Co ty tu robisz?

307 16 2
                                    

Rynek, las, równina, rynek. Rynek, las równina, rynek. 
Dzisiejszy dzień to wieczna bieganina, i wykonywanie mniejszych misji zaopatrzeniowych. 
Z samego rana w Kwaterze gruchnęła wieść, że została wywieszona lista, i każdy strażnik został komuś przydzielony. Na mnie spadł zaszczyt pomocy Karuto w gromadzeniu różnych składników potrzebnych do kuchni. Ilości były zatrważające, ale kucharz nie chciał zdradzić po co mu tyle tego. Krążyłam więc z pełnymi koszykami, co chwilę idąc i przynosząc je pełne kolejnych przysmaków. 
Po za wariactwem kucharza, również ekipa sprzątająca uwijała się na całym terenie Kwatery. Jakieś piętnaście osób chodziło i czyściło najmniejszy zakamarek budynku, pielili ogród i myli te ogromne okna. 
Do jednej z grup sprzątających należała Karenn. Próbowałam się czegoś od niej dowiedzieć, ale była tak samo słabo poinformowana jak ja. Nawet Chrome nie miał pojęcia o co chodzi. Podobno wytyczne poszły od samej Huang Hua, która jako jedyna wydawała się być wtajemniczona. 

Roboczo założyłam, że może chodzić o jakiegoś gościa, który ma przybyć na Ziemie Eel, i wypada go ładnie przywitać. Pamiętam, jak przed przybyciem Huang Hua, ponad siedem lat temu, wszyscy skakali i bardzo to przeżywali. Czyżby miał pojawić się ktoś ważny? A może nasza liderka chce naprawić stosunki z Tenjinem, i zaprosiła króla Genkaku? 
Nie wiem czy to byłby dobry pomysł. Zwłaszcza, jeśli planuje to trzymać w tajemnicy..

Wracając z ostatniej na dziś wycieczki poza mury, i przechodząc z pełnym koszykiem przez rynek zatrzymałam się przy jednym ze stoisk. Dług u Purriry spłaciłam z samego rana, więc mogłam już spokojnie zrobić zakupy u któregoś z jej kolegów.
Ponieważ głownie od wczoraj za mną chodzą chęci, stanęłam przy biznesie Purreru. Można znaleźć u niego wszystko dla chowańca, a przede wszystkim samego zwierzaka.
- Anastazja - sprzedawca powoli podszedł i spojrzał na mnie. Z całej tej futrzanej bandy, chyba jego lubię najbardziej. - Co cię sprowadza?
- Nie wiem - uśmiechnęłam się, na co przechylił swoją głowę. - Przepraszam, nie chcę marnować twojego czasu. Chodzi za mną pewna myśl, ale nie jestem w stanie się zdecydować.
- Ma to coś ze mną wspólnego?
- Z twoim fachem, zgadza się - przytaknęłam. 
- Potrzebujesz inkubatora? Nowego posłania? Może smakołyków? - zaraz zaczął pokazywać na różne przedmioty.
- Przede wszystkim trzeba mieć dla kogo to kupować - uspokoił się na moje słowa. 
- Oh.. To myśl.. Myśl szybko i wracaj. 
- Obiecuję, że się do ciebie zgłoszę - puściłam oczko i zaczęłam się oddalać. Nie mogę kazać Karuto tyle czekać.

Sprawnie zaniosłam wszystko kucharzowi,  a w nagrodę dostałam pakunek z niezłą ilością ciastek, które dopiero co zrobił. Nie chciałam mu podkradać towaru, zwłaszcza jeśli miały być dla specjalnego gościa, ale nie chciał słyszeć sprzeciwu i mnie przeganiał. W efekcie wychodziłam ze stołówki z ciepłymi, kruchymi słodkościami.
Pech jednak chciał, że w drzwiach wpadłam na coś twardego, i wysokiego. Dodatkowo moje czoło boleśnie to odczuło, a ciasteczka w woreczku wypadały mi z rąk. 
Ściana jednak szybko zareagowała i złapała je zanim zderzyły się z twardą podłogą i połamały. 
- Wybacz, śpieszyłem się - napotkałam błękitne tęczówki, a przysmak wrócił do moich dłoni. 
- Chyba mi nic nie jest - uniosłam nieco kąciki i zrobiłam krok w tył. Lance się wyprostował i zerknął na pakunek. 
- Posiłek na wynos? 
- Raczej moja wypłata za ciężką pracę - nieco się zaśmiałam. - Spróbuj pomóc kucharzowi, to może dostaniesz coś dobrego.
- Może, gdy będę miał więcej czasu - kiwnął głową, a w jego wyglądzie coś mi nie odpowiadało. Brakowało pewnego elementu.
- Bark cię już nie boli? Nie widzę usztywnienia.. - zapytałam, a ten krótko uniósł brew do góry. 
Szybko odzyskał swój neutralny wyraz twarzy.
- Przeszkadzało mi. Mam trochę obowiązków, nie mogę sobie wypoczywać. Maści robią swoje, nie narzekam na ból - jakby na potwierdzenie tych słów poruszył kilka razy całą ręką.
- Coś mi mówi, że i tak byś się nie przyznał, że ci dokucza - założyłam ręce i zaczęliśmy się mierzyć wzrokiem. 
- Może masz rację, może nie - przez jego twarz przemknął cień uśmiechu. - Śpieszyłaś się gdzieś? Masz co robić? 
- Zależy kto, i po co pyta - wzruszyłam ramionami.
- Jestem ciekawy co moja podwładna robi w czasie wolnym.
- Hmm.. Anastazja biegała dziś w tę i z powrotem, teraz ma zamiar trochę odpocząć.
- Może powinna zająć się treningiem? 
- Może.. Gdyby miała siły pewnie by kogoś poprosiła, a że jest trochę wypompowana i jej trener to łamaga, która musi dojść do siebie.. 
- Ta łamaga mogłaby dać jej wycisk nawet w takim stanie - wtrącił. Żadne z nas nie odwróciło wzroku na moment od tego drugiego. Miałam nawet swego rodzaju lekki ubaw. Ciekawie.
- Nie wykluczam. Woli jednak teraz pójść, pogadać do siebie, i nawcinać się przepysznych ciastek - puszczając oczko postanowiłam przerwać tą nietypową sytuację i minąć smoka. 
Nie zerkając za siebie, jak najszybciej uciekłam. 

Dziecko dwóch światów | Eldarya |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz