- Po co?
Spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem, ale ten zaraz mi zszedł przypominając sobie dlaczego wyjeżdżamy.
- Nad jezioro. – obróciłem się twarzą do nauczycielki i zacząłem objaśniać o co dokładnie chodzi.
- To miłe z waszej strony – skwitowała posyłając mi kojące spojrzenie.
- Ale?
Zawsze jest takie ale, zawsze.
- Kto jedzie? – spytała z zamyśleniem.
- Edi, Przemo, ja, Borys, Malwi, Kaśka, Tytus i to chyba tyle – wymieniłem.
Gosia zmrużyła oczy wyraźnie nad czymś głowiąc.
- Kto to Borys?
Nie zna go? Nigdy o nim nie wspominałem? To dziwne, wydawało mi się, że kiedyś coś jej mówiłem.
- Chłopak Edzi. Skończył już szkołę, jest mechanikiem. Edi ostatnio wspominała, że za pół roku mają piątą rocznicę związku.
- Jak się poznali?
Hm, dobre pytanie. Ale z tego co wiem, to chyba na imprezie... Ooo, pamiętam!
- To była pierwsza impreza Edyty w życiu – zacząłem z bananem na twarzy. – Było to w drugiej gimnazjum – roześmiałem się przypominając sobie wszystko co tam zaszło. – To nie był żaden melanż z alko i innymi dragami. – od razu zastrzegłem. – Z Przemem nie chcieliśmy żeby Edzia się przestraszyła na pierwszej imprezie. Zresztą ja sam dopiero w wieku 16 lat poszedłem na pierwszą ostrą imprę. Ale wracając – spojrzałem na polonistkę, a ta ze skupieniem słuchała historii. – Mieliśmy po czternaście lat, więc wchodziliśmy na nielegalu, ale nie było z tym problemu. Z Przemkiem często tak imprezowaliśmy i większość goryli dobrze nas znała przez co mieliśmy dobre dojścia. Pamiętam, że wszyscy wywijaliśmy na parkiecie – uśmiechnąłem się na te wspomnienie. – Kojarzysz Kamień z napisem love? – spytałem.
- Pewnie.
- No to tańczyliśmy do przeróbki tego kawałka. Było zajebiście – roześmiałem się. – W pewnym momencie podbił do nas jakiś starszy typek. Z Przemem go kojarzyliśmy, często chodził na imprezy w te same miejsca co my. Szczerze? Od razu zaiskrzyło. Edzia kompletnie straciła głowę dla tego gnojka. Chodziła z nami na każdą imprezę byleby tylko pogadać z Borysem. Później zaczęli się umawiać, chodzić razem na imprezy i to nawet grubsze jak to się później okazało. Był nawet pewien okres, w którym Edi kompletnie olewała szkołę i szlajała się z Borysem po mieście. Z kujonki stała się największą seksbombą naszej szkoły. – na chwilę zawiesiłem głos. – Ale i tak była kujonką – zaśmiałem się. – I w sumie to nadal nią jest, chociaż zarzeka się że totalnie nic się nie uczy, a jednak pasek na świadectwie ma.
Z tego co później mówiła mi Edi, to w momencie skończenia przez nią piętnastego roku życia Borys zapytał ją o chodzenie. Wszyscy w szkole myśleli, że są ze sobą od ładnych paru miesięcy, ale prawda była taka, że Borys czekał aż Herbuś skończy piętnastkę. Rozumiem go, dziwnie by było gdyby on – dziewiętnastoletni facet bujał się z czternastolatką. Nie wiem, jakoś tak inaczej, chociaż może ja nie będę się wypowiadać na ten temat. Szanuję Borysa za to, że nigdy jej nie wykorzystał, nigdy nie słyszałem od Edi żeby stała jej się jakaś krzywda, a nawet przeciwnie. Zawsze mówiła, że chłopak stoi za nią murem, broni jej w każdej sytuacji i może na niego liczyć.
- Czuliście się jakoś zaniedbani? – spytała nauczycielka patrząc na mnie przelotnie.
Lekko się uśmiechnąłem przypominając sobie wszystkie emocje, które mi wtedy towarzyszyły.
- Cholernie – odparłem. – Byliśmy tak potężnie zazdrośni! – głośno się zaśmiałem. – Edi była i jest dla nas jak siostra. Strasznie się o nią martwiliśmy, pierwszy raz jak poszła z Borysem na imprezę śledziliśmy ich na każdym kroku. Byliśmy gotowi skopać dupę temu kto ją zrani, ale widząc jak Borys się nią opiekował mogliśmy odetchnąć. Później na zmianę przez jeszcze jakiś czas za nimi łaziliśmy upewniając się, że nasza przyjaciółka jest w bezpiecznych rękach. Zresztą Edi zawsze nam zdawała relacje z tego jak było. – opowiedziałem wciąż mając uśmiech na twarzy.
Spojrzałem na kobietę siedzącą obok. Przyglądała mi się z zainteresowaniem i lekkim uśmieszkiem.
- Co? – spytałem niepewny odpowiedzi.
- Jesteście świetnymi przyjaciółmi – skwitowała. – Ile on ma teraz lat? – dopytała po chwili.
O Boże, szybka matma. Tak, jestem na mat-fizie i nie wiem ile to jest dziewiętnaście dodać pięć. Nie no jaja sobie robię, nie załamujcie się.
- dwadzieścia cztery.
Kobieta ponownie wyglądała na zamyśloną. Ile bym dał, by wiedzieć co teraz ma w głowie.
- Jak poznałeś Przemka? – w końcu zapytała wbijając we mnie ciekawskie spojrzenie.
Ciekawe skąd to nagłe zainteresowanie moimi przyjaciółmi. Kocham o nich opowiadać, są dla mnie bardzo ważni i jakby nie patrzeć, to dzięki nim jestem kim jestem.
- Wszystko zaczęło się w pierwszej klasie szkoły podstawowej – zacząłem sięgając pamięcią do tak odległych czasów. – Był cholernie wnerwiający, już za dzieciaka zarywał do każdej laski. Pamiętam, że miałem jakąś tam dziewczynę i mi ją odbił gnojek cholerny. Ale odpłaciłem się tym samym. Od samego początku darzyliśmy się nienawiścią – zaśmiałem się na te wspomnienie. – Na w-fach zawsze byliśmy w osobnych drużynach, gdzie przypadała nam rola kapitanów. Ciągle rywalizowaliśmy. Na każdej możliwej lekcji się kłóciliśmy kto ma rację, nie chwaląc się to ja najczęściej wygrywałem – Doma się zaśmiała na mój ton głosu. – Wszystko uległo zmianie gdy do klasy dołączył Maksymilian Szpak. Od tamtego czasu dziewczyny miały nas w dupie i leciały tylko na niego. Więc z Przemem połączyliśmy siły i jakoś spacyfikowaliśmy nowego. To nas zbliżyło i zacząłem go tolerować aż w końcu zostaliśmy najlepszymi kumplami. – opowiedziałem. – Z Przemkiem zawsze są grube akcje. Raz na jednej lekcji w szóstej klasie obaj wstaliśmy z miejsc i zaczęliśmy głośno śpiewać „sto lat”. Nagle wszyscy się podnieśli, a nauczycielka siedziała jak wyryta z niedowierzaniem patrząc na naszą klasę. Na koniec krzyknęliśmy; a kto!? Pani od matmy! – cicho się zaśmiałem. – Babka miała niezłe zdziwko wymalowane na twarzy – parsknąłem śmiechem. – To były czasy...
- Jak to się stało, że wasza paczka jest, powiedzmy sobie szczerze, taką elitą w naszej szkole? – dalej pytała z zaciekawieniem.
To prawda. Od zawsze byliśmy w centrum uwagi, już w pierwszej liceum każdy z nami się liczył. Może dlatego, że odwalaliśmy niezłe akcje? A może chodziliśmy na wszystkie imprezy i ludzie nas znali? Wejście mieliśmy zajebiste, z Przemem znaliśmy kilku maturzystów z różnych imprez, przez co już podczas pierwszych dni siedzieliśmy z nimi na korytarzach, albo chodziliśmy w najlepsze miejscówki. Przedstawili naszą trójkę samorządowi, nawet Edi się do niego załapała. Ha! Jak się tam dowiedzieli kto jest jej chłopakiem zaraz miała respekcik. Czego by nie mówić o Borysie jedno jest pewne, chłop na mieście zna praktycznie każdego. Gdzie z nim nie pójdziesz na każdym kroku ma z kim zbić piątkę. Teraz też tak mam, chociaż ostatnio nigdzie nie wychodzę. Edi mówiła mi, że z początku jej to przeszkadzało, nie mogli przejść spokojnie miastem, bo zewsząd przychodzili znajomi Borysa.
- Jak się zrobi na początku roku jakąś grubą akcję, to każdy cię pamięta.
- O Boże! – krzyknęła. – Pamiętam tę waszą akcję...
Oj tak... Edi na początku na to nie poszła, ale później sama nas do tego zachęcała. Boże jakie to było dobre!
Była lekcja polskiego, jakieś czwarte zajęcia w pierwszej klasie. Oczywiście z Domaniewską. Po piętnastu minutach lekcji nasza trójka sięgnęła do plecaków. Przemek wyjął kieliszki, Edi sięgnęła po setkę, oczywiście była tam woda, żeby nie było, i mi ją podała. Zacząłem nam polewać czego nauczycielka nie widziała, była zajęta robieniem czegoś przy laptopie. Dopiero gdy wstaliśmy, unieśliśmy szkło w górę i zawołałem; zdrowie pani profesor! Doma spojrzała na nas z taką wściekłością, że Przemo cały pobladł. Kurna, jak się na nas wydarła, ja pierdole, moje bębenki uszne w tamtym momencie umarły. Zaraz wbiegła do naszej sali Pawłowska przerażona głośnym odgłosem z sąsiedniej klasy. Jej mina była bezcenna, a czerwona twarz wychowawczyni została w mojej pamięci po dziś dzień. Oczywiście wylądowaliśmy u dyrka, ale ten stary pierd zaczął się śmiać gratulując nam odwagi odwalenia czegoś takiego na lekcji Domaniewskiej. Ja pierdole, nasze miny w tamtym momencie były bezcenne. Niestety dla formalności musiał wpisać nam uwagi, ale osobiście sam miał z tego niezły ubaw. Później gadaliśmy o tym z matematyczką, ona też nam pogratulowała odwagi i głupoty. Stwierdziła, że będziemy mieli teraz jeszcze bardziej przerąbane niż zwykle. Z Przemem mieliśmy to w dupie, Edzia natomiast postawiła sobie za cel dostać u Domy piątkę na koniec roku, co jej wyszło. Gośka wpisując jej tę ocenę o mało nie wybuchła ze złości. Pamiętam, że od tamtego czasu mieliśmy cholernie wielki respekt w szkole. Nawet maturzyści podbijali do nas na przerwach, by zagadać czy zaprosić na jakąś domówkę.
- Myślałam, że wykopię was z tej szkoły – powiedziała. – Teraz się z tego śmieje, ale wtedy byłam wściekła – dodała lekko się uśmiechając.
- A pamiętasz co odwaliliśmy z twoją torebką? – zacząłem głośno się śmiać nie mogąc się opanować. – Twoja reakcja mnie po prostu rozwaliła!
- Po co mi przypominasz...
Gdy pierwszy raz zrobiliśmy akcje na polskim, mnie i Przemkowi strasznie się to spodobało. Pamiętam, że naszym celem było, by Doma w końcu się z czegoś zaśmiała. Nie pomagaliśmy jej w tym robiąc coraz to grubsze akcje. Jedną z nich było zrobienie przysłowiowego kebaba z jej torebki. Czekaliśmy kilka tygodni aż w końcu weźmie taką, którą będzie się dało przerzucić. Gdy ten dzień w końcu nadszedł z Przemem zaczęliśmy wcielać nasz plan w życie. Mój kumpel wykurzył Domę z sali, a ja w tym czasie dopiąłem swego. To była najszybsza akcja w moim życiu. Wyszedłem z klasy zostawiając wszystko, prócz torby, w nienaruszonym stanie. Siedziałem pod salą na czarnej kanapie jakby nigdy nic i czekałem na przyjście polonistki. Pamiętam, że Przemek miał ostry przypał, był jedynym wiadomym w tej sprawie. W momencie, w którym wychowawczyni weszła do sali, a później z niej wybiegła z torbą w ręce i cała czerwona ze wściekłości, nie mogłem pohamować śmiechu, po prostu nie mogłem. Zrozumie to tylko osoba, która takie coś zobaczy. Aż zrobiłem jej zdjęcie. Tyle, że moja reakcja to był mój największy błąd. Kobieta spiorunowała mnie wzrokiem, krzycząc, że mam iść z nią do dyrektora. Niecały kwadrans później z Przemkiem siedzieliśmy w gabinecie. Tym razem nie było tak kolorowo, gdyż Doma była tam razem z nami. Ale słuchajcie, dyro wyglądał jakby był zawiedziony, że sam na ten pomysł nie wpadł. Gdy w pomieszczeniu była polonistka zachowywał pełną powagę grożąc nam obniżeniem zachowania i innymi pierdołami, ale gdy Domy już nie było, ten stary dziad wybuchł śmiechem. Nie mógł się opanować przez następne kilka minut. Powiedział tylko, że narobiliśmy sobie wroga w osobie, w której powinniśmy mieć sojusznika. Olaliśmy to planując kolejne akcje, jednak nasz entuzjazm opadł, gdy dyro powiedział, że dla naszego dobra nie powinniśmy robić więcej takich przypałów Domaniewskiej. Cóż, czy posłuchaliśmy? Oczywiście, że nie. Następne wyskoki mieliśmy w planach robić tak, by żaden nauczyciel nie wiedział kto jest za nie odpowiedzialny. Uwierzyliście? Proszę was! Tajemnicą poliszynela było kto za wszystko odpowiada. Wszyscy wiedzieli, prócz Domy. Chociaż podejrzewaliśmy, że ona wszystko ogarnia, tylko jest świadoma, że i tak niczego u dyrka nie wskóra, bo ten tak samo jej nie znosi jak połowa szkoły.
- Nigdy nie rozumiałam dlaczego jako pierwszoklasiści mieliście taki pogłos u maturzystów czy drugoklasistów – powiedziała w zamyśleniu.
W sumie to proste. Sami zobaczcie. Trójka uczniów, która nie bała się ogarnąć takiego przypału u największej żylety w szkole. Robiliśmy to wielokrotnie, a do tego Edi miała u niej piątkę, co było rzeczą praktycznie nieosiągalną. Byliśmy i oczywiście nadal jesteś mega zgraną paczką, zawsze na imprezy chodziliśmy w trójkę. Na nich też nieźle odwalaliśmy. A to jakieś zawody kto więcej wypije, a to wychodzenie na ulicę i darcie ryja, albo inne tańce na stole. Poza tym zawsze jak był jakiś problem ludzie do nas podbijali z prośbą o pomoc. Zazwyczaj miałem to w dupie, ale jak chodziło o jakiś przypał to z chęcią brałem w tym udział. Raz na prośbę jednej z dziewczyn wbiłem na język polski, oczywiście do Domy, by dać tej lasce śniadanie i jakieś chwasty. Chciała tym wzbudzić zazdrość u jakiegoś typka. Śmiać mi się chciało widząc zdezorientowanie na twarzy polonistki. W skrócie wyglądało to w ten sposób; powiedziałem „Dzień dobry, pani profesor. Ja tylko na pięć sekund dać coś pani ukochanej uczennicy”. Musiałem jakoś narobić przypału tej dziewczynie, nie byłbym sobą, no sory.
Mina kobiety była po prostu bezcenna.
Gdy podszedłem do dziewczyny, ta udawała zaskoczenie i niedowierzanie. Ale jak to mówiłem; nie byłbym sobą gdybym czegoś nie odwalił. Na oczach nauczycielki i całej klasy pocałowałem ją. Ja pierdole, reakcja Gośki była bezcenna. Patrzyła na mnie z taką dezaprobatą, że aż chciało mi się śmiać. Opuściłem salę uprzednio mówiąc nauczycielce, że następnym razem dla niej też przyniosę kwiaty. Kurna, kazała mi wręcz spierdalać. Później był ostry przypał, ale wyjebane, nic mi nie zrobiła.
Albo jak jeden typek prosił, by pomóc zagadać do jakiejś laski. Z Przemem wpadliśmy na genialny pomysł! Nie wiem jakim cudem, ale zawsze takie akcje działy się na lekcjach Domy, chyba celowo je wybierałem, zresztą Przemek też kochał robić jej dowcipy. Wymyśliliśmy, że wbijemy na lekcje polskiego z jakimś romantycznym wierszem w przebraniach Herkulesa. Mniej więcej w połowie lekcji weszliśmy do szesnastki bez pukania w tych strojach i z mopami, które robiły za nasze konie. Wypatrzyliśmy odpowiednią dziewczynę, która na szczęście siedziała w pierwszej ławce od ściany i zaczęliśmy nasz fantastyczny występ. Wyrecytowałem jakiś wierszyk od którego aż chciało się rzygać, a na koniec wręczyłem jej małą karteczkę z notatką od kogo jest to przedstawienie i komu wpadła w oko. Doma nawet nie była w stanie mi przerwać, kurna, nie dałem jej nawet sekundy, żeby mogła się wciąć. Po skończonym przedstawieniu z Przemem spojrzeliśmy na polonistkę, która wściekła i załamana patrzyła na nas cedząc pod nosem jakieś wyzwiska. Mogę się tylko domyślać, że w niewybredny sposób się o nas wypowiadała. Grzecznie podziękowaliśmy za możliwość wystawienia przedstawienia i „patatając” na miotłach opuściliśmy salę. Z opowiadań tego typka mieli przejebane przez następny miesiąc. Ale każdy miał niezłą bekę, więc było warto.
CZYTASZ
Nauczycielka
RomanceOn - Uczeń Ona - Nauczycielka Zakazana miłość smakuje najlepiej, jednak czy ona w ogóle ma jakąkolwiek przyszłość? Czy ona ma prawo przetrwać? Ale one - zielone oczy. To jest nagroda, dla której On mógłby oddać własne życie - to przewyższa każde uc...