Rozdział 4.3

954 76 13
                                    

Zakochanym zawsze jakiś zegar odmierza czas. Miłość to ciągłe odliczanie. Nie wystarczy kogoś kochać, trzeba jeszcze zdążyć na czas.


- Oo, a co to? - zapytałam Bogote gdy wjechał do pokoju z czymś w rodzaju siedzenia połączonego z silnikiem.

- To dla niej gdy się obudzi. - wyznał zakładając ręce do tyłu.

- Piękny prezent. - uśmiechnęłam się. - Na pewno jej się spodoba.

- A mówiła, że nie tknie mnie kijem... - podszedł do Nairobi i złapał ją za rękę.
Dopiero teraz zrozumiałam co miał na myśli Profesor. Lepiej nie zakochiwać się podczas napadu. To przynosi pecha.

Jako, że Palermo jest chwilo niedysponowany, Tokio starała się wszystko połapać.
- Bogota, Lagos, idźcie na dół przypilnować złota. W razie potrzeby będę wołać przez krótkofalówkę. - zarządziła, a ja nie miałam powodu się stawiać. Machnęłam ręką w stronę Bogoty i razem weszliśmy do windy.

- Podoba ci się. - powiedziałam, a szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

- Mieliśmy o tym nie rozmawiać. - stwierdził. Owszem, była taka umowa. No cóż, szkoda.

- Niestety, zdaje sobie z tego sprawę. - westchnęłam i wzruszyłam ramionami. Drzwi się otworzyły, a w nas uderzyła fala gorąca. Jeden wielki zaduch.
Wszyscy byli na stanowiskach i wykonywali swoją robotę. Jedynie Denver siedział gdzieś na uboczu.

- Co się stało? - zapytał Bogota zajmując miejsce obok niego.

- Byli boso. - rzucił Denver nawet na nas nie spoglądając.

- Boso? Kto? - zapytałam lekko zdezorientowana.

- Rio i Sztokholm.

- No i co? - nadal nie rozumiałam w czym problem.

- Kto chodzi boso w czasie skoku? Zdejmowanie butów na kanapie w trakcie skoku jest dziwne.

- Jesteś głupi. - rzuciłam siadając na ziemi przed chłopakami. - Stary, zaczynasz przesadzać.

- Wierz mi, gdyby chcieli się pieprzyć, zrobiliby to bez zdejmowania butów. - stwierdził Bogota. - Co robiłeś tutaj w nocy?

- To. - pokazał nam małe serce wyrzeźbione ze złota.

- Pobiłeś faceta, zmieniłeś sposób w jaki cię postrzega i sądzisz, że małe serduszko wszystko naprawi? - zapytał Bogota. Wolałam się nie wtrącać. Ja widziałam to trochę inaczej ale oczywiście nie uważam, że mój przyjaciel się myli.

- To co mam zrobić?

- Zmienić się. Teraz uważa, że jesteś złym człowiekiem. Powiedz, co zrobiłeś, że cię pokochała?

- Postrzeliłem ją w nogę aby uratować jej życie. - wspomniał Denver. Bogota zaczął się śmiać. Również uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Staliśmy wszyscy w łazience grożąc sobie po kolei. Zagroziłam Berlinowi, że strzelę sobie w łeb jeśli nie oszczędzi Moniki.

- Coś jeszcze ?

- Tańczyłem dla niej. Opowiadałem historie. Dużo się śmialiśmy.

- I kiedy ostatni raz rozśmieszyłeś? Kiedy ostatni raz opowiedziałeś jej jakąś historie? Kiedy dla niej tańczyłeś? - Bogota trafił w dziesiątkę.

- Zawsze kiedy będziesz chciał się poddać przypomnij sobie dlaczego wcześniej się starałeś. - wstałam i poklepałam Denvera po ramieniu.

- A wasza rozmowa ? - miałam nadzieje, że jednak uniknę tego pytania. Ale cóż..

- Ja patrzę na to inaczej. - spojrzałam smutno w jego stronę. - Ja nie miałam okazji się złościć o takie rzeczy mimo, że bardzo bym tego chciała.

Denver udał się na górę. Stałam i nadzorowałam pracę naszej grupy, a obok mnie ponownie pojawił się Bogota.

- Co sądzisz o tej sytuacji? Pytam z ciekawości. - zagadał zapalając kolejnego papierosa.

- Na początku sądziłam, że to Sztokholm przesadza ale gdy Denver porównał Tokio do maserati, którego tak po prostu się nie zostawia.. Nie, nie wiem. - machnęłam ręką.

- Wiesz, to normalne, że się na nich denerwujesz. Patrzysz na to z innej strony, ale pamiętasz o Ariadnie? Też się denerwowałaś, wkurwiałaś i nie miałaś ochoty go widzieć. Mogę się założyć, że teraz sądzisz, że dałabyś mu wolną rękę. A wiesz dlaczego tak jest? - spojrzałam w jego stronę i przecząco pokręciłam głową. - Bo doświadczyłaś najgorszej straty jaka może spotkać człowieka.

- Powinieneś zostać psychologiem. - zaśmiałam się. Ten objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. I teraz już wiem dlaczego miałam wątpliwości co do tego skoku. Nie skończy się bez ofiar. A dla nas to coś więcej niż napad. Już nie jesteśmy grupą ludzi, którzy nie znają nawet swoich imion. Nikomu już nie zależy na kasie czy złocie. Chcemy tylko stąd wyjść. Nieważne jak, byleby razem.

2 lata temu.

- Co ci strzeliło? To strasznie głupi pomysł. - rzuciłam zdenerwowana.

- Właśnie jest idealny. - stwierdził. Nie dało mu się przemówić do rozsądku.

- A jeśli naprawdę coś ci się stanie? Nie przewidzisz wszystkiego. - przytuliłam się do niego najmocniej jak tylko mogłam.

- Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Nikt nas nie będzie szukał. - złożył czuły pocałunek na moich ustach.

Zostało tylko pytanie, czy aby na pewno się udało?

————————
Hejka!
Lagos coś bardzo emocjonalnie reaguje, ciekawe czemu 🤔
Wiem, że rozdział nie zachwyca, ale akcja się rozkręci, obiecuje. Mogę tylko powiedzieć, że bardzo lubię zaskakiwać ;)
Do następnego!

Enjoy!

V.

Plan berliński || BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz