Rozdział 2

749 14 14
                                    

Lekcja matematyki. Jak to mówią po deszczu zawsze wyjdzie słońce. Coś w tym jest, ponieważ zawsze po polskim jest jakaś matma czy fizyka. Chyba dyrektor się nad nami zlitował dając nam odpocząć po sadystycznym polskim. 

- Stary, co jest z Domą? – zapytał mnie Przemo. Doma to właśnie polonistka. To od nazwiska jakbyście się zastanawiali, a dlaczego takie? Odpowiedź jest prosta, pasowało mi, ja ją tak nazwałem i jestem z tego dumny. Między innymi z tego powodu PANI Małgorzata mnie jeszcze bardziej nienawidzi. 

- Co chwila gapiła się na ciebie – wyjaśnił spoglądając na mnie spod kąta, by matematyczka nas nie zauważyła.

- Co ty gadasz? Niczego nie zaobserwowałem, a wiesz, sokole oko patrzy – rzuciłem standardowym tekstem na jego pytanie. Tak, czasami zdarzało się, że Przemek zadawał mi właśnie to pytanie. Kilka razy faktycznie tak było, że Domaniewska się na mnie gapiła, ale bądźmy szczerzy. Która, by się na mnie nie lampiła? Tak, skromność to moje drugie imię, zaraz za Wiktorem. Co ze mnie za kretyn! Nie przedstawiłem się, nazywam się Aleksy Wiktor Dawidowicz. Totalnie wyleciało mi to z głowy, ale co, nie pierwszy raz, to wszystko przez tę babę od polskiego. 

- Alek, nie gadaj tu standardowej gatki szmatki, a serio odpowiedz, bo serio ona dzisiaj gapiła się na ciebie tak intensywnie, że aż robiło mi się momentami niezręcznie.

- Jebie cię? Zazdrosny jesteś czy coś? Spoko, bierz, jest twoja – odrzekłem na odwal, by dał mi już spokój. Chciałem skupić się na jednej z tak niewielu lekcji, na których mogę zabłysnąć.

Kilka razy się zgłosiłem, powiedziałem coś z sensem i pogrążyłem w myślach. Myślach o czym? O tej zołzie z sali polonistycznej numer 16. To co powiedział mi Przemek nie dawało mi spokoju. Faktycznie czasami zdarzało się tej kobiecie na mnie patrzeć, ale nic poza tym. Kiedyś mnie to zastanawiało, ale teraz miałem już wyjebane. Co mnie obchodzi jakaś stara raszpla? No dobra, może i nie raszpla, ale baba, no i może nie stara... Ja pierdole, nieważne!

Reszta tej lekcji minęła już bez mojego zgłaszania się, lecz do tego miałem okazję za 15 minut na zajęciach z rozszerzonej fizyki. Taa, jestem bezapelacyjnie umysłem ścisłym i nic ani nikt tego nie zmieni.

Podczas przerwy rozmawiałem z Edziom na temat ostatniego sprawdzianu z matmy, nic interesującego, ale o dziwo dostałem czwórę! Sukces. 

***

Cholera!!! Wiecie kurna co się stało?! Z racji tego, że praktycznie zasypiałem na matmie stwierdziłem, że dobrym pomysłem będzie wlanie w siebie trochę kofeiny, no to poszedłem do automatu po czarną kawę z mlekiem. Myślę sobie, że spoko, podniesie mi ciśnienie i jakoś dotrwam do 15, ale chuja z tego wyszło! Myśląc jak opierdolić jakiegoś zjeba, który nie umie chodzić i mnie szturchnął, przez co rozlałem kawę, na szczęście tylko na podłogę, zobaczyłem osobę, której się kurna najmniej spodziewałem. Ja walę, momentalnie poczułem jak moje przekleństwa snujące się pod językiem zamierają na widok tej kobiety. Przysięgam, gdyby coś jeszcze poszłoby nie po mojej myśli chyba te wszystkie cedzone sformułowania ujrzałyby światło dzienne. Ale cholera nie mogłem, musiałem się powstrzymać, co wydawało się na początku nierealne, jednak, gdy wbiłem wzrok w zielone źrenice swojej wychowawczyni zacząłem się uspokajać, ale wszystko do czasu...

- Jak stoisz Dawidowicz?! – fuknęła na mnie po chwili milczenia. – Idź po papier i to sprzątaj – dodała ruszając pewnym krokiem w stronę pokoju nauczycielskiego.

Co to miało być? Najpierw ten wzrok, później to milczenie i na koniec opierdal. Moment, to za dużo jak na jedną krótką chwilę. 

I co i miałem to sprzątać? Nie, nie, nie wykluczone, od tego mam szczeniaków. Zawołałem do siebie jednego cielaka z pierwszej klasy i za piątkę kazałem mu to zmyć. Po całej robocie wręczyłem mu niewiarygodnie niski zarobek. Cóż, lepszy rydz niż nic. I każdy był zadowolony, a o to w końcu chodzi. 

***

Nie no, siedzę sobie z ziomkiem na lekcji aż tu patrzę elegancko w telefon i dostaje powiadomienie, które zmiotło mnie z planszy. Moje oczy ujrzały wiadomość z e-dziennika mówiące o tym, że mamy zastępstwo dzisiejszego dnia na języku angielskim i wiecie kto zastępuje Malinowską? Ta baba, która mnie dzisiaj cały dzień prześladuje! Uwzięła się na mnie, nie ma innego wytłumaczenia. Ale słuchajcie co się stało dalej, z racji tego, że dostałem tę ciekawą informację aż wstałem z wrażenia z krzesła i przekląłem na pół sali. Na szczęście facet od fizy był na tyle wyrozumiały, że przyjął to z dystansem.

- Co się stało, że zakłócasz tak ważną lekcję? – zapytał patrząc na mnie co zrobiła również cała klasa.

- Mam tragiczne wieści drodzy koledzy i koleżanki – zacząłem przesadnie oficjalnie i przez to właśnie wszyscy już dobrze wiedzieli do czego pije. – Tak, mamy zastępstwo na angielskim z Domą – dokończyłem i usiadłem załamany na miejscu.

- Uuu – skwitował nauczyciel. – No to co, powodzenia drodzy państwo – dorzucił to co zwykle, gdy na jego lekcji się o tym dowiadywaliśmy. 

Przez resztę zajęć nikt nie pałał optymizmem, co wiązało się z brakiem zainteresowania tematem lekcji.

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz