Rozdział 5.2

321 30 3
                                    

- Czyli co? Dziewczyny wychodzą na zewnątrz z zakładnikami i negocjują? - zapytał Rio analizując cały plan.

- Chyba nie mamy wyjścia. Alicia ma Profesora. Jesteśmy zdani na siebie. - westchnęłam.

Mężczyźni zajęli się ustawieniem zakładników, a my, czyli damska część grupy, stanęłyśmy pomiędzy nimi. Bez broni, bez butów, z opuszczoną górą kombinezonu, odkrywając czarne koszulki oraz z białą flagą w ręku.
Drzwi otworzyły się, a my opuściliśmy ściany Banku. Miałam wrażenie, jakbym spędziła w zamknięciu co najmniej rok, a tak naprawdę było to zaledwie 100 godzin. To było jak wyjście na wolność. Z taką różnicą, że mierzy w ciebie tysiące żołnierzy. Lizbona była z nami. Wychodziła obok nas z Banku. Nie z sądu ani więzienia jak wszyscy sądzili.

- Pułkowniku Tamayo! Biała flaga! - zawołała, a Sztokholm zaczęła machać materiałem. W ten sposób pokazaliśmy, że możemy zrobić wszystko. Wtedy ludzie zaczęli wierzyć w cuda.

My mieliśmy swój korytarz, a Tamayo swój. Ubrany w koszule wyszedł do nas w towarzystwie wojska.

- Wyszła piękna część grupy by nadać temu napadowi przyjazne oblicze. - stwierdził stając przed nami.

- Wyszłyśmy bez masek, by wszyscy widzieli, że nie jestem w sądzie ani w więzieniu. - oznajmiła spokojnie i pewnie Lizbona.

- Czego chcesz?

- Gandia jest ranny. Muszę ci coś pokazać. - sięgnęła do kieszeni i wtedy wszyscy żołnierze przeładowali broń. - Unieś rękę. Wiedzą co to znaczy. - Tamayo bez słowa wykonał gest, a żołnierze opuścili broń. Lizbona wyciągnęła telefon. Pokazała na nim jak wygląda Gandia. Teraz. Na żywo.

- Między jego kręgami szyjnymi są odłamki. Jeden zły ruch i straci czucie w ramieniu albo w płucach. To się nazywa nerw przeponowy. - wyjaśniłam gdyby jakimś cudem pułkownik nie wiedział co widzi na ekranie.

- Potrzebuje neurochirurga. Najlepiej wojskowy, masz ich kilku. - dodała Lizbona.

- Jeśli wyślę tam lekarza, będę musiał czekać ze cztery godziny z wysłaniem tam wojska. Po to używasz jedynej karty przetargowej, urazu Gandii.

- Pozwolisz, by ktoś, kogo wykorzystałeś, został sparaliżowany?

- Wypuść go, to go wyleczę.

- Nic z tego nie będę miała.

- Zyskasz. Już wyjaśniam. Jeśli go nie wypuścisz, wejdę tam. Jeśli jednak go wypuścisz, opowie mi co tam robicie, a to może zająć mu godzinę. Twój wybór.

- Daj nam chwilę. - odparła i odwróciła się w naszą stronę aby się naradzić.

- Musimy wypuścić Gandię. Potrzebujemy tej godziny. - powiedziała Tokio.

- Nie mają Profesora. - wywnioskowała Raquel. - Dał nam ultimatum ale nie wyciągnął asa z rękawa. Jeśli możesz dać szach-mat, a tego nie robisz..

- ...to dlatego, że nie wiesz, że masz taką szansę. - dokończyłam.

- Właśnie. Sierra działa sama.

- Zaczynam lubić tę wariatkę. - zaśmiała się Tokio.

Lizbona kazała przygotować Gandię. Ponownie odwróciła się w stronę pułkownika. Wymieniła z nim uścisk dłoni, który przypieczętował ugodę. Wróciliśmy do środka Banku, a tam zastaliśmy bijących się Gandię i Bogotę. Kto by się spodziewał.

- Zamknąć drzwi i odsunąć się pod ścianę! - zawołałam w stronę zakładników. Wraz z Sztokholm zajęłyśmy się przypilnowaniem ludzi, a Lizbona i Tokio próbowały rozdzielić mężczyzn. Jak można było zauważyć, reszta facetów raczej to popierała bo jedynie stali i patrzyli. W końcu udało się Tokio wpłynąć na Bogotę. Gandia jednak nie mógł trzymać języka za zębami i zaczął rzucać żałosnymi tekstami. W efekcie Tokio powaliła go na ziemię i łagodnie ujmując, zmasakrowała mu twarz.
Wydawało się, że już po wszystkim, ale nie było tak łatwo.

Plan berliński || BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz