Nakarm mnie

484 24 14
                                    

Weronika poczuła jak coś oślizgłego otarło się o jej stopę. Rzuciła się niezgrabnie w stronę włącznika światła wydając przy tym stłumiony pisk. Oczyma wyobraźni widziała beztrosko biegające po mieszkaniu myszy, które wywoływały w niej taki wstręt, że pewnie poczułaby ulgę gdyby okazało się, że po jej kuchni nie panoszą się gryzonie a jakiś zdeformowany fizycznie seryjny nożownik. Zapaliła światło. Na podłodze obok miski siedział tylko jej wiecznie głodny kot - Kapitan Pazur.

- Nie było cię w domu prawie trzy dni, Kapitanie - skarciła go Weronika, a serce wciąż waliło jej jak młotem. Zwierzak tylko spoglądał to na nią, to na pustą miseczkę.

Pazur był zaprzeczeniem fotogenicznych kotów z internetu. Nie dość, że miał paskudne maniery i często znikał bez śladu na kilka dni, to był mówiąc delikatnie, brzydki. Weronika kochała go jednak pomimo płaskiego pyska, wytrzeszczonych oczu i poobszarpywanych z piór gołębi, które zostawiał od czasu do czasu na balkonie. Przez ostatnie trzy dni zdążyła stęsknić się za swoim towarzyszem i chyba tylko z tego powodu pozwoliła jemu i sobie na ponadprogramowy posiłek w środku nocy.

Po umyciu zębów ściągnęła podkoszulkę i przyglądała się odbiciu swojego ciała w lustrze. Była dość ładna. Może gdyby częściej wychodziła do miasta zainteresowałby się nią jakiś mężczyzna, może odprowadziłby ją do domu i może wyszedłby z niego dopiero rano, ale ścisk dyskotek, bezustanne ocieranie się o spoconych imprezowiczów, lepkość pubów i presja rozmawiania na tematy, które guzik ją obchodziły skutecznie zniechęcały Weronikę do opuszczania mieszkania i nawiązywania nowych znajomości. Jej życie miało być schludne, uporządkowane i symetryczne.

Odwróciła się do lustra plecami. Próbowała ocenić, czy niepokojąca gulka na jej łopatce zmniejszyła się od zeszłego tygodnia. „Proszę obserwować i zgłosić się do mnie, gdyby coś się zmieniło” poinstruował ją dermatolog. Zapłaciła za prywatną wizytę niemałe pieniądze, a lekarz nawet nie wychylił się zza biurka i zbył ją jakby była pacjentką funduszu zdrowia. Dotknęła wypukłości dłonią. Skóra przesuwała się po twardym wybrzuszeniu zupełnie jakby na jej łopatce wyrosło trzecie kolano. Kobieta z powrotem naciągnęła na siebie koszulkę i położyła się do łóżka. Chwilę później w jej nogach zasnął Pazur. Weronika nie spała już tej nocy.

- Jeśli nie widać zmian to proszę się nie niepokoić, mówiłem już pani ostatnim razem. - Doktor Tuszyński posiadał zbyt duże doświadczenie, żeby nie odróżnić chorej kobiety od rozhisteryzowanej hipochondryczki. Skreślił długopisem kilka słów na maleńkiej karteczce i wręczył ją złożoną Weronice - Proszę to zanieść do rejestracji. Otrzyma tam pani zwrot pieniędzy. I pani Weroniko - obserwował jak twarz kobiety pochmurnieje - proszę zadzwonić do mnie jeśli naprawdę zacznie się coś dziać niedobrego. Jestem lekarzem od dwudziestu pięciu lat, proszę mi zaufać. - Doktor zmusił się do uśmiechu.

Weronika pożegnała Tuszyńskiego trzaskiem drzwi. Skoro nawet dermatolog bagatelizował jej problem, postanowiła przywrócić swojemu ciału symetrię na własną rękę. Kupiła w sklepie medycznym jednorazowy skalpel, nieco opatrunków, igłę, nici chirurgiczne i parę drobiazgów, które uznała za przydatne. Czuła w brzuchu strach i podniecenie. Maszerowała do domu z zakupami, nie jak elegancka kobieta, ale jak komandos przed ważnym zadaniem, jak morderca. Wiedziała, że będzie bolało i że będzie krew, ale adrenalina robiła swoje. Trzeba było tylko wyciąć to cholerstwo, a po wszystkim ładnie zaszyć ranę.

- Proszę panią!

Głosy trzech może sześcioletnich chłopców sprowadziły kobietę na ziemię. Znała ich z widzenia. Jeden z nich - Jędrek Jankowski - mieszkał z rodzicami w tym samym co Weronika bloku. Najniższy i chyba najodważniejszy z nich podbiegł i zadarłszy ku niej głowę powiedział:

CreepypastyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz