Rozdział 2

6.3K 281 373
                                    


,,When I was young I never needed anyone"

— Celine Dion, All by myself

Vitale

Siedziałem na końcu długiego stołu obok mojego ojca i bardzo się nudziłem. Takie spotkania nigdy mnie nie interesowały. Wolałem jeździć z Normano w odwiedziny do należących do nas barów czy przesłuchiwać zdrajców. Mój wyraz twarzy pozostawał kamieniem i nawet nie słuchałem, co do powiedzenia miał Rico, bo myślami byłem gdzieś indziej, z czego z całą pewnością siedzący obok mnie Emiliano Pirelli wcale nie był zachwycony. Co więcej, byłem przekonany, że mnie ukarze za brak większego skupienia i zbyt małej dojrzałości, jak na dwudziestojednoletniego mężczyznę.

Wtedy nagle zrobiło się ciekawie. Rico przestał się produkować nad tematem skrzynek koki, które były w posiadaniu Chicago, a wszyscy siedzący w pomieszczeniu mężczyźni się spięli. Być może i był środek lata, ale temperatura mocno spadła wraz z pojawieniem się w sali konferencyjnej Nicolasa Costello, capo Wschodniego Wybrzeża oraz jego consigliere Edmundo Capone. Nie mieli przy sobie obstawy, ale z pewnością też nie oddali broni przy wejściu tutaj. Zastanawiałem się, co tu robili. Jaki był tego sens, bo nikt nie powiedział mi o tym, że nagle się tutaj zjawią, a byłem synem capo i o tym powinienem raczej wiedzieć.

— Moi przyjaciele ze Wschodu! — Pierwszy zareagował ojciec. Wstał i zrobił komiczny gest rękoma, jak gdyby chciał ich objąć na powitanie. Mężczyźni weszli w głąb pomieszczenia i zajęli dwa fotele po drugiej stronie wielkiego stołu.

— Emiliano. — Nicolas skinął głową w geście powitania. — Wydaje mi się, że wieki minęły od naszego ostatniego spotkania.

— Trzynaście lat — uściślił mój ojciec, gdy siadał w fotelu. Chicagowski mafioso w pełnej krasie. — Stwierdziliśmy, że skoro niedługo nasze oddziały połączy nierozerwalna więź to powinniśmy się spotkać w tym wyjątkowym dniu.

Zbyt dobrze znałem swojego ojca. Z całą pewnością coś kombinował i wcale nie miałem zbyt dobrego przeczucia. Poza tym, nawet słowem nie wspomniał o wizycie tak ważnych osób na dzisiejszym spotkaniu, a zazwyczaj dowiadywałem się o czymś pierwszy. Jedynym plusem tej dziwnej sytuacji było to, że odkąd dwóch ludzi z Nowego Jorku się tu pojawiło, nie mogłem narzekać na nudę. Chyba nikt nie mógł, bo wydawać by się mogło, że wraz z ich przyjściem tutaj przywieźli ze sobą bryzę znad Atalantyku, za którym osobiście nie przepadałem. Stany wschodu wydawały mi się przygnębiające i nudne.

— Kontynuuj, Rico. — Ojciec skinął na naszego ręką. Rico był jednym z najlepszych strategów jakich mieliśmy i byłem pewien, że siedzący obok mnie mężczyzna chciał się nim pochwalić przed gośćmi.

Po skończonym spotkaniu wyszli wszyscy podszefowie i kapitanowie, a nawet ochrona. Zostałem ja, który czekał aż ojciec mu pozwoli odejść, Normano, consigliere ojca i członkowie nowojorskiej mafii. Zastanawiałem się nad zamiarami wszystkich tu siedzących osób. Nie obawiałem się, że któryś mnie skrzywdzi. Byłem najlepszy w walkach na noże z całego Oddziału, oczywiście zaraz po ojcu, chociaż i do tego miałem pewne obiekcje. Nie, żebym się chwalił.

— Więc, czemu mnie tu sprowadziłeś, Emiliano. — Nicolas zaplótł dłonie na blacie przed sobą z kamiennym wyrazem twarzy. Nawet z jego oczu bił chłód. Najlepsze było to, że nie kupił tej bajeczki z wyjątkowym dniem, a ja nawet, kurwa, nie rozumiałem, o co mojemu ojcu chodziło. Miałem być jego następcą, a nie ustalał ze mną takich szczegółów.

— To mój syn Vitale. — Ojciec mnie przedstawił. Skinąłem głową zgodnie z etykietą, wciąż zafascynowany i lekko zdziwiony tym, co się działo, choć wyraz mojej twarzy pozostał neutralny. Mężczyźni odpowiedzieli mi tym samym. Przynajmniej oni traktowali mnie jak kogoś równego. — Vitale nie wie o naszym układzie sprzed trzynastu lat, Nicolasie.

L'amoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz