Rozdział 13

502 9 22
                                    

Było jakoś po 23 gdy wchodziłem do domu. Było cicho, dobrze, znaczy, że gacha nie ma, a matka śpi, a raczej jest nieprzytomna. Wszedłem do swojego pokoju, rzuciłem się na łóżko i tak leżałem przez dobrych kilka minut, jednak do czasu aż usłyszałem cholerne walenie w drzwi. Leniwie wstałem i poszedłem do korytarza, z którego dochodziły te niemiłosierne hałasy. Zajrzałem przez wizjer i zobaczyłem kompletnie pijanego tępego chuja. Natychmiast otworzyłem drzwi, by ten przyjeb nie obudził matki i doskoczyłem do mężczyzny.

Kazimierz „Kamień" Kamiński, jebany recydywista, który umawiał się z moją matką. Nie mam pojęcia co ona w nim widzi, pewnie zamiłowanie do wódki i fajek. Facet jest obleśny, niski i łysy z masą tatuaży na ciele.

- Wypierdalaj stąd – warknąłem trzymając go za fraki.

- Spier – zaczął. – spierdalaj – dokończył ledwo trzymając się na nogach i to nie z powodu mojej napaści, a ilości procentów w jego organizmie. Gdyby nie ja myślę, że facet już kulałby się po klatce schodowej.

- Wynoś się stąd, matka śpi – powiedziałem zdenerwowany. Odepchnąłem go od siebie, a ten się zachwiał.

- Chuj mnie to obchodzi – ledwo dało się zrozumieć jego wypociny.

Stwierdziłem, że ta rozmowa nie ma dalszego sensu i wykopałem go z bloku uprzednio grożąc policją. I tak nie sądzę, by cokolwiek do niego doszło, ale próbowałem i ostrzegałem.

Wróciłem do pokoju i już bez żadnych ekscesów poszedłem spać.

***

Kolejny dzień, tym razem musiało wszystko się udać. Dwie godziny z Domą muszą być cudowne i na pewno takie właśnie będą, jestem tego pewien.

Pierwszą lekcją był wf, było nawet spoko, graliśmy w nogę. Tym razem nie dostałem niczym w łeb. Po pierwszej lekcji poszedłem się umyć pod naszymi szkolnymi prysznicami. I to właśnie ten moment, ten na który czekałem cały dzień. Polski, a właściwie osoba prowadząca tę lekcję.

Wszedłem do klasy jako pierwszy, zastałem tam Małgorzatę. Zamknąłem drzwi na klucz i do niej podszedłem.

- Cześć – przywitałem ją podchodząc do niej od tyłu gdy stała przy szafach z książkami.

- Dzień dobry Alku – przywitała mnie jak każdego ucznia, dlaczego? Co się stało od czasu wypadku?

- Co się stało? – zapytałem zaskoczony, a ona nawet nie uniosła spojrzenia.

- A miało coś się stać? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, jak ja tego nienawidzę. Nie mogę jej stracić, nie dam bez niej rady. – Czy coś się stało? Muszę się przygotować do lekcji – dopytała i dała mi do zrozumienia żebym stąd wyszedł.

- Nie rozumiem, co się między nami zmieniło? – naprawdę nie wiem o co chodzi, jednego razu jest jak w bajce, a drugiego jak w horrorze.

- A w ogóle coś było? – w końcu uniosła wzrok i zobaczyłem wszystko. Gniew, smutek, strach, a zarazem radość, pewność, czy pragnienie. Cholera, o co tu chodziło?

- Doma – złapałem ją za rękę. – Nie mogę cię stracić, rozumiesz? Nie dam rady bez ciebie. Wiem, że się boisz, to zrozumiałe, ale razem damy radę, razem możemy wszystko i nikt się nie dowie, obiecuję – starałem się jej spojrzeć w oczy, jednak ona wodziła wzrokiem wszędzie tylko nie na mnie. – Spójrz na mnie – nakazałem twardym głosem. – Proszę – już łagodniej. Podziałało, wbiła nieruchomy wzrok w moje źrenice. – Oboje nie damy rady bez drugiego – powiedziałem wciąż wpatrując się w jej cholerne zielone oczy.

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz