Rozdział 4.2

965 78 14
                                    

Każdy z nas pamięta szczęśliwe momenty z przeszłości. Im bardziej masz przejebane, tym piękniejsze się one wydają. Licząc na cud i słuchając kardiogramu Nairobi myślałam o takich chwilach, na przykład o meczach w klasztorze.


- Została minuta. Brońcie bramki. - zawołała Tokio, która właśnie była bramkarzem w mojej grupie. Palermo wybił piłkę, więc Nairobi poszła za białą linie aby ją wyrzucić. Nie sądziłam, że sekundy przed rzutem będą takie fajne.

- Sędzia, on mnie macał! - wykrzyczał Denver wskazując na Palermo. - Widziałeś to.

- Zamknijcie się. Została minuta. Chcecie tracić czas na kłótnie? - zapytał Profesor.

- Broniłem, a on się przykleił!

- Widziałam jak dotykałeś jego jaj! - rzuciła Nairobi.

- Wystarczy! Nie dotykaj go albo odpadasz z gry. - Profesor zszedł z boiska, a Nairobi wyrzuciła piłkę. W momencie gdy Palermo wyskoczył do góry, Denver podszedł do niego i ściągnął mu spodnie.

- Karny! - stwierdziła Nairobi, ale chłopcy zaczęli się między sobą przekrzykiwać, oczywiście żartobliwie, a ja wraz z dziewczynami stałyśmy z boku i oglądałyśmy scenkę. Gdy Profesor ponownie ich rozdzielił, nadszedł czas na rzut karny. Palermo ustawił się przed bramką w której stała Tokio. Jeden strzał. Jedna szansa. Obrona i wygrana. I szkoda, że dopiero po czasie docenia się takie momenty.


Teraz Tokio była w podobnej sytuacji. Jedna szansa aby uratować życie naszej przyjaciółki. Połączenie zostało zerwane. Byliśmy zdani tylko na siebie. Tokio rozszerzyła odległość między szóstym, a siódmym żebrem i włożyła szczypce by po chwili je wyciągnąć trzymając pocisk. Nie wiedzieliśmy czy wycięcie części płuca uratuje jej życie, czy jeszcze bardziej ją dobije. Odpadł kolejny zawodnik. Drugi gol przeciwko nam.
Mieliśmy też inny problem. Arturo. Człowiek, który zrobi wszystko by się przypodobać kobiecie. Denver zaprowadził mnie i Rio do jednej z łazienek, gdzie sekretarka prezesa przemywała twarz Arturo.

- Wiedziałam, że coś mu zrobisz. Nie dziwie się w sumie, ale żeby aż tak? - zapytałam wycofując się z łazienki.

- Oszalałeś ? Rozwaliłeś go. Musisz się opanować. - powiedział Rio.

- Niby jak? Jestem pod presją. - stwierdził Denver. 

- Właśnie! Zachowujesz się jak bachor!

- Co na to Monica? - zapytałam. - Nie zareagowała pozytywnie, prawda?

- Nie do końca.. znaczy wkurzyła się, ale przejdzie jej. - rzucił.

- Czyli jest wkurwiona. Pójdę z nią pogadać. - oznajmiłam i wyszłam w poszukiwaniu koleżanki. Znalazłam ją przy zakładnikach.

- Matias, będziesz chwile sam. Muszę pogadać ze Sztokholm. - rzuciłam w stronę chłopaka i złapałam Monice za rękę. Zaprowadziłam ją do pierwszego lepszego, wolnego pomieszczenia.

- Coś się stało? - zapytała lekko przerażona.

- Nie, nie, a przynajmniej nie u mnie. Chciałam porozmawiać o tobie. - uśmiechnęłam się lekko. Monica położyła broń na stoliku obok i usiadła na jednym z foteli.

- Chodzi o Arturo, prawda? - oparła dłonie o kolana i spuściła głowę.

- Wygląda fatalnie, ale mnie ciekawi dlaczego jesteś wkurzona. - założyłam ręce na klatce piersiowej i oparłam się o ścianę.

- No właśnie sama sobie odpowiedziałaś. Widziałaś jak go pobił..

- Bo mógł doprowadzić do śmierci Nairobi.

- Nie o to poszło.. Chodzi o tą sytuacje gdy miałam sprawdzić Arturo po tym jak się tu pojawił. - przetarła twarz dłońmi biorąc głęboki oddech.

- Gdy się o ciebie ocierał? - Monica tylko pokiwała głową. - Czyli stanął w twojej obronie.

- Nie musiał być taki agresywny! - krzyknęła. Lekko wzdrygnęłam. - Przepraszam, po prostu nie chce żeby tak robił..

- Monica, jako twoja koleżanka zawsze będę po twojej stronie, ale nie uważasz, że trochę przesadzasz ? Pobił go, bo ten frajer się do ciebie dobierał. - klęknęłam przed nią i oparłam dłonie o jej kolana.

- Co ty możesz wiedzieć... - widziałam po jej wyrazie twarzy, że powiedziała szybciej niż pomyślała. - Wybacz, ja.. - zaczęła ale szybko jej przerwałam.

- Wierz mi, że chciałabym aby Andres się tak o mnie bił. Żebym mogła mu podziękować pocałunkiem, opatrzyć rany i później przytulić. Ale poszedł na całość i oddał życie abym miała możliwość ucieczki z tego pierdolonego tunelu. Więc masz racje, co ja mogę wiedzieć.. - wyszłam trzaskając drzwiami. To był zły pomysł. Bardzo zły.
Udałam się do Nairobi. Weszłam do środka. Leżała nadal nieprzytomna. Nikogo więcej nie było w pomieszczeniu. Podobno Palermo chciał uciec ale nie specjalnie mnie to ruszyło.
- Cześć mała. - usiadłam obok niej. Na razie wszystko wskazywało na to, że jest w porządku. - Fajnie by było, gdybyś się obudziła. Wszyscy się kłócą, a ja stoję z boku i zastanawiam się czy jesteśmy tutaj po to aby się rozejść. Ciekawe czy również kłóciłabym się z Andresem. Znając nasze charaktery, pewnie by tak było.

- Jedyny minus byłby taki, że nie mogłabyś go wyrzucić za drzwi. - usłyszałam Tokio. Opierała się o futrynę drzwi. - Podsłuchiwałam bezczelnie.

- Jasne, że mogłabym go wyrzucić. - zaśmiałam się. Tokio usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem. Złapała za moją prawą rękę i przejechała kciukiem po obrączce.

- Załatwiłaś obrączkę mimo tego, że nie wzięliście w teorii prawdziwego ślubu. Mega słodkie. - uśmiechnęła się, a moje oczy pokryły łzy. - Powiedziałam coś nie tak?

- Nie, tylko.. druga obrączka czeka na niego. Brzeg plaży na Puerta Plata. Stalibyśmy naprzeciw siebie patrząc sobie głęboko w oczy. Powiedziałabym „tak" zanim ksiądz skończyłby tą nudną formułkę. Czekałabym aż powtórzy to samo, ale on pewnie trzymałby mnie w niepewności. Zaśmiałby się z mojej miny po czym padłoby głośne „tak". Mogłabym mu założyć obrączkę, a on złożyłby krótki pocałunek na moich ustach. Czy to chore ? Te moje wyobrażenia? - zapytałam wycierając mokre policzki.

- Ależ skąd. - zaprzeczyła. Widziałam łezki w kącikach jej oczu. - Jeśli w tej wizji jestem druhną to nie. - próbowała rozładować atmosferę.

- Byłabyś pierwszą druhną Tokio. - powiedziałam. Przytuliła mnie do siebie i obie zaczęłyśmy płakać. Nie były to łzy smutku, lecz łzy szczęścia, bo mimo przeciwności losu miałyśmy siebie.

- Powiedz mi, tak szczerze. Nie myślałaś żeby ruszyć dalej? Z kimś innym? - zapytała Tokio gdy już się uspokoiłyśmy.

- Nie.. Pozostanę mu wierna do końca życia. Nie umiałabym nawet spojrzeć w oczy komuś innemu w ten sam wyjątkowy sposób. Samo patrzenie wydawałoby się zdradą. Jakie miałabym usprawiedliwienie gdyby wrócił i zapytał gdzie podziewały się moje ręce ?

——————————
Hejka!
Drugi rozdział części czwartej za nami. Postawiłam bardziej na Lagos aniżeli na akcje. Myślę, że taki „wyjątek" też się czasem przydaje ;).
Na dole standardowo możecie zostawić po sobie ślad. Wczoraj było was bardzo dużo, więc postanowiłam troszkę podziałać przez noc. Aż jestem w szoku ile osób czekało na ciąg dalszy. Nie spodziewałam się, serio. Jesteście super ❤️
Możecie również zaobserwować aby mieć info w sprawie dalszych rozdziałów oraz zajrzeć do innych książek 😊.
Do następnego!

Enjoy!

V.

Plan berliński || BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz