Rozdział 19

4.1K 191 190
                                    

,,Come back and bring back my smile.

Come and take these tears away.

I need your arms to hold me now."

— Toni Braxton, Un-break my heart

Vitale

Kiedy szedłem do ojca, miałem mocno mieszane uczucia. Głównie dlatego, że Normano powiedział mi o tym, co mówił mu capo. Musiałem z nim sam to wyjaśnić, ale w taki sposób, żeby nie wydać swojego przyjaciela. Okazało się jednak, że Emiliano udawał, że nic się nie stało. Chwilę później z łazienki wyszła Noellia, wymuszając uśmiech. Wiedziałem już, czemu miał tak świetny humor, ale nie wnikałem. Nie mogłem tego zrobić, mimo iż bardzo chciałem.

Omówiliśmy z capo jakieś błahe tematy, po czym poinformował mnie o tym, że wszyscy z tamtego gangu nie żyją. Z Gavinem rozliczył się młody Matteo. Przyjąłem tę informację z obojętnością, choć oczywiście miałem ochotę się zemścić na ich przywódcy. Cóż, czasu cofnąć nie mogłem. Mówi się trudno i żyje dalej. Teraz miałem inne zmartwienia niż odczuwanie urazy, bo nie mogłem kogoś zabić.

Wyszedłem z gabinetu mojego capo i od razu za nimi stał Gabriel, oparty o filar. Dupek, co mnie nafaszerował jakimś gównem i powalił na sam nie wiedziałem, ile czasu. Standardowo go zignorowałem i poszedłem dalej. Nie chciało mi się z nim rozmawiać. Oczywiście, że ruszył za mną.

— No, jak się dzisiaj czujemy? — rzucił z przekąsem. Przewróciłem oczami.

— Spierdalaj — warknąłem do niego.

— Chodzi o Lilianę. — Zatrzymałem się i powoli odwróciłem. Dupek wiedział, jak mnie podejść. Przed każdym innym udawałbym, że mnie to nie obeszło, ale to był ten cień, który wiedział o wszystkim. Westchnąłem, dając mu znać, żeby mówił dalej. — Atak na Nowy Jork właśnie się rozpoczął.

Nie musiał nic więcej mówić. Podążyłem do windy po drugiej stronie korytarza, a Gabriel został z tyłu, patrząc na mnie surowym spojrzeniem. Ubrany jak zwykle w czarne ubrania chwilami mnie w takich ciemnościach przerażał, ale tylko z wyglądu, a nie dlatego, że bałem się jego siły. Do tego ten jego uśmiech, na którym raz go przyłapałem. Masakra. Wjechałem na piętro Lily, a potem zapukałem, ale nie odpowiedziała, więc bez dalszego czekania wszedłem do otwartego mieszkania. Było późno, a nasza ochrona zdążyła już wrócić do domu, ale mimo to Liliana nie powinna zostawiać otwartych drzwi. Pieprzony Gabriel także nie.

Usłyszałem lejącą się wodę, więc bez myślenia wszedłem do łazienki. Komora była zaparowana, ale widziałem dokładnie za nią bladą sylwetkę córki nowojorskiej mafii. Wyglądała na przybitą, nawet jej ciało ją zdradzało. Zastanawiałem się przez chwilę czy nie wyjść z pomieszczenia, ale wtedy oparła się dłonią o ścianę i wydawało mi się, że ledwo stała na nogach, dlatego też otworzyłem cicho komorę, aby jej nie wystraszyć i już chciałem zapytać czy wszystko w porządku, gdy się odwróciła i pisnęła, a wiśniowy preparat upadł na ziemię. Stała przede mną goła i cała morka.

Cholera.

— Leonie, co ty tu robisz? — zapytała nienaturalnie wysokim głosem.

— Przyszedłem sprawdzić czy wszystko w porządku. — Schyliłem się, aby podnieść jej żel i odruchowo uniosłem głowę w górę w tym momencie, gdy moja twarz znajdowała się na wysokości jej cipki.

Ja pierdolę.

— Proszę. — Podałem jej przedmiot, uprzednio odchrząkując. Moje spodnie stały się bardzo niewygodne.

L'amoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz