Mróz

188 6 4
                                    

Ogrzewanie w moim starym fordzie nigdy nie należało do najlepszych, lecz tego roku postanowiło ostatecznie i nieodwracalnie wyzionąć ducha. Wiatraczki kręciły się co prawda, lecz robiły to tak niechętnie, że niemalże dawało się słyszeć ciche przekleństwa całej tej maszynerii ukrytej gdzieś tam, za deską rozdzielczą.

Zima tego roku zaatakowała nagle i z pełną mocą, jakiej nikt w Siviernej nie pamiętał od co najmniej kilkunastu lat. Moje miasto leżało co prawda za Uralem, lecz mimo to ilość śniegu, jaki spadł tej zimy była przytłaczająca; rankiem tamtego pamiętnego dnia wyszedłem na podwórze wyrzucić śmieci. Drzwi z trudem odgarnęły warstwę świeżego śniegu zalegającego przed domem. Pamiętam ostry, tnący jak setki żyletek mróz, który ogarnął mnie, kiedy tylko wyściubiłem nos poza dom. Wyrzuciłem śmieci po czym szybko wróciłem do względnie ciepłego domu.

Tak zaczynam swoją historię. Nigdy nie pisałem nic podobnego, i podejrzewam że nigdy nic już nie napiszę. Po prostu to wiem. Nie pytajcie skąd: pewne rzeczy człowiek wyczuwa instynktownie, a o innych pragnie jedynie zapomnieć. Fakt, że siedzę teraz w swoim fotelu, z kubkiem kawy w ręce jest dla mnie swego rodzaju cudem, za który będę dziękował Bogu do końca życia, nie ważne ile ono potrwa. Wydarzenia zapoczątkowane 23 stycznia 1999 odmieniły zarówno mnie jak i moje spojrzenie na świat i na ludzi. Przede wszystkim na ludzi. Teraz, schorowany i zmęczony, ale wciąż żywy snuję swą historię z przeszłości, jakby opowiedzenie tej historii było dla mnie obowiązkiem.

Jak już mówiłem, syberyjska zima tamtego roku zaatakowała z całą swą drapieżną mocą i na dobre kilka dni sparaliżowała malutką Sivierną, zamieszkiwaną wówczas przez może 5 tysięcy ludzi. Śnieg zaczął prószyć jeszcze końcem grudnia, jednak z każdym dniem przybierał na sile. A kiedy ludzie zaczynali spoglądać w niebo i pomrukiwać, że oto tego dnia biały puch padał z całą dostępną w przyrodzie siłą, wtedy ten, jakby słysząc te głosy, sypał jeszcze zacieklej. 23 stycznia mieszkańców powitało nieskazitelnie czyste niebo, rażące słońce i blisko metrowa warstwa białego puchu zalegającego na ulicach.

Ludzie, dawno już nie odgarniający śniegu, zdegustowani prowadzeniem bezsensownej walki z białym wrogiem, tego dnia rzucili się do roboty. Poprawa aury wlała nowe siły w ich serca. Byli przecież dziećmi syberyjskiej ziemi, nawykłymi do zimna mrozu. Dlatego do południa nieliczne ulice Siviernej stały się niemal przejezdne, a chodniki, posypane obficie solą i piaskiem, przyciągnęły ludzi na spacery.

Jednak mróz nie zelżał. Tego dnia na swoim zaokiennym termometrze odczytałem blisko minus 30 stopni Celsjusza. Piec w moim domu palił się dzień i noc, a jako drwal mogłem sobie na to pozwolić. Przed zimą, jak co roku, zrobiłem zapasy drewna, wycinając w pień kilkanaście grubych, starych topoli rosnący w gęstych lasach wokół miasteczka. Magazyn, do którego mogłem się dostać schodząc po schodach, mieścił zawrotne ilości drewna, a idąc po nie nie musiałem opuszczać domu. Inni nie mieli tyle szczęścia: widziałem starego Gleba wożącego drewno na taczkach z chaty na końcu ogrodu. Jego pomarszczona twarz po kilku rundach w te i z powrotem zmieniła barwę na sino szarą i byłby pewnie biedak zamarzł w połowie czwartego kursu taczkami, gdybym mu wtedy nie pomógł. Tu, w Siviernej, pomoc sąsiedzka to było coś więcej niż tylko pożyczenie sobie cukru czy soli. To była współpraca, bez której z naszego miasteczka po kilku latach zostałyby tylko oszronione zgliszcza. Syberyjska ziemia była twarda i surowa, a w pojedynkę nikt nie byłby w stanie przeżyć na niej. Nie myślcie jednak, że jej nie lubiłem, przeciwnie: kochałem to wiecznie zmarznięte miejsce, zarówno w zimie, kiedy mróz zdawał się kruszyć ci kości, jak i latem, gdy łowiłem ze starymi przyjaciółmi ryby nad rzeką Brać, przymykając oczy przed oślepiającym słońcem. W to miejsce rzucił mnie los, a prawdziwy mężczyzna nie skarży się na ziemię, jaką otrzymał, tylko wyciska z niej tyle, ile można. Mój ojciec, przeżywszy 95 lat, nigdy nie zaklął, gdy wracał wyzuty ze wszystkich sił z lasu po wyrębie drzew.

CreepypastyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz