Rozdział 1.3

3K 117 6
                                    

5 miesięcy temu.

Minęły dwa dni od naszego ostatniego bliskiego spotkania; jeśli bliskim można nazwać pocałunek.
Przez ten czas miałam okazję trochę pomyśleć i zrozumieć, że ukradkowe spojrzenia mi nie wystarczają. Chciałam czegoś więcej, ale nie mogłam tego mieć. Takie były zasady - zero bliższych kontaktów. Ale zaś z drugiej strony.. halo, jestem kryminalistką. Ja łamie zasady. Naprawdę żałuję, że tego nie przemyślałam.

Ze snu wyrwał mnie dotyk na moim ramieniu, otworzyłam oczy i odwróciłam się.. no tak, któż to mógł być inny jak nie on.

- Obudziłem? - zapytał z lekkim uśmiechem na ustach.

- Tak się składa, że tak. - odpowiedziałam również uśmiechając się do niego. Ułożyłam się na drugim ramieniu, twarzą do niego.

- Niech mi pani wybaczy, ale chęć spędzenia czasu z panią była silniejsza.

- Hm, no nie wiem, nie wiem. Musiałby mnie pan jakoś przekonać. - mój uśmiech powiększył się.

- Bardzo chętnie. - położył dłoń na moim policzku i spojrzał w moje oczy. Powoli zbliżył się, a jego usta znalazły się na moich. Całował mnie nie spiesząc się. W tym momencie doszłam do bardzo ciekawego wniosku. Jestem kryminalistką, jak to mówią, bez uczuć, a przy nim czułam się jak bezbronne dziecko gotowe zrobić wszystko. Nie wiem do czego prowadzi nas ta relacja, ale mam nadzieję, że może jednak chodzi o coś więcej.


- Powiedz mi, co zrobimy po tym wszystkim? - w końcu odważyłam się zadać pytanie, które tak mnie męczyło.

- Jak to co? Uciekniemy, gdzieś daleko. Może Dominikana? Na Puerto Plata jest pięknie. Mielibyśmy mały domek nad wodą. Moglibyśmy tam spędzić resztę życia. - z jednej strony wcięło mnie totalnie, ale z drugiej, wewnątrz skakałam ze szczęścia jak dziecko.

- Chciałbyś spędzić ze mną resztę życia?

- A dlaczego nie? Jesteś jedyną osobą z którą potrafię normalnie porozmawiać, przy której nie muszę nikogo udawać. - i wtedy zrozumiałam że łączy nas coś więcej, znaczy wiedziałam to od początku, ale jednak zawsze była ta nuta niepewności.

Ulice w Madrycie były pozamykane. Telewizja nadawała na żywo całą dobę. Policja wyrzuciła podręczniki i nie wiedziała co zrobić z brawurą sukinsynów, którzy próbowali drukować pieniądze. Wydarzyło się wiele rzeczy, o których się nie pamięta. Zmieniły nas wszystkich, aż nie było wiadomo, kto jest zły.. a kto dobry.
Próbowali zyskać na czasie, ale prawda była taka, że to my próbowaliśmy. Zwrot "czas do pieniądz" nigdy nie był tak trafny. I to ile pieniędzy! Osiem milionów euro na godzinę, czternaście tysięcy arkuszy papieru banknotowego, z każdego powstawało 140 000 banknotów.

O świcie było tak spokojnie, że plan wydawał się działać. Profesor był Wielkim Bratem. Kontrolował policyjne radio i 18 kamer. Jeśli ktoś chciałby nas załatwić, wiedzielibyśmy z wyprzedzeniem.
Zmienialiśmy warte przy zakładnikach, przy wejściach i przy produkcji.

- Ej, Denver. - powiedziałam szeptem. Przyszedł czas żeby obudzić Rio, ale kto powiedział, że mamy to zrobić normalnie? - Weź wodę.

- Czy to jest to o czym myślę?

- Jak najbardziej. - podeszliśmy po cichu do kanapy na której leżał Rio. Ustawiliśmy się nad jego głową i odkręciliśmy wodę. Powoli przechyliłam butelkę.

- Ej! To jest zimne! - nagle wstał nasz śpiący królewicz z uśmiechem na ustach.

- Serio? Ups, nie wiedziałam.

Plan berliński || BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz