Niestety nie znalazłam Leiftana. Zaraz gdy opuściłam pokój obrad wpadłam na Jamona i porwał mnie do kuźni. Słyszał, że mam wrócić do treningów i postanowił mi zrobić prezent - podarował mi miecz.
Faktycznie był piękny i idealnie leżał w mojej dłoni.
Ogr stwierdził, że ostrze tak wybitnego wojownika jakim mam (niby) być zasługuje na nazwę, która zapadnie wszystkim w pamięci, a po mojej śmierci będą o nas krążyć legendy. Po tym ostatnim widocznie się zmieszał. Nie życzył mi szybkiego zgonu, chciał legend. Nie mogłam się powstrzymać przed cichym śmiechem. Rozumiałam go doskonale.Ostrze nazwałam Atarangi. Nigdy nie byłam pewna znaczenia tego słowa, ale kiedyś je jakoś wybrałam i będąc jeszcze na Ziemi używałam wszędzie jako loginu czy pseudonimu, a znalazłam je po prostu w internecie. Dziwnie wracać do tego wszystkiego myślami..
Jamon nie zadawał zbędnych pytań. Był szczęśliwy, że jego prezent przypadł mi do gustu i zawisł przypięty na moim pasie. Zaproponował nawet wspólny trening. Ucieszyłam się, ale obawiałam że będzie miał kłopoty. W końcu Huang Hua wydała mi rozkaz - nie traktowałam tego jako prośbę.
O wszystkim mu opowiedziałam. Nie chciałam aby miał mi za złe. W odpowiedzi się jedynie uśmiechnął. Zawsze był kochany, stwierdził, że przecież mogę w międzyczasie trenować z innymi i to zaszczyt jeśli on będzie pierwszy.
Jakby się zastanowić to miał rację. Zaraz po tych słowach chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę ogrodu. Miałam dodatkową motywację - jeśli nie uda mi się namówić Leiftana (pfu!) to może uda mi się całkiem przypadkiem zadać kilka otarć smokowi już na pierwszym treningu. Wiem, że nie miałabym szans żeby zrobić mu jakąś większą krzywdę, ale taki element zaskoczenia może by mi coś pomógł.Wzięliśmy się z Jamonem do pracy jak tylko znaleźliśmy spokojne miejsce. Zaczęliśmy od postawy, odpowiedniego trzymania miecza - ze wszystkim zaczynałam od początku. Zanim przeszło do uderzeń drewnianymi mieczami musiałam się trochę namęczyć przy tym.
Z każdym ruchem niechętnie przyznawałam Huang Hua rację - zesztywniałam w tym krysztale. Nie zostało nic z mojej zwinności, wszelkie umiejętności bojowe zniknęły.
Dodatkowo bardzo szybko złapało mnie zmęczenie. Po godzinie intensywnego treningu leżałam na trawie i ciężko oddychałam. Jamon usiadł obok mnie rozbawiony i ogłosił koniec na dzisiaj.
Byłam mu niezmiernie wdzięczna. Jego krótka lekcja dała mi w kość na tyle, że szukanie Leiftana automatycznie zeszło na dalszy plan.Do pokoju dotarłam ledwo żywa. Chwyciłam tylko szybko ręcznik i piżamę, a potem skoczyłam pod szybki prysznic. Niestety nie udało mi się przypadkiem trafić na blondyna. Pech chciał, że w drodze do łazienki widziałam Lance'a, ale on mnie nie. Szedł kawałek przede mną korytarzem. Starałam się nie denerwować i jak najszybciej zniknęłam w łazience.
Po zmyciu z siebie brudu całego dnia wróciłam do siebie i padłam na łóżko.
Przez ten tydzień izolacji od świata nabrałam nawyku siadania w oknie i wygłaszania monologu w stronę gwiazd mając nadzieję, że Valkyon to wszystko słyszy. Żaliłam się, czasem trochę powyzywałam. Nawet opowiedziałam mu o szczegółach swojego poprzedniego życia. Wiem, że to było głupie. Pewnie nigdy nie usłyszę żadnej odpowiedzi, ale z braku laku lepiej pogadać do gwiazd niż trzymać w sobie za dużo.
Dziś nie miałam na to jednak siły. Mając nadzieję, że zrozumie oddałam się w objęcia snu.Na nogi zerwałam się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Chciałam go dorwać od samego rana, może zaspany nie będzie do końca rozumiał i się zgodzi.
Szybko się ubrałam i wyszłam na korytarz.
Panowała niemal idealna cisza. Niemal, ponieważ za jednymi z drzwi słyszałam jakby dźwięki uderzania. Tylko krótko na nie popatrzyłam i ruszyłam przed siebie. Nie moja sprawa. Może to Nevra i jedna z jego kochanek zabawiali się od rana. Nie powinno mnie to interesować. Nie powinno mnie to boleć.
CZYTASZ
Dziecko dwóch światów | Eldarya |
FanfictionPojawiłam się w dziwnym i nie znanym mi świecie, a bardzo szybko okazałam się jego częścią bardziej niż myślałam - niż ktokolwiek mógł przewidzieć. Cierpienie, radość, miłość, śmierć i.. Siedem lat śpiączki. Wegetacja. Czy wyjdę cało z tego co prz...