Rozdział 69

141 10 2
                                    

Zanim mogłem wrócić do domu i skontaktować się z Domą i Edytą musiałem złożyć zeznania na komendzie. Przemaglowali mnie od góry do dołu nie chcąc wypuścić przez naprawdę długi czas.

Dopiero późną nocą w końcu udało mi się opuścić policję i dopiero wtedy mogłem zadzwonić do Gośki.

- Halo?! Boże święty, nic ci nie jest!?

- Nie, wszystko ze mną dobrze – oznajmiłem z ulgą. – Jadę do domu.

Pewnie już chciała zasypać mnie masą pytań, ale się od tego powstrzymała, za co byłem jej cholernie wdzięczny.

W mieszkaniu na Długiej byłem po drugiej, a mimo to na wejściu zostałem powitany przez Gosię, która wpadła we mnie i trzymała tak mocno i tak kurczowo jakby nigdy nie miała zamiaru mnie puszczać, a ja zaraz miałbym spaść z klifu prosto w przepaść.

- No już, wszystko dobrze – szepnąłem również ją obejmując.

- Boże – wyszlochała. – To moja wina – dodała zanosząc się głośnym płaczem.

- Co?

Natychmiast ją od siebie odsunąłem, by móc spojrzeć jej w oczy.

- O czym ty mówisz?

- Gdyby nie ja... Odebrałbyś i...

- Co ty... Co?

Kobieta coraz głośniej płakała, a o jakimkolwiek uspokojeniu się nie mogło być teraz mowy.

Przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem.

Wciąż szlochała i nie mogła się uspokoić.

Na szczęście z minuty na minutę było coraz lepiej aż w końcu przestała się trząść i zaczęła spokojniej oddychać.

Gładziłem ją po plecach opierając głowę o jej głowę nie mogąc pozwolić na to, by panika wróciła.

Stres mógł przecież zaszkodzić dziecku.

- Skarbie – szepnąłem delikatnie ją od siebie odsuwając.

Wciąż jednak trzymałem ją za ramiona.

- To absolutnie nie była twoja wina. Absolutnie, rozumiesz?

Nie odpowiedziała, jedynie patrząc na mnie ze łzami w oczach.

- Nie miałaś z tym nic wspólnego – dodałem patrząc jej głęboko w oczy.

- Boże – wydusiła półszeptem. – Co tam... Co tam się stało, Aleksy?

- Nie wiem.

Poprowadziłem ją do sypialni i się położyliśmy.

- Proszę cię, powiedz mi.

- Nic więcej nie wiem – odparłem zgodnie z prawdą.

Nic nie wiedziałem, ale jestem pewien, że ten stan zmieni się lada dzień.

Nie odpuszczę, znajdę tego sukinsyna i... I sam nie wiem co zrobię.

Bałem się o tym myśleć.

Pewnie jakiś rok temu bez zastanowienia zajebałbym tego sukinsyna na miejscu, ale teraz... Teraz nie liczyłem się tylko ja, na szali bowiem leżało więcej niż życie. Dwa życia. Dwie niczego winne dusze, które obiecałem chronić za wszelką cenę.

Myślałem, że te rozważania nie pozwolą mi dzisiaj zasnąć, a jednak w pewnym momencie sen w końcu przyszedł będąc wybawieniem dla mojej głowy.

Nie sądziłem jednak, że wyrwanie z tej błogości nastąpi tak szybko i tak brutalnie.

Głośne trzaski dobiegały z korytarza już o piątej nad ranem, które nie mogły zwiastować niczego dobrego.

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz