Rozdział 4.5

973 78 5
                                    

2 lata temu.

Siedzieliśmy właśnie przy śniadaniu. Denver i Moskwa koniecznie chcieli porozmawiać z Profesorem tylko do końca nie rozumiałam na jaki temat.

- Tato, idzie. - powiedział cicho Denver zauważając Profesora wychodzącego z domu.

- Profesorze, napije się pan kawy? - zapytał Moskwa.

- Chętnie. Dziękuje. - odparł siadając na ławce niedaleko nas. - Dzień dobry.

Moskwa nalał czarnej kawy do filiżanki, a jego syn wziął talerzyk z ciastkami i podeszli do niego zajmując miejsca obok niego.

- Wcale nie czuje się osaczony. - rzuciłam widząc zaistniałą sytuację. Berlin uśmiechnął się i zaczął malować coś w swoim rysowniku.

- Chcecie coś mi powiedzieć? - zapytał lekko zdezorientowany Profesor patrząc raz na jednego, raz na drugiego.

- Właściwie jest sprawa.

- Taka malutka. - dodał Moskwa. - Ma pan rodzeństwo?

- Proszę, żadnych osobistych pytań. To jedna z głównych zasad.

- Mam przyjaciela, który jest dla mnie jak brat. Był ze mną w kopalni, podczas napadów i w więzieniu. W tym problem, ja zostałem wypuszczony, a jemu zostało pięć lat.

- Przykro mi, ale nie wiem, co mogę zrobić dla twojego przyjaciela, brata czy kogokolwiek.

- Dla jego syna. Juanito to mój chrześniak. Obiecałem, że się nim zajmę, gdy wyjdę z więzienia. Długo go nie widzieliśmy i podobno źle mu idzie. Nie ma pracy, bieduje. Pomyślałem, że pomogę mu, pozwalając przyjechać tutaj.

- Żeby wziął udział w napadzie?

- To porządny skok. Jeśli dobrze nam pójdzie, starczy i dla niego, nie?

- Nie ma mowy..

- Profesorze. - pałeczkę przejął Denver. - Znam go od dziecka. Zna się na wszystkim: na samochodach, włamaniach..

- Czemu nazywamy was Denver i Moskwa? Jego Helsinki, a panie Lagos i Nairobi? Dla bezpieczeństwa. Nie możemy znać swoich imion. Moskwa, słuchaj. Zrobiłem wyjątek dla twojego syna, a tu chrześniak? To nie rodzinny biznes. Nie zatrudnimy każdego kuzyna, sąsiada..

- O co chodzi, kretynie? - zapytał Denver. Oho, zaczyna się. - Dzieciak jest prawie bez środków do życia. Mówimy, że ufamy ci nad życie, a ty chrzanisz nam o nazwach miast. Wiesz, co możesz zrobić z imieniem Denver? Możesz je sobie wsadzić. Jestem, kurwa, Dani. Zawsze byłem Dani. I jeszcze jedno. Twój nieomylny plan odnoście mennicy jest gówniany. Taniej byłoby wydrukować banknoty w drukarni.

- Dziękuje za kawę. - odparł Profesor i poszedł do domu. Moskwa i Denver wrócili do stolika kłócąc się.

- Może on ma racje? - zapytał Berlin, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. - Jeśli wydrukujemy je w domu, oszczędzimy sobie kłopotów. A koszt broni, amunicji.. Denver, przynieś drukarkę, ściągniemy banknoty z Internetu. A może jeszcze lepiej? Ja je narysuje, a ty pokolorujesz? Może zrobimy dwa dziennie. Spójrz jak świetnie rysuje. - odwrócił rysownik w ich stronę pokazując swoje dzieło na którym znajdowali się oni sami. - Nazywa się „Pasja do Juanito".

- Będziecie się dalej wygłupiać? - zapytał oburzony Denver. - Może wam przywalę i wydrukujecie sobie nowe zęby? Spierdalajcie.

- Czekaj, to był żart! - Helsinki pobiegł za nim, a ja próbowałam przestać się śmiać.


- Zgodził się? - zapytałam zdziwiona gdy Berlin wszedł do pokoju ze satysfakcją wymalowaną na twarzy.

- Oczywiście. Ma przyjechać w najbliższym czasie. - powiedział zadowolony.

- Nie wiem jak ty to robisz. - zaśmiałam się i zarzuciłam ręce na jego karku.

- Urok osobisty. - złożył pocałunek na moim czole. - Ten chłopak nam się przyda. Warto mieć wszędzie wtyki.

Tylko, że Juanito okazał się Julią.


- Nigdzie jej nie ma. - powiedziałam potwierdzając obawy Profesora. Gandia porwał Tokio, jakkolwiek ironicznie to brzmi, i gdzieś ją przetrzymuje.

- Musisz zebrać resztę, ma dostęp do kamer, wie gdzie jesteście. - powiedział Profesor. Wtedy rozległ się głos z głośników.

- Muszę podziękować Palermo. Jego rada, jak zdjąć kajdanki, łamiąc sobie kciuk, pozwoliła mi się uwolnić. Dzięki niemu mogę pomóc wam wszystkim.

- Co za chuj. - powiedziałam i szybkim krokiem udałam się na recepcje. Odsunęłam Monice od niego i oparłam dłonie po dwóch stronach krzesła do którego był przywiązany.

- Ty też Lagos? - zaśmiał się ironicznie, ale od razu spoważniał widząc mój wzrok. - Naprawdę wierzysz temu psychopacie?

- Wiem, że Berlin miał racje. - powiedziałam tak cicho, by tylko Palermo mógł mnie usłyszeć. - Patrzysz tylko na siebie gdy coś zaczyna się walić. - odsunęłam się i dałam działać Helsinki, który rozwiązał Palermo i razem zabraliśmy go do pokoju, gdzie leżała Nairobi.

- To prawda, że pomogłeś Gandii uciec? - zadał pytanie Profesor.

- Tak jest. - w końcu Palermo przyznał się do wcześniej zarzucanego czynu.

- Wiesz, że prawie zabił Nairobi i Helsinki?

- Skutek uboczny..

- Ja ci dam skutek uboczny, kretynie! - oburzyła się Nairobi.

- Dlaczego to zrobiłeś? - Profesor nie przerywał wywiadu.

- Tokio zrobiła zamach stanu. Czułem się zobowiązany do ratowania planu. Jestem lojalny. Musiałem przywrócić porządek, bo nigdy mnie nie zwolniłeś z pozycji.

- Zwolniłem cię de facto. I to nie ma związku z uwolnieniem Gandii.

- Pewnie, że ma. Musiałem stworzyć chaos. Było jasne, że ją namierzy. Dokonała zamachu stanu.

- To kłamstwo. - wtrącił się Denver. - Chciał uciec jak jebany szczur. I miał tajemnice państwowe.

- Chłopak się myli. Walizka leży tam, możecie zajrzeć. - powiedział niewzruszony Palermo. Denver podszedł do walizki i otworzył ją.

- I co tam jest? - zapytał Profesor.

- Babeczki..

- Nieważne, co tam jest. Zdradziłeś nas Palermo. Naraziłeś nas na niebezpieczeństwo. Gandia porwał mojego dowódcę. Posłuchaj, dam ci jedną szansę na zadośćuczynienie. Ale nie zapomnę o tym. Możesz również zapomnieć o dowództwie.

- Mam wrócić do holu z zakładnikami? Co mam robić? - Palermo niby bawiła cała sytuacja ze stratą dowództwa ale było widać, że trochę boli go ta decyzja. Musiał mieć nad wszystkim kontrole i to dla niego było zgubne.

- Po pierwsze bądź cicho. Nie wrócisz tam, uwolnijcie go. Jest tu morderca, nie dzielmy się. Kiedy to się skończy, zadecydujemy o jego wyroku. - zarządził. Bogota podszedł do Palermo i przeciął sznur, który związywał jego dłonie. - Mamy tutaj samotnego wilka, a lobby jest najbardziej narażone. Musimy je ewakuować. Palermo, Sztokholm, Helsinki i Lagos, zbierzcie zakładników w bibliotece. Chce was zabić, nie uciec. Drzwi są bez znaczenia. Nie zakładajcie masek. Mógł zrobić to samo, by wtopić się w tłum. Bogota, jak wygląda sytuacja w odlewni?

- Zatrzymali piec. Boją się.

- Weź Nairobi do biblioteki i zejdź na dół. Odlewnia nie może stanąć. Denver i Rio, pójdziecie na pierwszy ogień. Przygotujcie się. Hełmy, magazyny, amunicja. Co tylko trzeba. Sprawdźcie całe pierwsze piętro i zamknijcie pokoje.

- A reszta pięter? - zapytał Denver.

- Sprawdzą je Helsinki i Sztokholm gdy przeniosą zakładników. Wszyscy wiedzą co ronić?

- Tak jest.

- Jeszcze jedno. Powodzenia. Bądźcie ostrożni.

- No to w drogę. - odparłam i wraz z pozostałą trójką ruszyliśmy w stronę zakładników.

- Drodzy zakładnicy. - zaczął Palermo. Stał na górze schodów ubrany w czerwony kombinezon. Boże, daj mi siłę do tego idioty. - Wróciłem. Wilk jest na wolności, a wy jesteście owieczkami. Zabieramy was do obory. Zaprowadzą was tam moim wspólnicy i pasterze : Helsinki i Sztokholm. Idziemy! - wcześniej wspomniani zaczęli prowadzić zakładników do biblioteki, a ja z Palermo szliśmy kawałek za nimi. Resztkami mojej cierpliwości powstrzymywałam się, by nie zrobić mu krzywdy. Weszliśmy do pomieszczenia i zamknęliśmy drzwi.

- To już wszyscy. - poinformowałam uprzednio sprawdzając czy nikt nie zechciał uciec.

- Wzięliśmy was do biblioteki, bo, jak mówi przysłowie, wiedza nie zajmuje miejsca. W tym przypadku może też uratować wam życie. Na przykład W poszukiwaniu straconego czasu Prousta. Świetnie, piękna powieść. Jestem pewien, że ten, kto ją znajdzie i przytuli do piersi, będzie w stanie odbić nią pociski M16. - twarze zakładników pokryło przerażenie. - To żart, spokojnie. Trochę tu pobędziemy. Oto zasady, pierwsza... - w tym momencie rozległ się głośny huk.

- Bogota, Nairobi? Gdzie jesteście ? - zapytałam szybko przykładając słuchawkę do ust.

- Winda. Żyjemy. Gdzie Rio i Denver? - zapytał Bogota.

- Denver? Rio? Cholera. - żaden z nich się nie odezwał.

- Ja pójdę. - zgłosiła się Sztokholm ale Palermo nakazał jej zostać z zakładnikami.

- Lagos, idziemy. - zarządził Palermo. Przeszliśmy powoli korytarzem uważnie nasłuchując. Zauważyliśmy dym ulatniający się z windy.

- Cholera. - pobiegliśmy do niej i zaczęliśmy ręcznie rozsuwać drzwi. W środku leżeli ogłuszeni Denver i Rio.

- Hej, już w porządku. - podeszłam do Denvera i pomogłam mu wstać. Palermo zajął się Rio. Denver wyciągnął ręce wskazując na korytarz. Odwróciłam się aby zobaczyć o co mu chodzi. Stał tam Gandia z wymierzoną w nas bronią.

- Uwaga! - wszyscy przykleiliśmy się do bocznych ścian. Gandia strzelał w naszą stronę ale my nie pozostawaliśmy dłużni.

- Pierwsze piętro, winda, posiłki! - zawołał Palermo do słuchawki. Z każdym strzałem był coraz bliżej nas. Nagle zmienił swój cel. Wychyliłam się i zobaczyłam, że leży na ziemi strzelając w przeciwnym kierunku. Powodem tego była Sztokholm, której udało się go zajść od tyłu. Wymierzyłam i korzystając z sytuacji zaczęłam strzelać. Dodatkowo pojawił się Bogota i Helsinki. Takiej strzelaniny nie widziałam nawet w filmach. Koniec końców Gandia uciekł do jednego z pomieszczeń i przez szyb wentylacyjny dostał się do Nairobi..

————————————
Hejka!
To jakie wyniki są pod rozdziałami, mega sprawa ❤️
Można również zaobserwować!
Zostały nam 3 rozdziały do końca. Jak to szybko leci 😭.
No nic, do następnego!

Enjoy!

V.

Enjoy!V

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Plan berliński || BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz