『 ROZDZIAŁ 21 』

1.3K 102 36
                                    

DIEGO

Spałem naprawdę głęboko, gdy poczułem delikatne szturchnięcie w ramię. Zamrugałem powiekami, próbując pozbyć się mgły, która zasnuwała moje oczy i wyostrzyć wzrok. Był chyba środek nocy, bo w sypialni wciąż było ciemno i ciężko było dojrzeć jakiekolwiek kształty.

— Co się stało? — wyszeptałem, napotykając spojrzeniem zmarszczone czoło Mariny.

Wypuściła głośno powietrze i na nowo wciągnęła je nosem.

— Chyba mam skurcze — wydusiła, krzywiąc się, a ja w panice natychmiast poderwałem się z miejsca.

Przyklęknąłem tuż przed nią i pochyliłem się nad jej brzuchem.

— Jak to skurcze? — wypaliłem, dotykając krągłości, jakbym mógł faktycznie je wyczuć poprzez przytknięcie do nich swoich dłoni.

— Nie wiem... obudziłam się pół godziny temu, czując ból, który zaczął się powtarzać w równych odstępach czasu i... chyba odeszły mi wody. Matko... chyba ktoś chce już wyjść.

Jęknęła i skuliła się w kłębek, ponownie głęboko zaczerpując powietrze.

— Już?! — Spanikowałem i zerwałem się z łóżka, niemal się przewracając. — Przecież jest za wcześnie!

To był koniec trzydziestego siódmego tygodnia, to nie była pora na jej wymarsz. Termin był za dwa tygodnie, mieliśmy mieć jeszcze mnóstwo czasu na przećwiczenie wszystkich scenariuszy! Nawet nie zdążyłem się jeszcze nauczyć, jak wiązać chustę w kształcie kieszonki!

Nieco zestresowany złapałem za telefon, by połączyć się z naszą położną, próbując przy tym znaleźć jakieś ubranie dla siebie.

— Halo?! — rzuciłem natychmiast, gdy odebrała. — Boże, Letizia, my rodzimy! Słyszysz to?! Rodzimy. Ja... ja jeszcze nie zdążyłem się przygotować. — Przerzucałem ubrania, histeryzując coraz bardziej.

Kobieta zaczęła tłumaczyć mi jakieś pogmatwane rzeczy, których mój umysł w tamtym momencie w ogóle nie pojmował, więc przekazałem telefon Marinie, która zachowała zimną krew i na spokojnie wyjaśniła Letizii, co się działo. Ja w tym czasie wciągnąłem na siebie T-shirt i spodnie i popędziłem do pokoju dziecięcego, by zabrać stamtąd przygotowane przez Marinę rzeczy. Oczywiście po drodze próbowałem zasunąć torbę z maleńkimi ubrankami, ale uderzyłem o futrynę i wszystko wypadło mi z rąk, rozsypując się na podłodze. Zgarnąłem kolorowe śpioszki i pieluszki i wcisnąłem je gorączkowo na miejsce, a potem wypadłem z pokoju i wróciłem do sypialni po żonę.

Siedziała na brzegu materaca i kończyła właśnie rozmowę, więc przykucnąłem tuż przed nią.

— I co? — palnąłem rozemocjonowany.

— Jedziemy do szpitala — odpowiedziała z grymasem.

Pokiwałem głową i poderwałem się z podłogi, biegnąc następnie do szafy. Wyjąłem z niej pierwszą lepszą sukienkę i bieliznę i pospiesznie pomogłem Marinie się ubrać. Ręce mi się trzęsły, więc nie potrafiłem zapiąć guzika na jej karku, tak więc zostawiłem go tak, jak był. W końcu kto będzie zwracał na to uwagę?

Chwyciłem ją pod ramię, by ułatwić jej wstanie, zabrałem torbę, zgarnąłem klucze i ruszyliśmy do garażu. Nie dzwoniłem do Flavio, bo nie było na to czasu i sam wpakowałem Marinę do samochodu i zająłem miejsce kierowcy. Rozgorączkowany nie mogłem trafić do stacyjki, kiedy na grzbiecie mojej dłoni wylądowała ręka małżonki.

— Nie wziąłeś torby z wszystkimi moimi rzeczami — wymruczała z głową wbitą w oparcie.

Pokiwałem energicznie głową i rzuciłem klucz na deskę rozdzielczą, pchając przy tym swoje drzwi.

HERO ✔ || RIAMARE #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz