Rozdział 1.4

2.5K 113 7
                                    

Sobota 12:30

- Oni cię zabiją suko! I tak już nie żyjesz - Denver? Co on odwala? Próbowałam namierzyć skąd dochodzi głos. Bingo! Łazienka. - Sukinsyn. Dobra. Zrobię to. Na kolana!

- Nie.. 

- Nie patrz na mnie. Kurwa, nie patrz!

Wtedy usłyszałam strzał. Ja pierdole, dlaczego nie weszłam wcześniej?
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Monicę i Denvera. On miał broń, ona zakrywała swoje uszy. Mogłam zauważyć dziurę po kuli w podłodze. 

- Co tu się kurwa dzieje? - zapytałam.

- Lagos.. Nie umiałem..

- Czego nie umiałeś?

- Berlin kazał mnie zabić. - wyjaśniła mi roztrzęsiona Monica. Była w ciąży, a on kazał ją zabić. Miało być bez ofiar, kurwa co tu się dzieje.

- Później mi wyjaśnisz, musimy ją gdzieś ukryć.

- Ukryć? Lagos, co ty.. - tak, wiem, czekałam na jego potknięcie ale.. nie takim kosztem.

- Powiesz, że ją zabiłeś.

- Nie ma krwi.

- Postrzel mnie w udo. - wtrąciła się Monica. - Nic mi się nie stanie, a udo mocno krwawi. Później schowam się w drugim sejfie, ale proszę, nie wysyłajcie mnie do Berlina. - podziwiałam tą kobietę, poza tym, to było najlepsze rozwiązanie.
Denver przyłożył broń do jej uda i kazał jej ugryźć się w rękę, a sam wtedy strzelił. Próbowaliśmy ją uspokoić aby mogła udawać martwą. Pewnie zaraz pojawi się tu Berlin. Gdy się udało, jak na zawołanie, pojawił się nasz dowódca.

- Dwa strzały? Słabo celujesz czy może denerwujesz się przy blondynkach?

- To nie jest łatwe gdy ktoś błaga cię o życie. - odpowiedział Denver. Natomiast ja stałam obok drzwi i nawet nie zostałam zauważona. Smutne.

- Czemu ty jej nie zabiłeś? - zadałam pytanie opierając się o ścianę, ręce miałam założone na klatce piersiowej. Berlin odwrócił się i nie wiem czy w jego oczach widziałam szok czy przerażenie.

- Ale z ciebie ścierwo, nie chcesz brudzić sobie rąk więc wykorzystujesz mnie. - dołączył Denver. A Berlin nawet się tym nie przejął. Nadal patrzył na mnie jakby zobaczył ducha.

- Co tu robisz? - w końcu zadał pytanie.

- Weszłam gdy chciał strzelić, dlatego chybił. Nie martw się, posprzątamy tu.. szefie.- na ostatnie słowo wydałam większy nacisk. Nie sądziłam, że jest do takich rzeczy zdolny. Teraz już wiem, że tak naprawdę go nie znam.

- W piwnicy jest piec na węgiel. Wrzućcie ją tam, a my.. - wskazał na mnie. - ..porozmawiamy później. - po czym wyszedł z łazienki. Denver spojrzał na mnie i powiedział ciche dziękuję.

- Nie ma sprawy, musimy się trzymać razem, czyż nie? - uśmiechnęłam się. Zeszliśmy na dół. Monica prowadziła nas do drugiego sejfu. Nawet nie wiedziałam, że owy tutaj jest.

- Czemu się nie otwiera? - zapytał Denver, gdy blondynka próbowała odblokować zabezpieczenie na odcisk palca.

- To przez krew - odpowiedziała Gaztambide próbując odblokować dostęp. 

- Nie działa tak jak tamten? 

- Nie. - w końcu udało się odblokować drzwi. Otworzyliśmy je i weszliśmy do środka. Ułożyliśmy ją na ziemi, a następnie kazałam Denverowi przynieść wodę i koc.

- Tylko bądź ostrożny - powiedziałam łapiąc go za rękę. 

- Jasna sprawa. - odparł i wyszedł. Zamknęłam drzwi od sejfu i usiadłam obok Moniki. 

Plan berliński || BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz