U celu

200 13 0
                                    

Ląd, po tylu dniach w końcu go zobaczyliśmy. Miałam dosyć przebywania na łodzi wśród tego towarzystwa, a na Lance'a nie mogłam już patrzeć. Zwyczajnie potrzebuję odpoczynku. Wiem, nie przyjechaliśmy tutaj odpoczywać, on również nie miał mi tego czasu umilać, mieliśmy trenować.
I trenowaliśmy, przez całą resztę żeglugi, która trwała całe dziesięć dni. Codziennie. Zdarzało się nawet, że dwa razy dziennie. W przeciwieństwie do niego nie dysponowałam i nie dysponuję takim zapasem energii. Wkurzał mnie ciągłym powtarzaniem, że użalanie mi w niczym nie pomoże. Nawet jednego dnia tak się we mnie zagotowało, że oberwał mocnym strumieniem jasnego światła. To wszystko wystrzeliło nagle, niekontrolowanie. Po prostu się wściekłam i dosłownie wybuchłam. Uderzył wtedy nieźle o ścianę, nie był zadowolony z takiego obrotu sytuacji. 
Po tym wypadku przestał być pobłażliwy. Nie pozwalał mi na długie przerwy na oddech, nie mogliśmy ćwiczyć pod pokładem - Nemora miała spokój, już nie musiała zajmować się pomieszczeniem. Krótko mówiąc, Lance zachowywał się jakby chciał ten trening zakończyć jak najszybciej dlatego poza nimi przestaliśmy mieć jakikolwiek inny kontakt. Nie zamieniliśmy nawet słowa. Jedyne co słyszał z moich ust to jakieś mruczenie, a ja od niego uwagi i polecenia. Na tym koniec.
Z resztą moje stosunki się za dużo nie zmieniły przez ten czas. Berius zagadał jeśli miałam czas i siły, ale nie trwało to długo. Kilka zdań i uciekał dalej, nie mógł usiedzieć w miejscu. Idalia mi się kilka razy przydała. Sama się do niej zgłosiłam, nie chciałam jeszcze zaglądać do paczki od Ewelein, dlatego to ją poprosiłam o coś na liczne siniaki i bóle po treningach ze smokiem. Była bardzo miła i wydawała się spłoszona, a za każdym razem gdy próbowałam ją lepiej poznać pojawiała się Nemora i przerywała. Jej niechęć do mojej osoby biła po oczach na metry dlatego wolałam się trzymać z daleka. Jedyną osobą, z którą nie udało mi się zamienić nawet słowa był Gorlas, który spał, stał przy sterze albo drzemał na pokładzie.
Cała podróż mi się dłużyła, a ciało domagało się ucieczki, jak najdalej od trenera tyrana.

Gdy dopływaliśmy na miejsce drzemałam, byłam wykończona poranną męczarnią z Lancem. Nie wiem ile spałam, ale zdecydowanie za mało. Obudził mnie Berius, który zszedł po coś dla smoka. Natychmiast się podniosłam i pobiegłam na górę. Widok mnie zachwycił.

Statek właśnie zacumował w dość sporym i w pełni drewnianym porcie, w którym znajdowało się kilka budynków. Ładnie, ale moją uwagę zwróciła skalista plaża oraz krajobraz składający się głownie z gór i zieleni. 
Uśmiechnęłam się, uwielbiam takie widoki. Nawet delikatny chłodny wiatr tego nie popsuje.
Nie chcąc dłużej czekać na odkrywanie tego piękna zawróciłam po swoje rzeczy. Przez pośpiech nie zauważyłam i zderzyłam się z nikim innym, jak trenerem tyranem. Odsunęłam się zaraz i wymamrotałam ciche przeprosiny.
- Spokojnie. Zaraz wszyscy tam pójdziemy - założył ręce. - Poczekajcie tu, musze się spotkać z tutejszym przedstawicielem władzy i przekazać list od Huang Hua. - Nie wyglądał na zadowolonego. - Jeśli chcesz się na coś przydać to wyślij chowańca do kwatery. Napisz, że dotarliśmy na miejsce - minął mnie i odchodził. Kiwnęłam jedynie głową. 

Weszłam pod pokład i natychmiast wzięłam się do roboty. Napisałam szybką notkę, jak prosił Lance podając mniej więcej szczegóły o które wypytałam Beriusa. Chętnie mi powiedział, co powinno się w niej zawierać, a następnie wykorzystując jednego z chowańców od Purreru wiadomość powędrowała w stronę kwatery.

Nie minęło pięć minut, a nasz dowódca wrócił i braliśmy swoje rzeczy. Z tego co mówił, to mogliśmy tu spokojnie cumować i nikt nie miał w obowiązku pilnować łodzi - gospodarze zobowiązali się zapewnić jej bezpieczeństwo. Jeśli zaś chodzi o nas to czekał na nas przewodnik, który miał pokazać gdzie będziemy mogli spokojnie się rozgościć.
Był to chłopak, tak na oko w moim wieku, wysoki blondyn o niebieskich oczach. Nie, wcale nie zawiesiłam na nim oka, bo był przystojny, nawet na chwilę. Wracając do rzeczywistości.. Ubrany był w zwykłe spodnie, jakieś wygodne buty i luźną koszulę z wycięciem przez co było widać zarys jego umięśnionej klatki. Nie można go porównać do Lance'a, smok przy nim wydawał się większy, a Martin był wysoki, szczupły i umięśniony. Na jego prawej ręce dawało się dostrzec fragmenty jakiegoś tatuażu schowanego pod ubraniem. Przedstawił się i ruszyliśmy jego śladami. Według tego co mówił został wyznaczony na naszego opiekuna i w razie potrzeby mogliśmy liczyć na jego pomoc.

Dziecko dwóch światów | Eldarya |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz