Rozdział 25

4.6K 196 136
                                    

,,You're saying I'm the one, but it's your actions that speak louder.

Giving me love when you are down and need another"

— The Walters, I love you so 

Vitale

Obserwowaliśmy całą trójką nagłe spotkanie rodzinki z Sycylii i tej z Nowego Jorku. Trzy oddziały w jednym miejscu nie mogły oznaczać czegoś dobrego, ale jednak żaden z przedstawicieli nie wyciągnął broni. Oczywiście poza Normano, ale on po prostu się nudził i małym nożykiem robił jakieś szlaczki na fakturze stołu, gdzie obrus nie zakrywał już drewna.

— Co to, do cholery, ma znaczyć? — rzucił Emiliano, choć żadne z nas nie było mu w stanie odpowiedzieć na to pytanie we właściwy sposób.

— Wyglądało to na mini zjazd rodzinny, tyle że bez wyciągania broni — zauważył consigliere. Przewróciłem oczami.

— Ta rozmowa była zbyt pokojowa, jak na kogoś, od kogo uciekła dwójka dzieci — mruknął ojciec, chwytając swoimi palcami czarne wąsy. — Ale cóż, Eduardo patrzył łakomym spojrzeniem na Vincenta Capone, może ma wobec niego jakieś zamiary.

— Uważam, że nie jest to nasz interes — stwierdziłem, a capo przytaknął, ale mimo to patrzył na stojących we dwoje Nicolasa i Lilianę, gdy ta po chwili odeszła wraz z Gabrielem.

— Gdzie będziemy dzisiaj spać? — zapytał Normano. — Czy może wracamy do domu, zanim Vitalemu uda się zaliczyć?

— Normano, odetnę ci język — pogroziłem mu, posyłając zdenerwowane spojrzenie.

— Tak tylko żartuję. — Wzruszył ramionami w niedbały sposób.

— Nicolas zaprosił nas do swojego domostwa na tę noc — wtrącił ojciec, nim któreś z nas powiedziałoby za dużo. — Każdy z nas dostanie własny pokój, których u niego nie brakuje.

— A jaki jest powód tego luksusu? — Uniosłem brwi w górę. Emiliano rozciągnął usta w uśmiechu.

— Ty nim jesteś — odpowiedział krótko. — Ty i panna Costello. Będziemy omawiać szczegóły waszego ślubu. — Jego głos pozostał beznamiętny.

— W dzień pogrzebu? — wtrącił się Normano. — Myślałem, że to ja jestem obcesowy i nietaktowny.

— Bo jesteś — powiedziałem, uśmiechając się do niego chamsko.

— Po prostu Nicolas uważa, że to dobry moment, aby omówić kwestię wesela, póki jesteśmy tutaj wszyscy — stwierdził sztywno.

— Zakładam, że Lily nie zostanie o tym poinformowana? — drążyłem, czując irytację. Nigdy nie lubiłem, gdy robiono coś za moimi plecami, a Lilianie zawsze zależało na samodzielności. Żadne z nas nie miało głosu w sprawie, która nas najbardziej dotyczyła.

— To nie moja sprawa — stwierdził lekko, choć chwilę wcześniej gotowy był na to, aby wpakować się między odział Nowego Jorku a ten z Sycylii. Może tym stwierdzeniem chciał mi dopiec. To było w jego stylu.

— Wracajmy już, prawie wszyscy zdążyli wyjść — zauważył Normano. Rzeczywiście, poza nami dwoma i Nicolasem Costello, przed którym stała jakaś dziewczyna z innym mężczyzną, nikogo już nie było.

— Zachowajcie się przykładnie — upomniał nas ojciec, wstając i kierując te słowa raczej do swojego consigliere.

— No co? To pogrzeb, wiem jak się na takich zachować — fuknął cicho, ponieważ zdążyliśmy się już zbliżyć do capo i dwóch innych osób.

L'amoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz