Domek w głębi lasu

745 54 13
                                    

W końcu nadszedł upragniony weekend. Korzystając z okazji, wybrałem się do swojego domku w głębi okolicznego lasu. Dzień wcześniej zaprosiłem dwójkę znajomych. Mieli przyjechać następnego dnia wieczorem. Dzisiaj natomiast, zająłem się ogarnięciem domku samego w sobie. Nie byłem w nim przez kilka miesięcy, toteż uprzątnięcie tego wszystkiego trochę mi zajęło. Uporawszy się z tym, zająłem się gotowaniem. Domek wypełnił się gamą różnorodnych zapachów. W momencie, gdy kilka przystawek było już gotowych, udałem się do piwnicy, trzymałem w niej kilka potrzebnych składników. Piwniczne drzwi skrzypnęły przeciągle, gdy je otworzyłem. Zacząłem powoli schodzić po starych, spróchniałych schodach, które skrzypiały równie donośnie co i drzwi. W dłoni trzymałem latarkę, oświetlając mroczne czeluści pomieszczenia. Z jakiegoś powodu, miałem wrażenie, że coś jest nie w porządku...Bardzo nie w porządku. Zszedłszy ze schodów, światło latarki zaczęło mrugać, a sekundę później zgasło całkowicie. Zimny dreszcz przeszedł przez moje ciało, wzdłuż kręgosłupa. Zacząłem panicznie stukać dłonią w latarkę. Kilka kropel potu spadło z mojego czoła na ziemię. Parę sekund później latarka zaczęła działać ponownie. Zacisnąłem dłonie na niej i odetchnąłem głęboko z ulgą, przymknąwszy oczy. Gdy tylko je otworzyłem, strach ponownie ścisnął mój żołądek. Zamurowało mnie, moje nogi nie chciały się poruszyć. Przez głowę przeleciały mi dziesiątki myśli. Po sekundzie, która dla mnie wydawała się być wiecznością, moje kończyny przestały odmawiać posłuszeństwa. Szybkim krokiem wbiegłem po schodach. Wybiegłem z domku, trzaskając za sobą mocno drzwiami. Była już noc, zrobiło się bardzo ciemno. Zacząłem gnać najszybciej jak potrafię, wbiegłem w głąb lasu. Gałęzie drzew uderzały moje ciało, smagały moją twarz. Panika dodała mi sił, adrenalina zaczęła robić swoje. Myślałem o wszystkich możliwych scenariuszach tego co może się teraz wydarzyć. Każdy z nich mroził mi krew w żyłach. Wybiegłem z leśnej gęstwiny. Pędziłem wzdłuż leśnej dróżki. W oddali usłyszałem pohukiwanie sowy. Zacząłem tracić oddech ale biegłem dalej. Szybko. Wiedziałem, że jeśli się zatrzymam to będzie to dla mnie koniec. Przewróciłem się boleśnie, jednak zacisnąłem zęby i gnałem dalej. Czułem piach w ustach. Moje zmęczone ciało nie zdołało przeskoczyć dużej kałuży, tak czy inaczej byłem już mokry od zimnego potu. Pracowałem nogami zużywając ostatki energii, sapiąc głośno. Myślałem, że cała nadzieja już stracona. Wtem, ujrzałem ją. Kilka metrów przede mną kuśtykała młoda kobieta.

"URATOWANY!"- pomyślałem. Zużywając resztkę sił, dobiegłem do niej. Wyciągnąłem nóż myśliwski, lewą dłonią schwyciłem jej nadgarstki, wykręcając je, prawą natomiast przyłożyłem wspomniany nóż pod jej gardło.

-Myślałaś, że przytargałem cię do tego domku, tylko po to, żeby dać ci uciec?!- warknąłem.

-Za jakiego gospodarza uznaliby mnie moi goście, gdyby główne danie nie zostało podane do stołu!? - Wypuściłem nóż z dłoni i gwałtownym ruchem skręciłem jej kark. Nie chciałem zepsuć jej mięsa.

CreepypastyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz