Rozdział 3.7

1K 59 4
                                    

Dzień 3.

- Rio! Rio! - dało się usłyszeć krzyki tłumu, który nadal stał pod Bankiem. Mogłam zauważyć łzy w oczach Tokio, która po bardzo długim czasie w końcu mogła zobaczyć ukochanego. Stałyśmy pod głównymi drzwiami czekając na kolegę. Zakładników na wymianę ustawiliśmy w dwa rzędy skierowane w stronę wejścia.

- Helsinki, zielone światło. - usłyszeliśmy głos Profesora w słuchawce.

- Ruszać! - rozkazał Denver. Zakładnicy ruszyli w kierunku wyjścia, po chwili wychodząc na świeże powietrze. Zauważyłam Rio, który mijał ludzi będąc coraz bliżej nas. Wszedł do środka ubrany w garnitur patrząc na nas z niedowierzaniem. Tokio od razu do niego pobiegła i zamknęła go w uścisku.

- Ale ty przystojny. W krawacie i w ogóle. - powiedziała do Rio.

- To jedyna miła rzecz ze strony policji. - odpowiedział uśmiechnięty. - Co wy odpieprzacie w Banku Hiszpanii?

- Przyjechaliśmy po ciebie. - odpowiedziała i złożyła pocałunek na jego ustach. Nareszcie byliśmy wszyscy razem.

- Zamknąć drzwi! - nakazał Denver. Wcisnęłam przycisk i drzwi zaczęły się zamykać. Przez szczelinę jednak wbiegł człowiek i upadł na ziemię. Helsinki i Denver wymierzyli w niego bronią.

- Nie strzelajcie, nie jestem uzbrojony. - powiedział. - Jestem Arturo Roman. 

- Arturito? - zapytał Denver.
Ustawiliśmy Arturo wraz z resztą zakładników. Nairobi zaczęła klaskać nakazując im zrobić to samo. Rio nadal nie potrafił uwierzyć, że byliśmy zdolni zaplanować kolejny skok byleby tylko go uwolnić.

- Wariaci! - zawołał Rio. - Mogliście sobie korzystać z życia, ale jesteście tu, w paszczy lwa. Wiecie co tam się dzieje? - zapytał, a jego uśmiech nie schodził z twarzy.

- Chodź przytulić Helsi! - powiedział Helsinki po czym oboje przytulili się.

- Może i jesteś świrem z wojny, ale masz miękkie serce. - powiedział Rio.

- Cześć! - następna przywitała się Monica.

- Cześć! Jak mam cię nazywać? Monica?

- Może być Sztokholm. - zaśmiała się. Tak, nazywała się Sztokholm, ale jakoś nie potrafiłam przestać się do niej zwracać po imieniu. Kwestia przyzwyczajenia.

- Bracie! - następne podszedł do Denvera. - Co ty paliłeś, że tu wróciłeś?

- Życie milionera jest nudne.

- Dzięki, stary! - po czym przytulili się. - Dzięki, że tu jesteś. Wiele straciłeś.

- Młody! - zawołała Nairobi czekając na swoją kolej. - Jak się masz?

- Ślicznotko!

- Cieszę się, jakbyś był moim synem.

- Jesteście super.

- Twoja dziewczyna nas zebrała. - powiedziałam.

- Lagos. - spojrzał na mnie z łzami w oczach. - Ty wariatko. - podszedł do mnie i przytulił najmocniej jak tylko mógł.

- Ja też się cieszę, że cię widzę. - zaśmiałam się.

- Jesteście niemożliwi, naprawdę.

- Wybaczcie, ale teraz moja kolej. Zaraz wrócę. - powiedziała Tokio po czym wyszli kierując się w stronę jednego z pomieszczeń.


- Wiem, że was źle potraktowałem. Przyznaję. Wciąż myślę o Laurze, ale nie tak często jak o tobie. - usłyszałam wyznanie Arturo. Stałam przy drzwiach dla pewności, że nie odwali nic głupiego w stosunku do Moniki. Na nią padło zadanie sprawdzenia czy aby na pewno Arturo nie ma jakiegokolwiek sprzętu. - Cały czas cię wspominam. Ciebie i naszego syna. To chłopiec, prawda? - kontynuował.

- Tak, chłopiec. Włóż kombinezon. - odpowiedziała mu kobieta.

- Wiem, że cię straciłem. Ale nie chcę stracić syna.

- Straciłeś go, kiedy powiedziałeś, że to nie twoje dziecko. Włóż kombinezon.

- Ale... Czego się spodziewałaś? Wiesz, jak trudno facetowi z żoną i trójką dzieci usłyszeć : "spójrz na test, to twoje dziecko ". Bałem się! Ale to trwało tylko 3 minuty. Tyle ile tym terrorystom zajęło wejście i rozpętanie strzelaniny. Nie oceniaj mnie przez te trzy minuty. Wiem, że nie mam prawa pojawiać się nagle i prosić, żebym mógł być jego ojcem. Chcę go tylko zobaczyć. Poznać. Pojadę nawet do Brazylii, obojętnie. To mój syn i chce go poznać. Proszę. - nie ukrywam, że na swój sposób było to słodkie. Ale nadal mam go za zdradliwego skurwiela.

- Nawet jeśli masz prawo go poznać.. nie wiem czy dam radę. Postaram się.

- Dziękuję.. Pewne rzeczy się nie zmienią. - usłyszałam jego śmiech. O co chodzi? Wychyliłam się. Widziałam jak trzyma ją za rękę. Monica błagam, nie daj się.

- Co? - zapytała.

- Nadal na mnie działasz. Spójrz, przez ciebie mi stanął. Wiem, że o mnie myślisz. Pamiętasz, jak robiliśmy to u mnie na biurku? Nie mogłaś się aż tak zmienić. - zauważyłam jak Monica odtrąca go i mierzy do niego bronią.

- Jeśli znów mnie dotkniesz, zabiję. Obrzydzasz mnie, Arturo!

- Ja ciebie obrzydzam? Więc strzelaj! Bo to będzie jedyna twarz, którą zobaczy twój syn. Ty i Denver traficie do więzienia. A on nie dowie się kim była jego matka. Mnie będzie nazywał tatą! Mnie! - Monice dzielił jeden ruch palcem od zabicia Arturo. Ta jednak strzeliła w ścianę po czym znowu wymierzyła w mężczyznę.

- Mój syn ma na imię Cinncinati. Nigdy go nie zobaczysz.

- Monico. - powiedziałam wchodząc do pomieszczenia. - Ja się zajmę naszym awanturnikiem.

- Dziękuję Lagos. - powiedziała i wyszła z pomieszczenia. Podeszłam do Arturo i stanęłam naprzeciw.

- Arturito. Wydaje mi się czy moja koleżanka kazała ci ubrać kombinezon? - zapytałam przeładowując broń. Mężczyzna spojrzał na mnie i powoli zaczął się rozbierać.

- Miałem nadzieję, że cię znaleźli. - powiedział z pogardą.

- No tak, bo powiedziałam ci co sądzę o tobie. Myślisz, że nie czytałam twojej książki? - zapytałam, a on spojrzał na mnie przerażony. - Dla twojej informacji, nigdy nie żałowaliśmy. Żyliśmy jak na milionerów przystało. Zadowolony? Ale z drugiej strony nie dziwie ci się. Nic ci nie zostało. Na twoje własne życzenie. Przynajmniej opowiadając kłamstwa, ludzie cię szanują.

- Nie kłamie.

- Nie? Ludzie wyszli dzięki tobie, tak?

- Ja..

- Nie obchodzi mnie co sądzisz. Karma to suka, zawsze wraca. - skierowałam się w stronę wyjścia, gdy Arturo miał ubrany już kombinezon. W drzwiach stał już Helsinki, gotowy zająć się naszym zakładnikiem.

- A do ciebie wróciła, tak? Może Berlin znalazł nową, a ciebie zostawił? Należałoby ci się. - stanęłam próbując przetrawić to co powiedział.

- Nie mówili w wiadomościach? - zapytałam powoli się do niego odwracając. - Berlin nie żyje. Wystawił się abyśmy mogli uciec. - Arturo spojrzał na mnie zdziwiony.

- Wybacz.. Ja.. - zaczął ale nie słuchałam jego przeprosin. Wyszłam zastanawiając się dlaczego policja ukryła tą informację.

Plan berliński || BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz