Rozdział 30

4.3K 227 167
                                        

,,You've been messing with a stone cold heart"

— Ana Whiterose, Stone cold heart

Vitale

Wróciliśmy do domu z Normano, kilkoma żołnierzami Costello i ciałem ojca w trumnie. Nie spodziewałem się, że z jednego pogrzebu przyjdzie mi wracać na kolejny, ale to nie ja wybrałem ten los. Uroczystość na cześć Emiliano Pirelliego była cicha i zaproszono na nią niewiele osób. Nawet nie odbyła się dla niego stypa. Wszyscy już wiedzieli, czego dopuścił się na nieswoim terenie capo, który powinien wykazywać się większym rozsądkiem.

Dlatego też, kiedy główni przełożeni, kapitanowie i podszefowie, zebrali się na obradach, czułem stres. To dość obce mi uczucie skumulowane jeszcze tym, że Liliana dowiedziała się prawdy, tak jak obiecał mi jej ojciec, a także przez to, że dałem jej prawo wyboru, na które Costello też z trudem się zgodził. Siedzący ze mną w jednym gabinecie mężczyźni rzucali mi sceptyczne, ale też i godne podziwu spojrzenia. Słyszeli historie na mój temat, każdą opowiadano z dumą i podziwem. Kryła się w ich oczach również nieufność, bo w końcu wiedzieli, co zrobił poprzedni capo, ale żaden na głos tego nie powiedział. Zapewne dla nich to też był wielki problem, aby się przełamać. W końcu miałem jedynie dwadzieścia jeden lat. Zbyt mało na to, by posiadać tak wielką władzę. Tyle, że oni nie wiedzieli, że większość tego, co powinien robić ojciec, robiłem ja.

— Ktoś musi utrzymywać władze — podjął w końcu jeden moich wujków, Castian, a także podszef z Minneapolis. — A wiadomo, że Vitale ma do tego największe predyspozycje jako syn Emiliano.

— Nie powtarzaj tego więcej — mruknął siedzący obok mnie Normano z nogami na stole. Wałkowałem ten temat tak długo, że nawet jego już irytowało to, że ktoś mówił o byłym capo, jako moim ojcu. — Bo potem to ja słucham jego burczenia.

Spojrzałem na przyjaciela zimnym spojrzeniem, choć, dupek, miał rację. Zepchnąłem jego nogi ręką ze stołu. Teraz nie mogłem takiego czegoś tolerować, choć nigdy mi to nie przeszkadzało. Wszyscy znali pełen dystansu styl bycia Normano, jednak inni musieli zobaczyć we mnie kogoś stanowczego nawet względem swojego consigliere. Teraz i tak czekało nas sporo zmian.

— To prawda — rzuciłem do wszystkich zgromadzonych przy stole, obrzucając ich chłodnym spojrzeniem. — Emiliano Pirelli nie jest już moim ojcem i macie więcej tego nie wspominać. To nie jest prośba, a rozkaz i jeśli usłyszę jeszcze raz od kogoś coś na temat mojego pokrewieństwa z tym zdrajcą, będzie miał szansę zasmakować ostrza mojego noża w pojedynku na śmierć i życie. I to nie ja w nim przegram.

Kilku z moich ludzi mruknęło z podziwem, inni spuścili głowy. Czyli robiłem to, co powinien robić dobry capo. Zdobyłem respekt i strach przede mną. Musieli mnie szanować, Oddział nie mógł osłabnąć.

— Ktoś chciałby się wypowiedzieć w kwestii rządzenia? — kontynuowałem, gdy odpowiedziała mi cisza. Podszef z Indianapolis wstał. To był kolejny z moich krewnych, jakaś piąta woda po kisielu.

— Uważam, że zważywszy na wszystkie historie z twoim udziałem powinniśmy dać ci szansę. — Tutaj popatrzył po twarzach innych mężczyzn, szukając poparcia. Kapitan Moretti również wstał.

— Tu nie chodzi o szansę — wtrąciłem, zanim kapitan otworzył usta. — Tu chodzi o to, czy któryś ma do tego zastrzeżenia i chce sprawdzić na swojej skórze moje umiejętności, czy też będzie wiernie pode mną służył.

— Ja będę — oznajmił Moretti. Był tutaj od zawsze jako przełożony żołnierzy. Można powiedzieć, że trzecia ręka Emiliano, a teraz moja.

L'amoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz