8.

159 10 17
                                    

Nastał już wieczór jak zawsze po kolacji mój ojciec wybrał się na spoczynek. A ja postanowiłam dzisiaj czuwać by sprawdzić czy ten pies będzie się dzisiaj kręcić koło naszego domu. Moje przeczucie się nie myliło o około północy pies leżał na środku polany. Nawet z tak daleka widać było że jest on wykończony. Wstałam od okna i założyłam szlafrok a potem buty. Przy wyjściu wzięłam również koc i najciszej jak potrafiłam wyszłam ze swojego pokoju i zeszłam po schodach. Z kuchni wzięłam dwie miski, mięso z kolacji oraz świeczkę. Powoli przekręciłam klucz w drzwiach wyjściowych by jak najciszej otworzyć drzwi. Po otwarciu chwilę nasłuchiwałam czy nie obudziłam ojca. Na całe szczęście nie. Zapaliłam świeczkę i wyszłam z domu. Dzisiejsza noc była bez chmurna lecz strasznie zimna. Powoli kierowałam się w stronę psa. A on gdy mnie zauważył spróbował wstać lecz mu się nie udało gołym okiem było widać że jest wycieńczony.

Ja
- Nie bój się nic ci nie zrobię.- Powiedziałam podchodząc coraz bliżej.- I mam nadzieję że ty też mi nic nie zrobisz.- Powiedziałam gdy usłyszałam jak zaczął na mnie warczeć. Lecz mimo to podchodziłam coraz bliżej niego. A moim oczom ukazywała się jego koścista postura. Był to duży czarny pies strasznie wychudzony dosłownie sama skóra i kości. Zatrzymałam się około dwa metry od niego. A on wciąż warczał i wpatrywał się we mnie nie spokojnie.
- Oj biedaku kto ci to zrobił. Nic dziwnego że mi nie ufasz.- Powiedziałam ze smutkiem.- Ale mam coś dla ciebie.- Powiedziałam i powoli usiadłam na ziemi zachowując nadal bezpieczny odstęp od psa. Powoli położyłam dwie miski na ziemi a pies nadal mnie obserwował. Do jednej wolałam wodę a do drugiej wrzuciłam mięso. - Proszę.- Powiedziałam i powoli podsunęłam miski w stronę psa. A on delikatnie je powąchał po czym zaczął jeść. Dosłownie się rzucił na mięso. Gdy już  opróżnił obie miski wstał i spojrzał mi prosto w oczy. Powoli podszedł do mnie i spuścił głowę, a ja go pogłaskalam. Po czym powiedziałam. - Dzisiejsza noc jest bardzo zimna. Jak chcesz możesz przenocować na naszej werandzie.- Po czym powoli wstałam wzięłam miski i zaczęłam kierować się w stronę domu a on zaczął iść za mną przy tym lekko merdając ogonem. Co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Poscieliłam mu koc na którym się położył, a ja przykryłam go swoim szlafrokiem i powiedziałam. -Śpij dobrze, ja niestety muszę już wracać do domu.- Jak powiedziałam tak też zrobiłam. Weszłam najciszej jak się dało do swojej sypialni. A gdy już zamknęłam drzwi odetchnęłam z ulgą że nie obudziłam mojego ojca. Po czym wskoczyłam do łóżka i już po chwili otulił mnie przyjemny sen.

Dzisiejsza noc była dla mnie bardzo spokojna. Lecz gdy tylko poczułam pierwszy promień słońca na mojej twarzy od razu się obudziłam. Leniwie przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Było bardzo wcześnie jednak to mi nie przeszkadzało. Poszłam do łazienki umyć się oraz ubrać, nawet gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze stwierdziłam że nie jest aż tak źle. Jak zawsze ubrana w czarną sukienkę zeszłam powoli na dół. Dzisiaj humor mi dopisywał więc postanowiłam przygotować dla nas śniadanie. Ale nie byle jakie tylko słodkie śniadanie. Więc usmarzyłam japońskie naleśniki które ozdobiłam czekoladą bitą śmietaną i truskawkami. Oraz upiekłam ulubione babeczki mojego ojca. Gdy nakrywałam do stołu usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach.

Gellert Grindelwald
- Dzień dobry księżniczko.- Powiedział przy tym głośno ziewając i przeciągając się. - Widzę że dzisiaj humorek dopisuje, czyż by koszmary ustały?- Zapytał z uśmiechem.

Ja
- Ach ta skrzatka nie potrafi trzymać języka za zębami.- Powiedziałam kończąc zastawiać stół. - Tak ustały.- Powiedziałam kierując się do kuchni.

Gellert Grindelwald
- Co tam dobrego zrobiłaś?- Powiedział i zaczął kierować się w moją stronę.

Ja
- Usiądź przy stole zaraz przyniosę.- i już po chwili wniosłam duży talerz naleśników i talerz z babeczkami.

Gellert Grindelwald
- Czym ja sobie na to zasłużyłem?
Czyżby tym że wczoraj zrzuciłem cię z łóżka gdybym wiedział to bym robił tak codziennie.- Powiedział i wziął łapczywy gryz babeczki.

Ja
- Bardzo zabawne... - Nagle mój ojciec zaczął się dusić.- Nie jedź tak łapczywie bo się udusisz i tyle mi z ciebie zostanie.- Powiedziałam klepiąc go po plecach. Po chwili Gellert doszedł do siebie i tym razem rozważniej zaczął kąsać swoją babeczkę wraz z naleśnikiem.

Gellert Grindelwald
- Jakie to dobre.Czemu tego wcześniej nie robiłaś.- Zapytał.

Ja
- Żebyś mógł się jeszcze w drzwi zmieścić dlatego.- Powiedziałam z uśmiecham na twarzy.

Gellert Grindelwald
- Zabawne.- Powiedział przy tym przewracając oczami. I po chwili dodał. - Wypadałoby żebyś dzisiaj się spakowała i przygotowała do szkoły.-

Ja
- Wiem właśnie miałam zamiar to dzisiaj zrobić. A tak zmieniając temat od 2 dni w okół naszego domu kręci się czarny pies.-

Gellert Grindelwald
- Pies?! Co by tutaj miał robić? To cud że nie padł z głodu.- Powiedział widocznie zdziwiony.

Ja
- Właśnie wczoraj wieczorem wyszłam do niego i dałam mu jeść.- Powiedziałam.

Nagle mój ojciec raptownie wstał od stołu, przy tym przewracając krzesło i uderzając pięścią w stół.

Gellert Grindelwald
- CO ZROBIŁAŚ?!- Krzyknął tak głośno że było słychać go pewnie na dworze. Spojrzałam mu w oczy a w nich ujrzałam nie pochowaną złość. -Na wolności jest morderca, ministerstwo wypuściło dementorów z Azkabanu a ty wychodzisz sobie po nocach z domu od tak. Mimo iż mówiłem żebyś tego nie robiła!-

Ja
- Przepraszam.-

Gellert Grindelwald
- Co mi po twoich przeprosinach jak mogło coś ci się stać a nawet mogłabyś umrzeć. Nie rozumiesz że to wszystko robię ponieważ martwię się o ciebie?-

Ja
- Nie mam już pięciu lat tato. Potrafię wyczarować  patronusa i nie tylko. Również doskonale władam sztyletami. W końcu sam mnie uczyłeś więc powinieneś wiedzieć że większym  zagrożeniem jestem ja a nie Syriusz Black.-

W tedy właśnie Gellert przypomniał sobie pierwszą lekcję z małą Allison. Gdy dał jej drewniany sztylet i walczyli razem jak piraci i przy tym bardzo dobrze się bawiąc i śmiejąc.  im Allison była starsza tym robiła większe postępy, z których on był bardzo dumny. Dość często zapominał że ona zawsze da sobie radę w końcu sam ją uczył.

Gellert Grindelwald
- Znów nie potrzebnie się uniosłem- Powiedział przy tym głośno wzdychając. - Ale to z troski, w końcu dla mnie zawsze będziesz tą samą Małą Allison.- Uśmiechnął się do niej i podniósł krzesło.

Po śniadaniu
Allison poszła się spakować.
Na całe szczęście zajęło jej to o wiele mniej czasu niż przewidywała. Gdy nagle usłyszała pukanie do drzwi.

Ja
- Proszę.- Powiedziałam odwracając się w kierunku drzwi. A w nich stał nie kto inny jak Gellert, który opierał się o ścianę.

Gellert Grindelwald
- Przy śniadaniu przerwałem tobie, przez co nie dokończyłaś opowiadać mi o tym psie.- powiedział wpatrując się w bałagan który panował w moim pokoju.

Ja
- Ach tak racja. Pies był bardzo wychudzony. Dałam mu jeść i pozwoliłam przenocować na werandzie.- Powiedziałam wpatrując się w ojca.- Gdyby nie ja on by umarł.

Gellert Grindelwald
- I pewnie chcesz go przygarnąć tak? Dobrze rozumiem?- Zapytał.

Ja
- O ile byś się zgodził i zajął byś się nim pod moją nie obecność. Las to nie miejsce dla ledwo żywych zwierząt.- Po tych słowach głośno westchnął.

Gellert Grindelwald
- A czy ja kiedy kolwiek miałem coś do gadania na temat zwierząt? Jak tak ci bardzo zależy to weź go do domu. Grunt żeby nie o sikał dywanów i mebli.-

Ja
- Dziękuję- Powiedziałam i podbiegłam do ojca by go przytulić. A on ucałował mnie w czoło i powiedział po cichu.

Gellert Grindelwald
- Dla ciebie wszystko księżniczko.-

Białowłosa Córka 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz