Przyjaciel z dzieciństwa

475 20 4
                                    

Zawsze czułam się inna. Kiedy byłam młodsza, nie w głowie były mi lalki czy zabawy w piaskownicy. Wolałam siedzieć w swoim własnym świecie, w czterech ścianach mojego pokoju. Mama opowiadała mi, że wymyśliłam sobie przyjaciela, na zabawie z którym potrafiłam spędzać całe dnie. Pamiętam coś takiego, ale nie jestem w stanie określić postaci ani jakichkolwiek szczegółów do  aparencji mojego „towarzysza zabaw”. To były tylko moje własne wymysły. W końcu wyobraźnia 5-letniego dziecka ma ogromną moc… On był jedną z bardzo niewielu osób, które akceptowały mnie taką, jaką jestem. Chyba czułam z nim szczególną więź i miałam wrażenie, że jesteśmy bratnimi duszami. Idealnie się rozumieliśmy. Moja rodzicielka powtarzała mi, że to tylko moja wyobraźnia, jednak ja jako mała dziewczynka uparłam się, że on istnieje naprawdę i jest między nami w postaci niemalże fizycznej. Jednakże, kiedy poszłam do podstawówki i zaczęłam powolutku dorastać, on zaczął odwiedzać mnie coraz rzadziej, aż w końcu całkowicie przestał. Nie wiem czy to przez opowieści mamy (kochała mi wypominać, jakie to pierdoły gadałam gdy byłam mała) czy przez moją własną pamięć, ale nigdy go nie zapomniałam, nawet jeśli nie potrafiłam nawet przypomnieć sobie jego imienia. Nie byłam nawet pewna, czy w ogóle kiedykolwiek je miał.

Od kiedy poszłam do gimnazjum, jeszcze bardziej nie lubię ludzi. Zawsze byłam introwertyczką i stroniłam od rówieśników, ale mam wrażenie, że tutaj wszyscy się na mnie cały czas gapią i śmieją się ze mnie. Oprócz mojego już wspomnianego dość aspołecznego charakteru i zamknięcia w sobie mam tak zwaną heterochromię, czyli różnobarwność tęczówki. Jedno moje oko jest ciemnobrązowe, a drugie zielone. Oprócz tego mam długie czarne włosy i bardzo bladą cerę. Nie potrafię się opalić, choćby nie wiem co. Dziewczyny w klasie śmieją się ze mnie i porównują do Samary z „Kręgu”. Jestem wrażliwa na takie rzeczy, ale obiecałam sobie, że tak bardzo jak umiem, nie będę dawać im satysfakcji. Ciężko mi było. Cholernie ciężko, aż nie da się tego opisać, bo już nie do końca wiedziałam czy jestem w ogóle coś warta. Kiedy już każdego ranka byłam bliska płaczu, coś powolutku zaczęło się zmieniać. Małymi kroczkami. Kiedy wracałam do domu, wyczuwałam czyjąś obecność. Na początku ledwo ledwo. Z dnia na dzień, nieznajome coś przybierało na sile. Jakaś energia? Chyba tak. Delikatnie, ale z czasem stwało się mocniejsze. To było coś znajomego. Kiedy siadałam do lekcji, gotowałam, czytałam, byłam pewna, że ktoś stoi za mną. Gdy się odwracałam, nikogo tam nie było, ale dziwna energia przenikała cały dom. Jest w tym cząstka czegoś, co kiedyś bardzo lubiłam. Ale było w tym coś nowego. Pewnie wiesz, że wrażliwi ludzie najłatwiej odczytują emocje. W tym bycie one właśnie były. Mało powiedziane, ta energia wprost była nimi naładowana. Na początku nie potrafiłam ich rozdzielić, ale później zaczęły one nabierać kształtu. Zawiść. Złość. Chęć zemsty? Chyba samotność. Czy się bałam? Nie wiem. Chyba nie. Współczułam i chciałam pomóc, ale nie wiedziałam jak. Nie przejmowałam się niebezpieczeństwem, bo przecież co mi może zrobić coś, czego nawet nie widzę? Nie wierzę, że mogłoby mnie opętać, bo to tylko energia. Sama świadomość czyjejś obecności dawała mi swego rodzaju radość, spełnienie. Na początku śmiałam się z siebie, że może mój wymyślony przyjaciel wrócił. Bywało, że myślałam o tym, tak pół żartem, pół serio. Wiem, że dzieci częściej widzą duchy. Mają bardziej wyczulone zmysły, są niewinne, mają wybujałą wyobraźnię, wiele negatywnych emocji jeszcze w nich nie dojrzało. Ale to coś, co kiedyś znałam, nie miało w sobie czegoś takiego. To coś mnie kochało i zawsze mi pomagało. Ale później stawiałam swoją wyobraźnię do pionu. To kiedyś to była tylko i wyłącznie wyobraźnia dziecka-outsidera. Ale ja od zawsze wierzyłam w istnienie nadprzyrodzonych bytów, interesowałam się tym.

Czas mijał. Ja natomiast zaczęłam czuć się coraz dziwniej we własnym domu. Na początku, kiedy niemal mogłam poczuć przypływy niecodziennej energii, coraz bardziej przenikającej dom od środka, nie czułam niepokoju. Jednak z każdym dniem, zaczęło mnie to coraz bardziej przytłaczać. Nie mogłam nic zrobić w spokoju, czułam się rozproszona, nie potrafiłam się skupić czując, że przestrzeń wszędzie wokół mnie wypełnia nieznajomy byt naładowany czymś coraz silniejszymi emocjami i jednocześnie czymś nieludzkim. Z dnia na dzień, zaczęło mnie to trochę przerażać. Wcześniej nie dostrzegałam powagi sytuacji.

CreepypastyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz