『 ROZDZIAŁ 34 』

1.6K 135 159
                                    

ARIANA

Mama kończyła wiązać mój gorset, a ja zamglonym wzrokiem przyglądałam się odbiciu w lustrze. Suknia ślubna była dość wystawna, ale i dziewczęca. Bufiaste rękawy przypominały mi kreacje średniowiecznych kobiet i subtelnie podkreślały moje szczupłe ramiona. Spódnica stworzona była z kilku warstw tiulu, a dekolt stanowił prosty pas.

— Gotowe. — Mama położyła dłonie na mojej talii, a podbródek oparła na moim lewym ramieniu. Przyglądała się mojemu odbiciu z lekkim uśmiechem. — Jesteś najpiękniejszą panną młodą, Ari.

Przełknęłam ślinę i wysiliłam się na uśmiech, o który było u mnie dzisiaj trudno. Hero zniknął z mojej sypialni, nim wzeszło słońce. Zerwałam wtedy pościel i upchnęłam ją w jednym z kartonów, by przypadkiem mama jej nie odkryła. Poszewki łatwo było się pozbyć, ale z chwilą, gdy ponownie ułożyłam się w łóżku, tęsknota za Hero zaczęła się pogłębiać i zanim wstałam, uroniłam parę łez. Po tej nocy zmierzenie się z Gustavo będzie o wiele trudniejsze.

Wkrótce zeszłyśmy z mamą na parter, gdzie czekał na nas tata i dzieciaki.

— Ree... — wydusił z przejęciem. Lustrował całą moją osobę rozbieganym wzrokiem, aż w końcu skupił się na oczach. — Chyba nie potrafię wypowiedzieć komplementu, który faktycznie odzwierciedlałby to, jak wspaniale wyglądasz.

Kącik moich ust drgnął. Podeszłam do niego i przytuliłam się, uważając na fryzurę i makijaż.

— Dziękuję, tato — wymruczałam, starając się przy tym nie rozpłakać.

Na szczęście wylałam o poranku tyle łez, że szansa na to, iż się rozpłaczę, nieco zmalała.

— Cieszę się na ten dzień, a jednocześnie jest mi bardzo źle z myślą, że cię komuś oddaję — przyznał, gdy stworzył między nami dystans. Oczy mu zwilgotniały, ale nie ukrywał tego. — Moja córeczka... mój pierwszy promyczek.

Nie zdołałam powstrzymać jednej łzy, która popłynęła po moim policzku. Tata otarł ją delikatnie i ponownie mnie przytulił, wyduszając z siebie drżący oddech. Mama podeszła do nas i otuliła mnie z drugiej strony, pocieszając naszą dwójkę. Niestety nie mieliśmy czasu na dłuższe pożegnania, bo czas nas gonił i musieliśmy już wychodzić. Constanza i Basilio od samego rana mi się nie naprzykrzali, więc wnioskowałam, że w końcu ruszyło ich to, że znikam z tego domu. Nie będzie mnie tu i nie będą już mieli komu dokuczać.

Mama pociągnęła moje rodzeństwo do drugiego auta, a ja z tatą usiadłam w podstawionej limuzynie. Ściskał moją dłoń przez całą drogę do kościoła i byłam mu za to wdzięczna, bo moje serce boleśnie się zaciskało, im bliżej tego miejsca się znajdowaliśmy.

Kierowca wjechał na plac i zatrzymał się tuż obok schodków. Przez szybę widziałam parudziesięciu gości, którzy zebrali się przed budowlą, by ujrzeć mnie jeszcze zanim wkroczę do kościoła. Tata otworzył mi drzwi i podał mi dłoń, by pomóc mi opuścić samochód.

— Będzie dobrze, Ree — wyszeptał, układając sobie na przedramieniu moją dłoń. Brzmiało to jednak, jakby sam siebie próbował do tego przekonać.

Wspięliśmy się po schodach i weszliśmy do przedsionka, gdzie czekała moja mama. Dzieciaki musiały już wejść do środka.

— Gustavo już czeka przy ołtarzu — powiedziała mama. — Musimy poczekać jedynie na pieśń na wejście.

Pokiwałam machinalnie głową, czując się okropnie. Ciągle ściskałam przedramię taty, wykorzystując je jako piłeczkę antystresową. Melodia, grana na organach, wypełniła wnętrze, więc mama podała mi bukiet białych piwonii, które kupiłyśmy w pobliskiej kwiaciarni. Co za ironia losu, że te z mojego ogródka uschły, czyż nie?

HERO ✔ || RIAMARE #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz