Obraz

436 37 23
                                    

Weszłam do domu dziadków z wymuszonym uśmiechem na twarzy. To nie tak, że ich nie lubiłam. Kochałam ich. Jednak przynajmniej trzy długie godziny spędzone na słuchaniu o chorobach dawnych sąsiadek i krytyki mojego ojca na każdym kroku skutecznie zniechęcały mnie do pobytu tutaj. Po złożeniu życzeń dziadkowi, który obchodził imieniny, zjedzeniu jednego pasztecika i kawałka ciasta, na które namawiała mnie babcia ruszyłam na górę, gdzie mogłam w spokoju zająć się moim smartfonem - jedyną dostępną obecnie rozrywką. Ojciec miałby kolejny powód do czepiania się, gdybym używała go przy innych. Kolejny raz tego wieczoru poczułam złość, patrząc przez brudne okno. Dochodziła siedemnasta, ale na dworze było już całkowicie ciemno. Tegoroczna końcówka października była wyjątkowo zimna, wietrzna i deszczowa. Mój humor poprawił się dopiero po zobaczeniu ilości polubień na moim ostatnim zdjęciu na Instagramie. Usłyszałam kroki na klatce schodowej.

-Zaraz się zbieramy. Schodź na dół. Musimy jeszcze dać zwierzętom jeść! - krzyknęła mama.

Przewróciłam oczami. Jak to jest, że czas prawie zatrzymuje się w miejscu, gdy słucham opowieści o niepokojącym bólu w kolanie dawnej znajomej babci, a gdy ledwo włączę jakąś aplikację to w mgnieniu oka mija godzina? Ociągając się, niechętnie wstałam z fotela. Schodząc po schodach zastałam mamę oraz jej siostrę stojące przed nowym obrazem wiszącym na ścianie. Było ich u dziadków mnóstwo. Za każdym razem gdy ich odwiedzaliśmy pojawiał się nowy.

Także zatrzymałam się, by z ciekawości obejrzeć przedmiot.

Całe jedzenie, które zjadłam tego dnia podeszło mi szybko do gardła, miałam wrażenie, że moja głowa eksploduje od nagłego strachu, który zawładnął moim ciałem. Przede mną, na obrazie widniała najstraszniejsza postać jaką kiedykolwiek widziałam. Miała ciemne, brudne, posklejane włosy. Każde pasmo ciągnęły blade, poranione dłonie, wystające z boków obrazu. Jej twarz była pomarszczona, brudnozielona nie posiadająca brwi, źrenic i zębów, które powinny być widoczne przy tak szerokim uśmiechu. Była bardzo chuda, jedyne ubrania jakie miała to kilka szarych szmatek. W jej szyję wbity był gwóźdź, ale tylko kilka strużek krwi płynęło po jej tułowiu. Jednak najbardziej przerażające było to, że ona się ruszała. Lekko unosiła się. Jej włosy były czasami mocniej ciągnięte przez dłonie i coraz bardziej się uśmiechała.

Nie potrafiąc wydusić z siebie jakiegokolwiek dźwięku, oszołomiona zbiegłam na dół. Nałożyłam byle jak buty i wybiegłam z domu po drodze narzucając kurtkę. Zatrzasnęłam drzwi od samochodu, który na szczęście był otwarty. Po minucie wsiadł tata, po kilku kolejnych mama.

-Widzisz? - odrzekł ojciec - nawet ona potrafi się szybciej zebrać od ciebie.

Matka prychnęła.

-Ojciec kupił gdzieś świetne lustro. Oglądałyśmy je z Agnieszką. Nam też przydałoby się takie przy wejściu.

CreepypastyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz