Rozdział 18

455 8 12
                                    

Obudziłem się jak już było na dworze jasno. Zerknąłem na zegarek stojący na szafce nocnej i ujrzałem godzinę 8 rano. Obok mnie leżała ona, wciąż wtulona we mnie szczelnie objęta moją ręką. Zamknąłem na chwilę oczy, jednak poczułem, że ktoś wbija we mnie wzrok. Natychmiast podniosłem powieki i zobaczyłem widok, z którym mógłbym budzić się każdego ranka, zasypiać każdego dnia i funkcjonować całe dnie.

- Dzień dobry – wychrypiałem po chwili wpatrywania się w jej zielone tęczówki.

- Cześć – odpowiedziała lekko się przy tym uśmiechając.

- Obudziłem cię? – zapytałem znów po momencie ciszy.

- W żadnym wypadku – poszerzyła uśmiech. Zbliżyłem do niej usta i chciałem ją pocałować, jednak przyłożyła mi palec do warg. – Nie będziemy się całować zaraz po przebudzeniu – wytłumaczyła. – Nie jak w tych wszystkich romantycznych filmach, gdzie każdemu pięknie pachnie z buzi – powiedziała poważnym i surowym tonem.

- Nie daj się prosić – nie wytrzymałem i złamałem jej zakaz. Całowaliśmy się cholernie długo, aż ta czynność nabierała szybszego tempa, jednak nie chciałem tego zepsuć. Nie chciałem od niej niczego więcej, chciałem po prostu by przy mnie była. Nie chciałem jej wykorzystać! I ona o tym bardzo dobrze wiedziała i sama tak uważała, bo gdy nasze dłonie zaczęły wędrować w miejsca, do których nie powinny, odsunęła się ode mnie i po prostu uśmiechnęła po czym wstała i wyszła z sypialni. Wróciła jakieś 15 minut później, a w ręce trzymała czarny materiał.

- Łap – rzuciła mi trzymaną rzecz. – Sucha – dodała i z powrotem wyszła.

Podała mi moją wypraną koszulkę. Nie wspominałem wam, ale wczoraj ją umyliśmy ręcznie i dzisiaj była już sucha. Jakaś suszarka czy coś? Nie wiem, nie znam się na tym totalnie.

Leniwie podniosłem się z łóżka i ubrałem okrycie ciała. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do łazienki. Przepłukałem zęby i jakoś je umyłem. Wziąłem szybki prysznic po czym poszedłem do kuchni, w której już urzędowała Małgorzata.

- Co robisz dobrego? – zapytałem podchodząc do niej i łapiąc ją od tyłu w pasie.

- Naleśniki – odpowiedziała. – Nie mogę ryzykować kolejnej utraty kilograma mąki – lekko się uśmiechnęła.

- A naleśników się z niej nie robi? – zapytałem niepewny swoich słów.

- Robi, oczywiście, ale nie z kilograma, a z dwóch szklanek – spokojnie wytłumaczyła. – Naprawdę nigdy nie gotowałeś – stwierdziła i przyłożyła swoją głowę do mojego ramienia.

- Fakt, zawsze wolałem robić kompoty – powiedziałem śmiertelnie poważnie, a ona gwałtownie się odwróciła do mnie przodem. Dopiero teraz widziałem jej czarną, długą koszulkę z logiem AC/DC.

- Kompoty? – zapytała zaskoczona.

- Tak, zawsze je lubiłem. Kiedyś babcia mnie nauczyła, a z racji tego, że później matka chodziła dzień w dzień schlana, to robienie ich spadło na moje barki. Musiałem to robić ja, ponieważ zawsze bałem się, że mama zaleje je wódką czy inną nalewką – wyjaśniłem łapiąc ją w talii.

- Jaka jest twoja matka? – zapytała po chwili ciszy i wróciła do czynności robienia śniadania.

- Jaka jest? Nie wiem, w sumie już jej nie znam i sam nie wiem czy kiedykolwiek poznałem – odpowiedziałem wymijająco.

- A pamiętasz jaka była? – dopytywała.

- Średnio, wiem tylko, że kochała tańczyć. Zawsze była świetnie rozciągnięta, nawet teraz jej to pomaga, gdy widzę jej niekonwencjonalne sposoby spania w najdziwniejszych możliwych pozycjach – powiedziałem zamyślony. – To chyba tyle. Miałem 7 lat, kiedy ojciec nas zostawił. W wieku 8 lat matka zaczęła się staczać. Dawałem radę dzięki pomocy babci, ale gdy ona zmarła straciłem poczucie bezpieczeństwa. Miałem tylko 15 lat, byłem dzieckiem, a już nie miałem domu, prawdziwego domu – zwierzyłem się. – A ty? Twój dom? Mówiłaś, że też nie miałaś za ciekawie.

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz