,,People killin', people dying"
— Black Eyed Peas, Where is the love?
Liliana
Kolejny tydzień mijał powoli i w miłym towarzystwie Leona. Co rano, gdy się budziłam, on stał w progu moich drzwi i mnie obserwował w kompletnym stroju i w skupieniu. Zastanawiałam się, czemu to robił, ale nie zapytałam. Być może wiązało się to z tym, że był moim ochroniarzem i Gabriel wiedział. Przez cały ten czas jednak nie śniły mi się koszmary, a barwne historie z udziałem tego mężczyzny. Zazwyczaj odzwierciedlały to, co robiliśmy za dnia, jak na przykład chodzenie do parku, kina czy teatru. Dzisiaj jednak było inaczej, bo choć cały dzień Leon zadeklarował się być przy mnie, chodził dziwnie spięty.
— Widzisz tamtą gwiazdę? — spytał mężczyzna, pokazując na coś palcem. Leżeliśmy na plecach na dachu apartamentowca, obserwując gwiazdy.
— Jest ich pełno, o którą chodzi?
Leon się podniósł i ułożył na przedramionach, a potem spojrzał na mnie. Również podniosłam się z koca i usiadłam po turecku. Mężczyzna niepewnie usiadł za moimi plecami i czułam jego klatkę piersiową na plecach, a także głębszy oddech na karku. Przeszedł mnie dreszcz i sama nie wiedziałam, czym to było spowodowane.
— Tę — wyjaśnił cicho i podniósł jedną z moich dłoni, wskazując jej palcem w to miejsce, o które mu chodziło. Pokiwałam głową. — To Syriusz. Jest bardzo jasną gwiazdą, najjaśniejszą. Nazywa się ją także Gwiezdnym Psem. Stanowi jeden z wierzchołków Trójkąta Zimowego. — Poruszył moją dłonią tak, żeby uformować trójkąt.
— Skąd tak dobrze znasz się na gwiazdach? — Spojrzałam na niego przez ramię, patrząc w iskrzące się oczy. Nasze twarze były tak blisko siebie, że gdybym się pochyliła odrobinę w przód, mogłabym go pocałować.
— W przeszłości wiele o nich czytałem. — Zgarnął jeden z moich kosmyków z twarzy. — Przed inicjacją często wymykałem się w nocy na dachy różnych budynków, żeby po prostu posiedzieć i patrzeć w niebo.
— Chciałabym móc tak robić — westchnęłam, opierając policzek o jego ramię.
— I dopóki będziesz ze mną, będę zabierał cię na nocne oglądanie gwiazd tak wiele razy, ile tylko będziesz chciała — zadeklarował z mocą.
Vitale
Trzy pierdolone tygodnie i udało mi się dojść do tego momentu, w którym byłem teraz. Z piękną Lilianą w moich ramionach, na kocu, wpatrując się w gwiazdy. Przebywając z nią jakoś sam z siebie się otwierałem i mówiłem więcej niż w towarzystwie innych, szczególnie żołnierzy i ojca.
— Byłeś dzisiaj spięty, wszystko dobrze? — Czasem zapominałem o tym, jak wiele Lily potrafiła zobaczyć.
— Tak, oczywiście. — Nie mogłem jej powiedzieć, że zabiłem dzisiaj pięciu ludzi i ojciec zaprosił nas na jutro na wspólny obiad. — Nie przejmuj się mną. To ja mam obowiązek cię chronić, kochanie.
Kurwa, panuj nad sobą!
— To nie ochrona, a... interesowanie się tobą. Nie umiem obojętnie patrzeć na tych, na których mi zależy.
— Zależy ci na mnie? — Zdziwiłem się, ale nie chciałem jej tego okazać.
— Spędzamy ze sobą masę czasu. To oczywiste, że nie jesteś mi obojętny. — Ponownie spojrzała mi w oczy z ciepłem w lazurowych tęczówkach.

CZYTASZ
L'amore
RomanceLiliana Costello to dziewczyna, która patrzyła na świat przez różowe okulary. Kochała słoneczniki, sztukę, a przede wszystkim swoją rodzinę, dla której była w stanie zrobić wszystko. Właśnie dlatego zgodziła się na weekendowy wyjazd z Nowego Jorku d...