6.

188 9 21
                                    

Przez całą noc miałam koszmary i ciągle czułam jak ktoś mnie obserwuje jakby stał tuż przy mnie a ja nie mogłam go dostrzec. Nagle poczułam silną potrzebę podejścia do okna i tak też zrobiłam. Usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w ciemność. Po chwili zobaczyłam jakiś kształt poruszający się koło naszego domu. Bez ustanku wpatrywałam się w niego, ale czy to możliwe? Chyba tak, to jest pies. Duży czarny pies krążący w okół naszego domu. Widać było że biedak ledwo chodził. Zrobiło mi się go ogromnie żal bo jak ten pies mógł się tu znaleźć tym bardziej że nie miał za bardzo na co polować. Postanowiłam że jeżeli jutro wieczorem nadalem będzie się tutaj kręcił to spróbuję go nakarmić. Wpatrywałam się tak w niego dopóki nie nastał ranek. Dopiero w tedy zrobiłam się śpiąca i udało mi się zasnąć, lecz mój sen nie trwał długo.

Gdy w końcu byłam otulona w przytulnym śnie nagle poczułam jak spadam i uderzam o ziemię. A do około mnie słychać było głośny śmiech. Ledwo żywa otworzyłam oczy  leżałam twarzą na ziemi, a mój ojciec stał u progu drzwi i śmiał się w niebo głosy. Dopiero po chwili do mnie dotarło że to ON ŚMIAŁ MNIE ZRZUCIĆ Z ŁÓŻKA. A nie mówiłam jak dziecko.

Ja
- Oj po pamiętasz mnie za to!- Krzyknęłam i zerwałam się z podłogi.

Ojciec widząc to rzucił się do ucieczki przebiegł przez korytarz i zjechał po poręczy schodów. Przy tym dalej nie przestając się śmiać. A ja zbiegłam na dół po schodach. Nagle było słychać tylko ciszę. Co było niepokojące. Więc powoli i najciszej jak potrafiłam udałam się do salonu nikogo tam nie było tak samo jak w jadalni, a więc ostatnia nadzieja w kuchni. Wchodząc tam prawie bez szelestnie poczułam niepokój już miałam się wycofać gdy oberwałam ciastem prosto w twarz. Czułam jak dopada mnie furia byłam cała czerwona. A w tym czasie mój ojciec leżał na podłodze i tarzał się ze śmiechu. Na blacie zobaczyłam całą kobiałkę jajek. Nie zastanawiałam się długo co z nią zrobić.

Ja
- Ta zniewaga krwi wymaga!- Krzyknęłam i złapałam za kobiałkę. Nim mój ojciec zdołał zareagować już był cały w jajkach.- I kto się śmieje ostatni?- Zapytałam dumna i pewna siebie.

Gellert Grindelwald
- Na pewno nie ty księżniczko.-
Nagle poczułam jak łapie mnie za kostkę i upadam na niego. Teraz oboje byliśmy w cieście i jajkach. Chwilę zabijaliśmy się nawzajem wzrokiem. Po czym wybuchneliśmy śmiechem. I tak oto oboje leżeliśmy na podłodze i się śmialiśmy. Trwało to tak długo że w końcu nie mogliśmy złapać oddechu.

Ja
- Zmarnowałeś takie dobre ciasto.- Powiedziałam próbując kawałek który leżał na jego koszuli.

Gellert Grindelwald
- Dla twojej miny warto.- Powiedział uśmiechając się. - Dobra koniec leżenia trzeba wstać i posprzątać tutaj.- Powiedział podnosząc się do pozycji siedzącej.

Ja
- No właśnie więc ty sprzątaj a ja se jeszcze poleżę. -

Gellert Grindelwald
- Ach tak a kto tu niby wszystko posprząta?-

Ja
- Ten kto to tak wszystko narozwalał.- po tych słowach na moją twarz wpłynął zarozumiały uśmiech. Co było błędem. A zrozumiałam to dopiero w tedy gdy w jego oczach pojawił się ten błysk. Wiedziałam że to się dla mnie dobrze nie skończy. Nagle mój ojciec niebezpiecznie się do mnie zbliżył i zaczął mnie gilgotać.
Co jak co ale gilgotek nie nawidziłam najbardziej.

Gellert Grindelwald
- To co wstajesz i mi pomagasz?- Powiedział z szyderczym uśmiechem.

Ja
- Nigdy.- odpowiedziałam w napadach śmiechu.

Gellert Grindelwald
- A więc wybrałaś tortury!- krzyknął. Gdy już czułam że mam dosyć na dzisiaj gilgotek. W napadach śmiech błagałam go aby przestał. Co po chwili przyniosło porządny efekt. Gdy ja leżałam nadal na ziemi i ledwo łapałam oddech on gdzieś zniknął. Nie trwało to długo jak oberwałam mokrą szmatką prosto w twarz. Natychmiast ściągnęłam ją z twarzy i zobaczyłam jego lekki cwaniacki uśmiech. Przez co pokreciłam głową i powiedziałam.

Białowłosa Córka 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz