Twierdził, że nigdy w życiu by jej nie skrzywdził, przysięgał, lamentował.
Ponoć ją zabił. Brutalnie. Wszyscy nazywali go chorym sukinsynem.
Nikt, absolutnie nikt, nie chciał mu wierzyć. Ja też nie.
Przywieźli go w dwa tygodnie temu. Trzydziestoletni mężczyzna, około metra siedemdziesiąt pięć wzrostu (nie pamiętam ile miał wpisane w aktach), mocno wychudzony, zaniedbany – tłuste włosy, brudne paznokcie i te sprawy. Okropnie śmierdział... w końcu spędził kilka dni z trupem. Znaleźli go w szafie razem z żoną, a raczej tym co z niej zostało. Sporą część powierzchni jego ciała (głównie ręce i tułów) pokrywały liczne rany i blizny, prawdopodobnie gość się samo okaleczał. Początkowo trafił na oddział z innymi, ale potem wszyscy już wiedzieli kim jest, co zrobił i nikt nie chciał mieć z nim kontaktu. Wzbudzał lęk zarówno u pacjentów, jak i co niektórych osób z personelu.
Ciężko im się dziwić – oskarżyli go o zabójstwo żony ze szczególnym okrucieństwem. Policja twierdzi, że zaatakował ją, kiedy wróciła do domu z pracy. Popchnął ją na ścianę, chwycił za włosy, kilkukrotnie uderzył jej głową w kant pobliskiej szafki, uszkadzając czaszkę. Następnie rzucił ją na ziemię i pogryzł. Ponoć mogłaby to przeżyć, ale zaciągnął ją do kuchni, gdzie wielokrotnie pchnął nożem nieprzytomną kobietę w brzuch. Po wszystkim miał wleźć z nią do szafy, gdzie znaleźli go funkcjonariusze, wezwani przez sąsiadów zaniepokojonych smrodem na klatce schodowej. Facet utrzymywał, że to nie była jego żona, bo nigdy by jej nie skrzywdził. Zarzekał się, że jest prześladowany przez jakiegoś demona przyjmującego różne kształty. Chory uznał żonę za rzekomego demona, ale twierdzi, że stwór go oszukał i opuścił jej ciało zanim go zabił. Na przemian wrzeszczał, że to nie koniec i błagał nas o ochronę, najlepiej w tłocznym miejscu. „On po mnie wróci!", dokładnie pamiętam te agonalne okrzyki. Uspokoił się dopiero na oddziale, pośród schizofreników i innych świrów.
Przeniesienie go do izolatki nie wpłynęło na niego dobrze... Dotychczas spokojny, nagle zaczął się wyrywać, przejawiać agresję, wrzeszczeć. Błagał o powrót na oddział, twierdził, że „między ludźmi go nie dorwie". Okropny przypadek zaawansowanej psychozy, jak mawiali lekarze. Słuchałem uważnie ich rozmów, wszystko notowałem – koleś mnie fascynował, to przez historie o takich jak on zdecydowałem się na psychiatrię i ochoczo brałem udział w praktykach. Stan pacjenta czasem pogarszał się z nieokreślonych przyczyn. Jak na takiego chuderlaka miał w sobie ogromną siłę, pasy bezpieczeństwa ledwo wytrzymywały. Niedopilnowany natychmiastowo zaczynał się ranić, gryzł (lub ciął, czasem zdobywał jakieś ostre przedmioty) swoje przeguby, raz ledwo go powstrzymano od przebicia sobie aorty. W kółko mamrotał o „nim" oraz potrzebie bycia wśród ludzi. Z tego powodu jego izolatkę zaczęto monitorować, żeby w razie ataków szału natychmiast interweniować.
Czasem w wolnych chwilach wpadałem do kanciapy ochrony. Zakumplowałem się z jednym ochroniarzem i pijaliśmy razem kawę. Korzystając z okazji wpatrywałem się w prostokąt przedstawiający śnieżnobiałą izolatkę numer sześć. Moja fascynacja „Łowcą Demonów", bo tak sarkastycznie personel wyrażał się o pacjencie z szóstki , nie miała granic. Chyba miałem manię. Czasem szkicowałem w notatniku jego zapadniętą twarz. Rozważanie nad jego chorobą było silniejsze ode mnie.
Jego krzyki mnie powoli przekonywały. Tłumaczyłem to sobie jako brak wprawy i naiwność typowa dla początkujących. Lekarze byli głusi na jego wołanie i mnie też pouczali, żebym go ignorował. Było mi jednak bardzo ciężko nie reagować na jego lamenty. Doktorzy mówili, że nie wpuszczą go znowu między ludzi, bo stanowi zagrożenie. Jedyne co mogłem zrobić, to dalej go obserwować.
Dwa dni temu zaczęło się dziać coś dziwnego. Pacjent zaczął dostawać ataków gdy tylko w pobliżu pojawiał się jego lekarz prowadzący, doktor Hegel. Na jego widok zaczynał drzeć się głośniej niż dotychczas podczas, kiepsko szło nawet zrozumieć co krzyczał. Nikt nie pozwolił lekarzowi wchodzić tam samemu, mimo próśb. „Bezpieczeństwo to podstawa, doktorze". Odnosiłem wrażenie, że te słowa go irytowały. Zastanawiałem się, czemu mu tak zależało na samotnej wizycie w izolatce numer 6?
CZYTASZ
Creepypasty
Terror( NIE JESTEM AUTOREM ŻADNEJ HISTORII KTÓRA SIĘ TUTAJ ZNAJDUJĘ, SĄ ONE BRANE Z INTERNETU!) Najwyższe miejsce w rankingu: #1 w straszne 14.12.2020 #1 w historie 22.04.2021 #1 w legendy 14.03.2021 #2 w horror 13.05.2021 #2 w creepypasta 01.06.2021 #2 w...