Rany

214 19 2
                                    

Palący ból przeszywał moje ciało. Nie rozumiałam co się dzieje, nie wiedziałam gdzie jestem. Dookoła panowała pustka. Jedynie jasne niebieskie światełko migało gdzieś w oddali. Próbowałam się do niego zbliżyć, ale im bardziej się starałam tym dalej ono było, a jego blask słabł. 
Przestałam i zamknęłam oczy. Kolejna ciemność, światełko zniknęło. Pojawił się natomiast niepokój, który rósł z każdą chwilą. Strach.
Do moich uszu doszedł cichy dźwięk melodii. Znałam ją, nie byłam jednak w stanie rozpoznać tych dźwięków. Otworzyłam oczy i zaczęłam w panice się rozglądać.
Towarzyszył mi tylko jasny punkcik z daleka. Zawiesiłam na nim wzrok, melodia w moich uszach nabrała na sile. 
Wzięłam głęboki wdech i ponownie spróbowałam się do niego zbliżyć. Tym razem się udawało. Z każdym pokonywanym krokiem światło było bliżej mnie, a melodia stawała się coraz bardziej rozpoznawalna.
- Jestem uwięziony w twoim sercu, nie zważając na ułamane części* - usłyszałam głos. Do kogo należy? Nie mam pojęcia. Zrobiłam kolejny krok w stronę światła. Wtedy silna dłoń złapała mnie za ramię i odciągnęła.
Spojrzałam na nią.
Moim oczom ukazał się jedyne czarny zarys sylwetki, jakby z czarnego dymu. Nic nie mówiła. Nie miała oczu ani ust. Człowiek z ciemnej mgły. Spróbowałam się wyrwać, ale złapał mnie za oba ramiona. Czułam, jak jego ręce się na mnie zaciskają.
- Anastazja! Wracaj do nas! - do moich uszu dotarł kolejny głos. Kobiecy i zdenerwowany. Spojrzałam prosto na postać przed sobą. Zaczęła powoli znikać, a gdy kompletnie się ulotniła dostrzegłam kolejny świetlisty punkt.
Obejrzałam się za siebie. Miałam przed sobą dwie drogi. Jedną niebieską, a drugą z czystej bieli.
Biała wysyłała ciepło, czułam, że właśnie tam powinnam ruszyć, ale z drugiej strony kusiła mnie melodia fortepianu i ten głos.. 

Na chybił trafił. Niech los zdecyduje gdzie pójdę. 
Zacisnęłam oczy i okręciłam się kilka razy. Gdy odzyskałam równowagę ruszyłam przed siebie. Prosto do białego światła.

- Budzi się. Chyba odzyskuje świadomość.
- A co jeśli znowu zaczniesz ją tracić?
- Nie zacznę. Nie umrze. Nie na mojej warcie..
Rozgorączkowane głosy dochodziły do moich uszu. Powoli zaczęłam otwierać oczy, ale światło było zbyt ostre. Chciałam zasłonić je ręką. Próbując ją podnieś poczułam okropny ból i czyjeś dłonie na sobie.
- Nie ruszaj się. Powoli.. - Ewelein. Tak, to musi być ona. Ta troska i władczość, jaką potrafi zawrzeć w swoich słowach.
Spróbowałam jeszcze raz, wolniej. 

Byłam w lecznicy, ale kompletnie nie rozumiem dlaczego. Powoli przekręciłam głowę. Nade mną stała Huang Hua i wspomniana wcześniej elfka. Obie przyglądały mi się zmartwione, fenghuang miała załzawione oczy. 
Dlaczego?
- Co się stało? Dlaczego tu jestem? - spróbowałam się podnieść, ale znów poczułam ból w okolicy ramienia. Spojrzałam tam. Miałam okropne ilości przekrwionego bandażu. Na ten widok od razu się rozbudziłam, a oczy rozszerzyły do granic możliwości. - Ewe.. Co to?
- Opatrunek.. - czule odgarnęła mi włosy z czoła. - Byłaś z Nevrą w lesie, nic nie pamiętasz? 
Musiałam dać sobie chwilę. 
- Ja.. Tak.. Pokłóciliśmy się.. - szczegóły powoli zaczęły do mnie docierać. Wszystko wracało. Widziałam Nevrę z jakąś dziewczyną, a potem wygarnęłam mu trochę za dużo. Nie powinnam była tak się przed nim obnażać. - Chowańce.. - złapałam się za ramię, które zabolało na samo to wspomnienie. 
- Co się tam stało? - tym razem to liderka zabrała głos. - Nevra przyniósł cię zakrwawioną, mało dało się zrozumieć z jego słów. 
Usiadła na brzegu mojego łóżka i położyła swoją dłoń na mojej. Nie zabrałam jej i westchnęłam ciężko.
- Nie chcę wnikać o co poszło, to zbyt prywatne - zaczęłam, na co dziewczyny przytaknęły. Obie wiedziały, co między nami było, a najwyższy czas sobie to i owo wyjaśnić. - W każdym razie po naszej wymianie słów nie miałam ochoty na niego patrzeć. I tak nie znaleźliśmy nic co by mogło nas zmartwić, nawet żadnych śladów, więc zawróciłam. Chciałam jak najszybciej opuścić las.
- To było nieodpowiedzialne - mruknęła Ewe. Nie skomentowałam tego.
- Byłam już praktycznie na skraju lasu, gdy przede mną pojawił się Warrifang. Chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, jakbyśmy oboje byli zaskoczeni tym spotkaniem - pomasowałam ranę, nieprzyjemnie uwierała. - W pewnym momencie postanowił się na mnie rzucić, a ja.. Nie panowałam nad tym. Fala jasnego światła go ode mnie odrzuciła. Wystrzeliła ze mnie, nawet nie wiem kiedy.
- To by tłumaczyło.. - Huang Hua urwała w pół zdania. Wyglądała na zaniepokojoną. - Później ci powiem, kontynuuj.. 
- Potem wszystko działo się szybko. Pojawił się kolejny i na mnie skoczył. Tym razem nie zdążyłam zareagować. To ostatnie co pamiętam.
- Miałaś dużo szczęścia, że Nevra był w pobliżu. Dosłownie centymetr dalej by cię złapał i nie miałabym kogo ratować. Wykrwawiłabyś się - pielęgniarka nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Potem mu podziękuję - westchnęłam ciężko. Mimo, że bardzo mi się to nie podoba, to zawdzięczam mu życie. - Huang Hua, co miałaś na myśli przed chwilą? Co tłumaczyło?
Kobieta skrzywiła się lekko.
- Nie będę cię okłamywać. Zabiłaś tego Warrifanga. Nevra pozbył się jednego, ale drugi leżał martwy. 
Na jej słowa łzy naszły mi do oczu. Zabiłam chowańca, który nie był nic winien. To przecież nie jego wina, tylko moja, może kryształu.
- Jestem m-morderczynią..- nie hamowałam się, strumienie łez zaczęły powoli płynąć po moich polikach. 
- Spokojnie Ana. Nie panowałaś nad tym, a musiałaś się bronić - Huang Hua ścisnęła moją dłoń. Chciała mi dodać otuchy, ale nie działało. Nigdy nikogo bym nie skrzywdziła. W czasie wojny starałam się jedynie ranić przeciwników, a co tu mówić o zwierzętach. Ich morderców miałam zawsze za najgorsze kreatury, a teraz stałam się jedną z nich. 
- Chciałabym zostać sama - spojrzałam na nie. Nie wyglądały na przekonane. - Proszę.. 

Dziecko dwóch światów | Eldarya |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz