Rozdział 33

4.4K 204 185
                                    

,,If I had only felt the warmth within your touch,

if I had only seen how you smile when you blush

or how you curl your lip when you concentrate enough,

I would have known what I was living for all along"

— Sleeping at last, Turning page

♡powiadają, że na ślubach się płacze

Vitale

Kościół zapełniony był gośćmi gotowymi na ceremonię. Wszyscy oddawali broń przed wejściem do świątyni, zgodnie z naszą tradycją i kulturą chrześcijańską. Sam stałem przed ołtarzem i nie wiedziałem, czy byłem bardziej rozkurwiony emocjonalnie, czy czujny na jakiekolwiek poruszenie. Normano siedział w ławie obok mnie, a dalej moi krewni, podszefowie, kapitanowie i rodzina wraz z gośćmi Costello. Dosłownie wszyscy wyglądali na ciekawych i podenerwowanych, ale nie ja. Nie zamierzałem pokazywać swoich emocji na zewnątrz, kiedy wokół mnie było tak wielu ludzi, którzy mogli to wykorzystać. Po drugiej stronie, w ławie, siedziała przyjaciółka Lily, czyli domniemana Marcella, o której wiele słyszałem. Widziałem, do czego była zdolna na pogrzebie Marii Costello. Patrzyła prosto przed siebie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ciekawe czy ona coś wiedziała, czy nawet jej Liliana niczego nie powiedziała. Dobrze maskowała swoje emocje.

— Wyspowiadałeś się chociaż? — Usiadłem obok Normano, który akurat układał swoje włosy. Narcyz. Spojrzał na mnie i przewrócił oczami.

— A jak myślisz? — odpowiedział pytaniem na pytanie, ale nie dał mi czasu na odpowiedź: — Albo wiesz co? Nie odpowiadaj. — Spojrzał w stronę ołtarza. — Dobra, już czas — westchnął ciężko, wstając. Wszyscy wstali, gdy wszedł ksiądz. Pokiwałem głową i wraz ze swoim consigliere stanęliśmy przed ołtarzem.   

Duchowny posłał mi pytające spojrzenie, czy możemy zaczynać, a ja z opanowaniem odpowiedziałem mu skinieniem głowy. Normano wyglądał na rozluźnionego, a stojąca obok niego Marcella nawet nie spojrzała na mojego przyjaciela ani tym bardziej na mnie. Bawiła się fragmentem swojej kremowej sukienki, która podkreślała jej kształty. To ta sama dziewczyna, która miała zostać wydana za mąż za tego starego faceta z Famiglii. Nawet w Chicago mówiło się o jej uporze i utrudnianiu zadania. Dzisiaj miała związane włosy w kok, a ciemne kosmyki, które się z niego wymykały, opadały drobnymi falami na jej różowe policzki.

I wtedy organy rozpoczęły swoją harmoniczną melodię. Serce podskoczyło mi do gardła. Naprawdę się żeniłem. Uniosłem głowę w górę, patrząc na cały kościół przed sobą i wziąłem głęboki oddech. Tylu ludzi czekało tak samo, jak ja. Nigdy nie wiedziałem, co w takiej sytuacji robić. Kiedy czekałem aż Lily przemierzy świątynię i stanie obok. Nie było to niczym dziwnym, skoro nawet nigdy nie kochałem, dopóki nie poznałem mojego anioła. Mogło się to wydawać dziwnym, ale to właśnie z nią przeżyłem najwięcej pierwszych razów, które coś dla mnie znaczyły. Były prawdziwe. Tego nie mogłem się wyprzeć. Dlatego czułem wdzięczność wobec Liliany i cierpliwie czekałem, słuchając tych przeklętych organów.

A potem pojawiła się ona.

Liliana miała na twarzy welon, ale nie przeszkadzał mi w dostrzeżeniu jej idealnej twarzy, pomalowanej tak subtelnie, jaka była cała dziewczyna. Wyglądała jak najprawdziwszy anioł i, cholera, czułem się jak świadek objawienia, kiedy na nią patrzyłem. Właśnie w taki sposób sobie wyobrażałem tę chwilę. Uśmiechała się lekko i sunęła przed siebie, trzymając swojego ojca pod rękę, tak jak powinno to wyglądać. Wzrok miała utkwiony we mnie i, Bóg mi świadkiem, nigdy nie czułem tak wielkiej ulgi, radości, ogólnie emocji, jak w tamtej chwili. Marcella odetchnęła głośno z ulgą, co zamaskowała kaszlnięciem, a muzyka w kościele wciąż grała. Nic nie liczyło się poza Lily. Poza kobietą, która mi wybaczyła i zdecydowała się zaryzykować.  

L'amoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz