Rozdział 5.7

295 20 1
                                    

Udało się. 90 ton złota właśnie płynęło do ojca Manili i jego pracowników. Niedługo później dołączył do nich Profesor. Zajęli się ponownym przetopieniem złota na sztabki.
Teraz siedzieliśmy przy winie i wznosiliśmy toast za udaną część misji.

- Słuchajcie. - zaczął Matias. - Też chce nosić nazwę miasta.

- Dopiero teraz? - zapytałam upijając łyk alkoholu.

- Załóżmy, że nas aresztują. Co powiedzą w telewizji? „Aresztowano Palermo, Rio, Manile, Bogotę, Lagos i Matiasa Cano. Brzmi jak stażysta. - zaśmialiśmy się na jego uwagę.

- Masz jakąś nazwę? - zapytał Palermo.

- Pampeluna. - odparł dumnie ale spotkał się z ciszą i krótkimi uśmiechami.

- W dechę.. Idealne imię dla takiego oszusta. - skomentował w końcu Bogota. Ironicznie co prawda ale zawsze coś.

- Co jest złego w Pampelunie?

- Znajdź coś dobitniejszego, co można powiedzieć jednym tchem. Jak na przykład Rio.

- „Manila" jest egzotyczna, seksowna, groteskowa.. - odparła właścicielka tego pseudonimu.

- Byliście kiedyś w Pampelunie? Odbywa się tam najdzikszy festiwal na świecie — Sanfermin. Nawet Japończycy biegają z bykami. Hemingway napisał o tym powieść, która jest lekturą w USA. Znacie tytuł? To Słońce też wschodzi. Chcecie imprezować do rana? To jedźcie na Sanfermin. - powiedział uderzając dłonią o stół.

- Niech będzie Pampeluna! - zaśmiał się Bogota.

- Za Pampelunę! - odparłam dźwigając kieliszek.

- Za Pampelunę!

Rozeszliśmy się chwilę później. Krążyłam po korytarzach trzymając broń w dłoniach. Nagle w słuchawce usłyszałam głos Profesora.

- Całe złoto przepadło. Okradziono nas.

Stanęłam w miejscu. Od powrotu Rio, złoto było naszym priorytetem. To dla niego siedzieliśmy tu tyle czasu i teraz jesteśmy w potrzasku. 
W pewnej chwili, przez okno przede mną wpadł jeden z żołnierzy. Za nim pojawiło się kilku kolejnych. Nim się obejrzałam, klęczałam ze związanymi rękami obok moich przyjaciół. Dostali się do środka. Złapali nas. Byliśmy jak na tacy. Można powiedzieć, że dzielił nas krok od przegranej. Czemu tylko krok? Bo w tym momencie w moje życie wchodził plan berliński.

- Pułkowniku, zapraszam. - odparł Sagasta. Jeden z żołnierzy, który przeżył. Obserwując sytuacje zauważyłam, że żołnierzy, którzy przeżyli było trzech — i mówię tu o akcji, podczas której zginęła Tokio. Skubana blondyna musiała przeżyć i zaplanować tą sytuację z Sagastą i policją. Krążyła po Banku niczym duch.

Do środka wszedł Pułkownik Tamayo. Ucieszony wziął komunikator Lizbony i zaczął mówić do Profesora.

- Profesorze, tu Tamayo. Dziwisz się, że mówię przez radio gangu. Z przykrością informuje, że to nie jedna z twoich sztuczek. Jeśli chcesz dowodu, zaczekaj. - przystawił radio do ust Raquel.

- Nie martw się. Jesteśmy żywi, choć na kolanach. Rozbroili ładunki i weszli w skoordynowany sposób.

- Jeśli chcesz zobaczyć to na własne oczy, to włącz telewizor, bo będą na żywo transmitować jak stają przed sądem. Jeden po drugim, cały gang. Jak Rolling Stones. Więc radzę ci znaleźć najgłębszą, najciemniejszą dziurę. Idziemy po ciebie.

- To nie będzie konieczne. Sam się poddam. Nawet mój gang nie do końca rozumiał, czemu zostałem poza bankiem. Niektórzy mają mnie za tchórza. Gdyby coś poszło nie tak, ja byłbym na zewnątrz, a oni nie. Obiecałem sobie, że jeśli rozbiją gang, to się poddam. Już wygrałeś, Tamayo. Nie ma sensu tego ciągnąć i organizować obławę, bo narazimy więcej ludzi. Proszę.. jak mężczyzna mężczyznę. Przyjmij moją kapitulację. Pozwól mi wejść do banku i wyjść w kajdankach ze wspólnikami. Będę za 20 minut akurat na sesję zdjęciową.

- Postaraj się być za 15 minut. - rzucił Pułkownik i zakończył rozmowę. Profesor się poddał. Za chwilę miał do nas dołączyć i pewnie wtedy zacznie się przesłuchanie. Nadal musimy podtrzymać fakt, że mamy złoto mimo tego, że tak nie jest. Tylko ten krok dzieli nas od przegranej.

----

Enjoy!

V.

Plan berliński || BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz