Rozdział 5.1

379 33 2
                                    

- Czyli masz syna i nauczyłeś go jak kraść? - zapytałam opierając dłonie o parapet.

- Nauczyłem go kraść z gracją. Zdolny chłopak. Polubiłabyś go. - powiedział jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

- Jest twoim wyjściem awaryjnym? Gdyby coś nie wyszło?

- Jest moim zastępstwem, kochanie.

- Przestań jęczeć do cholery! - szłam powoli za Arturo, który czołgał się po ziemi z postrzeloną nogą. - Możesz się zatrzymać?

- Nie dotykaj mnie! Rana jest obok tętnicy udowej!

- Nie wytrzymam.. Helsinki? - spojrzałam na mężczyznę. Ten kiwnął głową i podszedł do Arturo. Pomógł mu wstać i oboje skierowali się do jednego z pomieszczeń aby móc go zszyć.

- Dam się dotknąć tylko prawdziwemu chirurgowi. - jęczał dopóki nie zniknęli za zakrętem.

- Idiota. - westchnęłam i wraz z Denverem i Julią ruszyliśmy do wyjścia ale zatrzymała nas Sztokholm.

- Lagos, co ty kurwa zrobiłaś? - oburzyła się.

- Facet miał M16.

- Arturo z M16 jest bezradny. Z bazooką też! Mamy regulamin!

- Być może uratowałam ci życie. Powinnaś mi podziękować.

- Zrobiła to, co musiała. - wtrącił się Denver.

- On by nic nikomu nie zrobił!

- Arturo nigdy nie jest winny. - dodał Denver. Wstrzymałam nieświadomie powietrze czując do czego dąży ta rozmowa. - Nieważne co robi. Czy ma M16, czy ociera się o ciebie ze wzwodem, czy atakuje zakładniczki, to zawsze wina kogoś innego. Przestań oskarżać i zabierz się do roboty. - skończył i wyszedł wraz z Julią.

- On zgwałcił zakładniczkę. Podał jej tabletki, otumanił i dobrał się do niej. Nie można wiecznie szukać wyjaśnień dla jego zachowania. Tak jak nie można bagatelizować go tylko dlatego, że jest idiotą. Mógł teraz skrzywdzić kogoś z nas bądź z zakładników. Nie ma taryfy ulgowej. - powiedziałam i zostawiłam przyjaciółkę samą. Nie żałowałam swojej decyzji. Kto wie jak mogło się to dalej potoczyć.

- Nie możesz tego zrobić inaczej? Musi to iść akurat w tym kierunku? - zapytałam przeczesując włosy palcami.

- Ten plan jest idealnie dopracowany. Nie ma możliwości żadnej zmiany. - objął mnie i przycisnął moje plecy do swojej klatki piersiowej. - Nie miało cię tu być. Nie miałem się zakochać. Jesteś jedynym punktem, którego nie przewidziałem i teraz muszę ponieść tego konsekwencje.

- Oboje musimy ponieść konsekwencje. Tylko jaką mamy gwarancję, że przeżyje? Że nic mi się nie stanie?

- Włos z głowy ci nie spadnie. Ja daje ci na to gwarancje.

Spotkaliśmy się w pomieszczeniu, z którego nawiązywaliśmy kontakt z Profesorem. Zaraz miała odbyć się rozmowa kontrolna. Lizbona ubrana już w czerwony kombinezon stanęła przed sprzętem.

- Lizbona do Profesora. - powiedziała. - Rozmowa kontrolna. - lecz odpowiadała jej tylko cisza. Siedzieliśmy coraz bardziej zdenerwowani czekając na odzew z jego strony.

- Tu Profesor. - odezwał się w końcu.

- Cześć, Sergio. Plan Paryż wykonany. Rozpoczynamy Plan Rzym. Za godzinę zaczynamy wydobycie.

- Nie będzie wydobycia. - odparł poważnie, a my spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. - To może być nasza ostatnia rozmowa. Odkryli zbiornik.

- Cześć, Lizbona. - odezwał się drugi, tym razem damski głos, który należał do najbardziej znienawidzonej przeze mnie kobiety.

- Alicia. - warknęłam zaciskając pięść.

- Witajcie Tokio, Helsinki, Denver i wszystkie miasta, których nazwy znacie ale już ich nie odwiedzicie.

- To ona prowadzi tę sprawę? - zapytał Denver.

- Powiedzmy. Co tam u was? Musicie być rozchwiani emocjonalnie. Tyle ostatnio się dzieje, ale już nie musicie się tym martwić. To koniec. Czas zapłacić odpowiednią cenę. Ostatnie słowa, Profesorze?

Ta cisza była jedną z najgorszych. To był ten moment gdy wszyscy, włącznie z Profesorem, zdaliśmy sobie sprawę, że przegrywamy.

- Przepraszam, Raquel. Przepraszam, Rio. Przepraszam, Palermo. Przepraszam, Helsinki. Przepraszam, Manila. Przepraszam, Bogota. Przepraszam, Sztokholm. Przepraszam, Denver. Przepraszam, Tokio. Przepraszam, Lagos. Bardzo mi przykro.

- Chętnie rozmawiałabym z wami godzinami i komentowała najlepsze akcje jak na przykład fretka w kanalizacji, ale mam tu dużo do omówienia. Bez odbioru, misie.

- Ja pierdole. - Tokio uderzyła pięścią w stół. - Musi być jakiś plan B. On zawsze ma plan B.

- Tym razem nie ma planu B. - przyznała Lizbona.

- Jest aż tak egocentryczny? Ma plan na wszystko poza porażką? Nie do wiary.

- A co proponujesz? Jest tylko jeden sposób na wydostanie złota. Nie ma planu B, bo tylko plan A jest wykonalny. - powiedziała. Tokio usiadła ponownie zrezygnowana. Nikt z nas nie wiedział co teraz będzie.

- Przegraliśmy partię. - zabrałam głos. - Ale wiecie, co zrobić, żeby wygrać, kiedy już się przegrało? Kiedy się przegrało, wygrać można tylko rozpoczynając od nowa.

- Przegraliśmy, owszem. - dodała Lizbona. - Ale wciąż żyjemy. I..

- Wojsko! - krzyknął Helsinki przerywając Lizbonie.

- I dużo żołnierzy. - powiedział Rio.

To ta chwila gdy uderzasz w ścianę z prędkością 150km/h. Koniec drogi. To zdarza się w którymś momencie życia.
Któregoś dnia u twojego brata stwierdzają śmiertelną chorobę.
Któregoś dnia uświadamiasz sobie, że nie zobaczysz już dziecka.
Że więcej nie zobaczysz przyjaciół.
Że nigdy się nie zakochasz.
Że został ci ostatni uścisk ojca.
Że twoja rodzina już nigdy się nie spotka.
Wszystko, co przeżyliśmy w czerwonych kombinezonach kończy się teraz. Tutaj.
To był koniec naszej wspólnej drogi.

- Nie możesz mi obiecać, że przeżyje.

——————
Witam serdecznie! ☺️
Ale miło znowu wrócić do tej książki. Mam nadzieje, że uda mi się wyciągnąć coś ciekawego bo nie ukrywam, że wyszłam z wprawy.
Miłego czytania ❤️

Enjoy!

V.

Plan berliński || BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz