,,Isn't it lovely, all alone
Heart made of glass, my mind of stone"
— Billie Eilish, Khalid, Lovely
Vitale
Ojciec wparował do mojego pokoju, gdy kończyłem jedzenie, które przygotowała mi Lily. Byłem jej niesamowicie wdzięczny za całą troskę, której nikt mi nigdy nie udzielił, ale nikomu nie dziękowałem, więc te słowa nie chciały przejść przez moje usta, choć oczywiście naprawdę chciałem je powiedzieć. W zasadzie mógłbym jej to wszystko wynagrodzić w inny sposób, ale nie do końca miałem pewność czy ona by tego chciała.
— Vitale, musimy porozmawiać — oznajmił mój capo, wchodząc oczywiście bez pukania do mojego apartamentu. Zawsze to robił, zero kultury.
— O co chodzi, ojcze? — zapytałem, zachowując swoją maskę powagi. Nie czułem się już tak źle, jak po przetrzymywaniu przez gang motocyklistów, ale też nie na tyle świetnie, żeby jakoś się dobrze bronić przed jego atakami słownymi.
— Czy panna z Nowego Jorku cię odwiedzała? — Usiadł, odsuwając z rozmachem krzesło naprzeciw mnie. Normano podążał za nim jak cień, ale wiedziałem, którą stronę bez wahania wybierze w razie potrzeby.
— Tak — odpowiedziałem, decydując się na prawdę. Nie było sensu się wypierać, w końcu drzwi apartamentu jak nigdy były zamknięte, a moja duma nawet nie pozwalała mi ich zakluczać, chociażby w takim stanie. I niestety mój ojciec dobrze o tym wiedział.
— Rozkazałem, by nikt cię nie odwiedzał — warknął, bawiąc się swoim czarnym wąsem, którego nienawidziłem na tej jego podłej twarzy.
— Chciała mi pomóc — wyjaśniłem spokojnie, choć nie odważyłem się na choćby kolejny gryz kanapki z obawy, że okażę mu brak szacunku.
— Jestem capo oddziału w Chicago. Nie powinna o tym zapominać — wycedził. Naprawdę nie rozumiałem, skąd w nim było tyle gniewu.
— Ojcze, Liliana coś do mnie poczuła. — Spojrzałem mu prosto w oczy. Normano się szeroko i drapieżnie uśmiechnął za jego plecami. — To dlatego zjawiła się w moim pokoju i udzieliła mi pomocy.
— Gówno mnie to obchodzi. — Consigliere uniósł brwi, stojąc za swoim capo, w geście niedowierzania.
— To nie była moja decyzja o połączeniu rodzin, a twoja. Liliana miała mnie pokochać, jest na dobrej do tego drodze, a ciebie to teraz nie interesuje?
— Oczywiście, że mnie to interesuje, ale w tej chwili bardziej obchodzi mnie mój rozkaz i się go nie posłuchała. Czeka ją kara — powiedział to z taką powagą, że aż włoski na szyi stanęły mi dęba, choć zachowałem powagę na twarzy.
— Co będzie więc dla niej karą za niesienie pomocy? — Zaakcentowałem ostatnie słowo.
— Bracie, Nicolas Costello mówił, że zemści się, jeśli dziewczynie spadnie włos z głowy — wtrącił się spokojnie Normano. Emiliano odwrócił szybko głowę w jego kierunku i zmierzył go lodowatym spojrzeniem.
— W głębokim poważaniu mam to, co mówi Costello — stwierdził ojciec, choć oczywiście nie było to prawdą, ale duma nie pozwalała mu na inną odpowiedź. — Tę dziewczynę powinien ktoś nauczyć prawdziwego życia i pokory. Wyślę ją do Vito.
Stężałem. Vito zajmował się w naszym oddziale kobietami. Torturował je, wyciągał informacje, a przede wszystkim wykorzystywał seksualnie. Mówiąc krótko, zajmował się tą robotą, której ani ja, ani Normano byśmy się nie podjęli. Żaden z nas w życiu nie poniżyłby i nie wykorzystał kobiet, a on i owszem. To dlatego go tak nienawidziłem. Mój ojciec stał oczywiście na szczycie listy osób, których nienawidziłem, ale Vito plasował się zaraz za nim, choć oczywistym było to, że moja lista wrogów do krótkich nie należała. Nie mniej, gdyby Vito przypadkowo coś by się stało, to bym nie płakał za nim.

CZYTASZ
L'amore
RomanceLiliana Costello to dziewczyna, która patrzyła na świat przez różowe okulary. Kochała słoneczniki, sztukę, a przede wszystkim swoją rodzinę, dla której była w stanie zrobić wszystko. Właśnie dlatego zgodziła się na weekendowy wyjazd z Nowego Jorku d...