomanceLiliana Costello to dziewczyna, która patrzyła na świat przez różowe okulary. Kochała słoneczniki, sztukę, a przede wszystkim swoją rodzinę, dla której była w stanie zrobić wszystko. Właśnie dlatego zgodziła się na weekendowy wyjazd z Nowego Jorku d...