Rozdział 34

186 6 5
                                    

- Powiedziała ci to? – masa pytań rzucała mi się do ust, jednak wydusiłem akurat te.

- Dała do zrozumienia.

- Pierdolisz.

- Nie, Alek...

- Nie, poczekaj! – krzyknąłem. – Poczekaj – lekko się uspokoiłem. – Czekaj. Kurna, właśnie takie są małolaty! Wystarczy być dla nich miłym i zaraz coś sobie ubzdurają – wyznałem cały w nerwach. – Trudno, będzie ją to bolało. Ona nie... Nikt nie stanie pomiędzy mną, a Małgorzatą, rozumiesz?

- Wiem o tym, ale ona myśli, że ta dziewczyna jest w twoim wieku i wiesz – przeciągnęła ostatnie słowo. – Wydaje jej się, że zaraz ją zostawisz – dokończyła podchodząc do mnie.

- Ja pierdole, czy ten tydzień mógłby się już do chuja skończyć?! – znów krzyknąłem. – Nie powiedziałaś jej prawdy? – nagle stanąłem i zapytałem.

- Nie! – odparła niemal natychmiast.

- Kurna, co ja mam zrobić? Mam się trzymać od niej z daleka? A co jeżeli Ernest znów ją skrzywdzi? I co jeśli znów jej pomogę? I co jeśli wtedy stanie się coś nad czym nie zapanuje? – głośno myślałem.

- Alek – szepnęła. – Alek – podniosła głos. – Alek! – krzyknęła, a ja dopiero teraz zwróciłem na nią uwagę. – Opanuj się. Przecież nic się nie stanie. A żeby w ogóle coś się wydarzyło sam musiałbyś tego chcieć – mówiła.

- Nie Edi. Małolaty są napalone, szczególnie w tym wieku. Zresztą KURNA! – wydarłem się na całą pizdę. – Nie pozwolę na to, by Justyna rozwaliła mój związek!

- Związek? – powtórzyła z niepewnością.

- Sam nie wiem co – westchnąłem. – Czymkolwiek to jest, nie mogę tego stracić. Nie mogę jej stracić, rozumiesz? – gwałtownie złapałem ją za ramiona. – Proszę cię, proszę, zrób z nią coś! – warknąłem nerwowo.

- Spokojnie, Alek... – wszedłem jej w zdanie.

- Jak mam być spokojny!? – po raz kolejny krzyknąłem. – Życie mi się jebie od samego początku roku! – ponowny krzyk.

- Ej! – usłyszałem jakiś męski głos. – Odpierdol się od niej! – zabrałem dłonie z ramion Edi. – Słyszałeś chuju? Wypierdalaj! – podszedł do mnie jakiś dwumetrowy koleś ewidentnie napakowany. Był łysy, ubrany w dresy i miał ciemną brodę. – Nie mówili żeby zmierzyć się z równym sobie?! – wysyczał i w jednej chwili poczułem cios w brzuch. Zgiąłem się wpół, jednak zaraz potem poczułem ból w klatce. Słyszałem krzyki Edzi, słyszałem jak ten napakowany idiota coś mówi, słyszałem krzyki różnych osób. Nie mógł mnie tu zajebać, nie mnie! – Pierdolony chuj! – wydarł się i miał mi już przyjebać w łeb, lecz ja w tym momencie zrobiłem unik i przywaliłem mu w podbrzusze, po czym poprawiłem cios i przyjebałem w żuchwę. Chłop się tego nie spodziewał. Gdy się już wyprostował zamachnął się, a ja uniknąłem uderzenia, a w zamian oberwał między brwi. W chwili gdy przeciwnik był oszołomiony kopnąłem go w ścięgno Achillesa, a ten się przewrócił. Zacząłem go kopać bez opamiętania. Zacząłem go bić wszędzie gdzie się dało. Znów czułem się jak w transie. Mogłem go zabić, wystarczyłoby parę ciosów, tylko kilka, jednak co mnie powstrzymało i się odsunąłem?

- Alek, błagam cię, błagam... – płacząca Edyta, tylko ją słyszałem. Płakała próbując mnie powstrzymać.

Spojrzałem na nią przerażonym wzrokiem po czym kątem oka zerknąłem na pobitego faceta.

- Hej, spokojnie – szepnąłem do niej delikatnie łapiąc ją w ramionach. – Już po wszystkim – lekko się uśmiechnąłem.

- Jesteś pojebany! – uderzyła mnie w klatkę. – Nienawidzę cię! – wciąż krzyczała i wciąż biła. Chwilę później, gdy już przestała, w końcu na mnie spojrzała.

- Już? – zapytałem po chwili. – Wyżyłaś się wariatko?

- Chyba tak – odparła zmarnowana. – Chodźmy stąd – powiedziała, a ja złapałem ją za rękę i poszliśmy w stronę wejścia do knajpy. – Muszę iść się ogarnąć, zaraz wrócę – powiedziała i odeszła.

- Alo! – usłyszałem zza pleców głos Borysa. – Gdzie Edytka? – zapytał lekko wstawiony.

- W łazience.

- Co ci się stało w rękę? – spojrzałem na swoją pięść, była cała we krwi. Cholera, też muszę iść do kibla to umyć.

- Przewróciłem się – prychnąłem.

- Przewróciłeś? Czyżby? Czy może kogoś pobiłeś, co? – zapytał z pijackim uśmieszkiem.

- Skąd taka myśl Sherlocku? – zakpiłem.

- W sumie to sam nie wiem – zaczął się śmiać. – Idę zamówić kilka kolejek do stołu, idziesz ze mną?

- Nie, idę jeszcze przemyć tę dłoń, bo wygląda jak siedem nieszczęść – odpowiedziałem udając się w stronę toalet.

***

Siedziałem przy tym stole jebanych kilka godzin. Czasami się odezwałem, trochę się napiłem, nie powiem, że nie, ale wszystko przyćmiło zdarzenie sprzed kilku godzin. Jakoś znowu mnie to dotknęło, znowu nie potrafiłem nad sobą zapanować. Niby to była tylko obrona konieczna, ale kurna, mogłem go zabić własnymi rękami, to jest pojebane. Jak tak można?! Zaczynam wątpić w to czy sam sobie z tym poradzę. Może faktycznie Doma miała rację? Może powinienem pójść do specjalisty?

- Aluuuś, co ty taki smętny? – zapytał mnie Przemek, który nieźle się najebał.

- Stary, może już wystarczy, co?

- Starczy to jest u... Uw... Gówno! Nie pierdol, a polej! – roześmiał się, a wraz z nim cała grupka, prócz Edzi, która jak ja wyglądała jakby myślami była daleko stąd.

- Wiecie co, my już będziemy spadać – spojrzałem na przyjaciółkę.

- Dokładnie, wy się tu jeszcze bawcie – dodała i równocześnie wstaliśmy z miejsc.

- Odprowadzę cię – powiedział Borys, który już chwiejnym ruchem unosił się z krzesła.

- Nie ma potrzeby, poradzę sobie – uspokoiła i się z nim pożegnała. – Do jutra!

- Siema! – krzyknąłem będąc już prawie przy drzwiach.



Witam, witam!
Dzisiaj rozdział trochę krótszy, ale na górze macie zdjęcie ALKA! 

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz