『 ROZDZIAŁ 27 』

1.3K 111 6
                                    

HERO

Z Gino skontaktowałem się jeszcze tego samego dnia, w którym rozmawiałem z ojcem. Nieco się dąsał, że dostał taką marną fuchę na sam początek, ale pocieszyłem go, że nie będzie trwało to zbyt długo. Na więcej wyjaśnień musiał poczekać. Wolałem nie roztrząsać tego tematu przez telefon.

Jego przyjazd do Stanów został zatem przyspieszony i miał pojawić się tutaj jeszcze w tym tygodniu. Rozmyślałem nad tym wszystkim, obserwując z daleka, jak Fiero bawił się na placu zabaw. Wyglądał, jakby był szczęśliwy, a obok, na ławce, siedziała jego matka. Uśmiech plątał się na jej ustach i czułem przez to ciepło w sercu.

Cieszyło mnie to, że na ten moment mogłem zamknąć ich sprawę. Bouderaux wciąż tonął w długach, ale dzięki Lorettcie jego żona zdecydowała się na separację, co definitywnie by ją od niego odcięło. Ja byłem z tego zadowolony, bo i tak typ nie dałby rady dostać się do niej i syna, bo miałem ich na oku, a ponadto nareszcie mogli od niego odetchnąć.

Wsiadłem do swojego auta i ruszyłem w drogę do Charlotte. Załatwiłem swoją robotę na dziś, więc mogłem się tam przejechać i sprawdzić teren. Na ponowne spotkanie z dziewczyną raczej było za wcześnie, choć miałem na to wielką ochotę. Chyba powinienem się trochę otrząsnąć, bo zaczynałem działać wobec niej zbyt pochopnie i zbyt dalekie kroki zacząłem stawiać. Musiałem się pohamować i przy okazji przemyśleć sobie, co powinienem z nią zrobić. Nie chciałem oddawać jej w ręce Gustavo, ale nie miałem żadnych argumentów za tym, by nie dopuścić do ich ślubu. Martwiło mnie to i wypalało dziurę w moim brzuchu, bo zaczynało mnie to stresować. Co jeśli niczego nie znajdziemy? Jeżeli się spóźnimy?

Zaparkowałem nieco dalej, wysiadłem z samochodu i przeszedłem się lasem w stronę posiadłości Antinorich. Byłem wkurzony i rozczarowany, gdy na podjeździe dostrzegłem auto, z którego właśnie wysiadał Berardino. Cholera. Miałem ochotę wtargnąć tam i udusić tego gnoja.


ARIANA

Zeszłam po schodach w momencie, gdy drzwi frontowe się uchyliły, a w nich stanął mój narzeczony. Posłał mi ciepły uśmiech, który z trudem odwzajemniłam. Dwie godziny temu zapowiedział, że wpadnie i miałam naprawdę głęboką nadzieję, że jednak w ostatniej chwili zadzwoni, że jednak nie może tego zrobić. Cóż, na nic były moje modlitwy, bo jednak się pojawił.

Stanęłam na parterze, pozwoliłam mu pocałować wierzch swojej dłoni i zaprosiłam go do jadalni, gdzie siedzieli już moi rodzice i rodzeństwo.

— Gustavo, jak dobrze cię widzieć. — Tata podniósł się z krzesła i przywitał z nim uściskiem ręki. — Siadaj.

Zajęliśmy swoje miejsca, a ja przechodziłam katusze, będąc tak blisko niego. Po dłuższym rozmyślaniu nad naszym pocałunkiem doszłam do wniosku, że naprawdę go nie pragnę. I za każdym razem, gdy o tym myślałam, miałam ochotę płakać.

— W porządku, Ariano? — Gustavo pochylił się w moją stronę i zajrzał mi w oczy.

Zaczerwieniłam się i pokiwałam głową, wyduszając z siebie tylko krótkie „mhm". Nie chciałam z nim rozmawiać, ani go widzieć. Wręcz miałam wielką nadzieję, że do czasu ślubu już go nie zobaczę. Wystarczało mi to, że musiałam biegać po sklepach w poszukiwaniu butów na ślub i co kilka tygodni odwiedzać krawcową, która szyła moją suknię ślubną. Dramat. Suknia była ładna, ale gorzej z osobą, z którą miałam wziąć ten ślub.

Oparłam czoło na dłoni i kompletnie zapominając, gdzie byłam, westchnęłam ciężko i wgapiłam się w swój obiad. Nawet klopsiki mamy nie chciały mi przejść przez gardło, więc musiałam być naprawdę w tragicznym stanie!

HERO ✔ || RIAMARE #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz