Daj mi spokój!

248 20 5
                                    

Przyjemne ciepło otulało moje ciało, czułam się tak błogo i przyjemnie. Jedynym mankamentem było dość twarde podłoże, na którym leżałam. I ten piasek, od czasu do czasu atakujący moją twarz.
Byłam na wpół świadoma, i dopiero po chwili dotarło do mnie, że coś nie gra. Natychmiast otworzyłam oczy i podniosłam się do siadu. W tym samym momencie złapał mnie okropny ból głowy. Złapałam się za nią i skrzywiona rozejrzałam po okolicy.
Leżałam na kocu, jeszcze chwilę temu przykryta grubym okryciem, które miałam na sobie w trakcie lotu. Bagaże leżały na swoim miejscu, a ognisko delikatnie się tliło. Nigdzie nie widziałam natomiast Lance'a.

Próbowałam sobie przypomnieć, co się działo wieczorem.
Mój wzrok padł na butelki stojące w pobliżu. Nadeszła kolejna fala bólu w okolicach skroni i padłam na plecy.
Wszystko zaczęło się układać, a to nie poprawiało mojego samopoczucia. Nie pamiętam wszystkiego, jedynie urywki. Jestem jednak pewna, że zgodziłam się sama spróbować przyniesionego trunku. Nie pamiętam tylko, jak poszłam spać i kiedy. Dodatkowo nie ma mojego towarzysza. Co się działo?
Zakryłam twarz odcinając promieniom słońca dręczenie moich biednych oczu. Czułam się fatalnie. Nigdy nie miałam głowy do alkoholu, a ten tutaj był skuteczniejszy, niż ten na Ziemi. Zwłaszcza jeśli chce się kogoś szybko załatwić..

Umierałam tak kilka minut, gdy do moich uszu dotarły zbliżające się w moją stronę dźwięki. Zerknęłam przez palce. Widząc Lance'a zaczęłam powoli się podnosić. Zapewne wyglądałam tragicznie, ale nie przejmowałam się w tym mimo rozbawionego uśmieszku, jaki towarzyszył na twarzy smokowi. 
- Trzymaj - podał mi manierkę. Chwyciłam ją i dla pewności powąchałam zanim wzięłam łyka. - Czysta woda, nie bój się.. - westchnął ciężko. Zauważyłam, że w jednej z dłoni trzyma kiść jakiś owoców.
- To nasze śniadanie? - odezwałam się i natychmiast pożałowałam. Mój głos brzmiał okropnie. Zachrypnięty, zmęczony, jak u pijaczka spod sklepu, który swoje w życiu już wypił. Jasnowłosy zerknął na mnie i przytaknął.
- Wczoraj zjedliśmy co mieliśmy, musimy się trochę pożywić i ruszamy.
Kiwnęłam głową, że rozumiem i wstałam na nogi. 
Wiem, że to nie bardzo ma znaczenie, ponieważ wiatr zaraz znowu mnie potarga i chwilę temu nie zwracałam na to uwagi, ale zebrałam włosy i je związałam w niedbałego koka. Przemyłam również ręce i twarz w wodach morza po czym wróciłam na miejsce.
W tym czasie Lance przepołowił swoje zbiory. Z czystej ciekawości zapytałam, skąd je ma. W odpowiedzi wspomniał coś o rosnących tu krzewach.
Niepewnie wzięłam jednego z owoców w dłonie. Mieścił się w nich idealnie. Na wierzchniej skórce było coś twardego, w ognistym kolorze, przypominało twarde rybie łuski. Musiałam się tego pozbyć. Przekroiłam owoc na cztery części. Po co się męczyć z obieraniem? W środku był czysty, soczysty miąższ. Wgryzłam się, a słodki smak dotarł do moich kubków smakowych.

Posiłek minął nam w ciszy. Nie miałam odwagi zapytać o wczorajszy wieczór, mimo że czasem czułam na sobie wzrok smoka. Po prostu zjadłam i sprzątałam ślady naszego bytowania na plaży. Lance mi trochę pomógł. 
Parę minut później zmienił się w swoją drugą formę, a po zapakowaniu (z nie małymi problemami) naszych bagaży na jego grzbiet, znaleźliśmy się w powietrzu. Żadne z nas nie przedłużało, chcieliśmy znaleźć się, jak najszybciej na Ziemiach Eel.

Mdliło mnie, czułam jakbym zaraz miała umrzeć, ale miałam za swoje. Głupota jest szkodliwa, i muszę swoje odpokutować. Nie chciałam zarzygać smokowi karku, więc wygodnie się ułożyłam i zamknęłam oczy. 
I nie, to nie było przytulenie, jasne? Po prostu nie chciałam spaść, więc mocno się go złapałam przylegając tyle ile mogłam. Chcę aby to było jasne.

Nie mam pojęcia ile lecieliśmy, czy Lance coś do mnie mówił, a może mijaliśmy jakieś piękne widoki. To wszystko mnie ominęło, zwyczajnie spałam na grzbiecie smoka, a gdy otworzyłam oczy widziałam z daleka znajomą plażę.
Skąpana w blasku zachodzącego słońca wyglądała cudownie. Magia stała się dla mnie już niemal codziennością, ale ciągle potrafiło mnie tu coś zaskoczyć. Tak było i z tym widokiem, był niesamowity. 
Na mojej twarzy automatycznie pojawił się szeroki uśmiech i przeciągnęłam się lekko. Zwróciłam tym na siebie uwagę smoka. 
- Śpiąca królewna się obudziła? - przekręcił lekko łeb i na mnie spojrzał. 
- Brakowało ci mojego towarzystwa? - zerknęłam na niego i rozpięłam górę swojej kurtki, było trochę za ciepło.
- Szczerze to zapomniałem, że mam cię na grzbiecie - roześmiał się krótko i spojrzał w dół. - Już na nas czekają. Zaraz będziemy lądować.. 
Przytaknęłam jedynie głową, mimo że mnie nie widział. Mając nadmiar odwagi w organizmie spróbowałam nawet zerknąć na plażę, ale ciągle byliśmy bardzo wysoko. Momentalnie zakręciło mi się w głowie. Szybko zacisnęłam oczy i starałam się nie spaść. Lance coś warknął i się przechylił aby mi w tym pomóc. Zacisnęłam dłonie na jednym z jego kolców.
Po chwili czułam, jak nasza pozycja się zmienia. 
Zaczęliśmy powoli schodzić w dół. 

Otworzyłam oczy, gdy stanął na ziemi.

Dziecko dwóch światów | Eldarya |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz