Rozdział 57

190 7 6
                                    

Herbata już dawno wystygła i leżała w pokoju na stole. Skupiłem uwagę na takiej pierdole chyba nie chcąc jeszcze zasypiać. Jest idealnie. Moja mała już dawno śpi i cicho pomrukuje leżąc w połowie na mnie. Przykryłem nas kołdrą, by było jej cieplej i by się nie trzęsła z zimna. Muszę zasnąć, w końcu jutro Doma idzie do pracy, a ja nie mogę spać do jedenastej. W planach mam przyjechać po nią i później gdzieś razem pojechać. Oczywiście o ile będzie miała siłę, bo z tym to u niej różnie ostatnio bywa.

Przekręciłem nas na bok tak, że Doma leżała do mnie plecami, a ja mogłem mocno ją do siebie przyciągnąć i nie puszczać przez całą noc i kilka kolejnych.

Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Zbudziły mnie jednak niespokojne ruchy mojej Gosi.

- Proszę cię... zostaw mnie! - krzyknęła przez sen.

Łzy zaczęły spływać jej po twarzy, a kolejne pojedyncze słowa wychodziły z jej ust. Od razu zacząłem ją uspokajać i gładzić po głowie, by zły sen minął.

- Boże! - zawołała i gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. - O Boże - jęknęła, a kolejne łzy opuściły jej zaspane oczy.

- Hej, hej, spokojnie, jestem tu - mówiłem przytulając ją do siebie. - To tylko zły sen, jestem tu skarbie.

Wtuliła się we mnie i próbowała uspokoić przyspieszone bicie serca. Gładziłem ją po plecach chcąc ją jakoś uspokoić i nawet nie wiem kiedy przesunąłem się do wezgłowia, by się oprzeć, a Doma ułożyła się na moim torsie. Oparłem głowę o jej ramię i jakoś nie wiadomo kiedy przysnąłem.

Obudziłem się chwilę przed Gosią. Spojrzałem na zegarek i mentalnie walnąłem się w głowę. Za dziesięć siódma, powinienem jeszcze smacznie spać...

- Hej - usłyszałem zaspany głos mojej nauczycielki. - Nie śpisz? - wychrypiała unosząc na mnie wzrok.

Obudziłem się w dość niewygodnej pozycji. Gosia za to wygodnie leżała skulona jak kłębek w moich objęciach, natomiast ja spałem jakoś dziwnie wykrzywiony. Już czuję jak napieprzają mnie plecy...

- Wolałbym spać - mruknąłem i odchrząknąłem próbując ogarnąć swój głos. - Ty też powinnaś - dodałem przypominając sobie o dzisiejszej niespokojnej nocy.

- Może pięć minut - szepnęła przymykając na chwilę oczy. - Muszę wstać - mruknęła z westchnięciem.

- Nie musisz.

- Muszę - odparła i ociężale podniosła się do pozycji siedzącej. - Co dzisiaj robisz? - spytała zaspana.

Dobre pytanie, tak naprawdę kompletnie nic nie miałem do roboty, a też nie chciałem siedzieć bezczynnie w domu i nic nie robić.

- Nie wiem, jeszcze śpię...

Kobieta wstała z łóżka i zawinęła się w szlafrok, nim jeszcze wyszła z sypialni pocałowała mnie no pożegnanie. Te rozstania zawsze są najgorsze. Odprowadziłem ją wzrokiem i zasnąłem.

Obudziłem się jakoś po dziewiątej. Sięgnąłem po telefon i z uśmiechem zobaczyłem wiadomość od Gośki.

Gosia:
Zabierz mnie stąd! Zwariuję. :⁠-⁠P

Jeszcze miała przerwę, więc do niej zadzwoniłem. Odebrała od razu.

- W końcu wstałeś? - przywitała mnie dziwnie rozradowanym głosem.

- Nie... Jak poszłaś wysprzątałem całe mieszkanie i wyszedłem z psem, którego nie mamy - zaśmiałem się i mogę iść o zakład, że na jej twarzy pojawił się uśmiech.

- Odwołali mi ostatnią lekcję, będę po dwunastej.

- Czekam na ciebie.

- Muszę kończyć, za chwilę koniec przerwy, do zobaczenia - powiedziała i szybko się rozłączyła.

Spojrzałem jeszcze na telefon i zobaczyłem drugą wiadomość, tym razem od Edzi.

Edi:
Jak pierwsze dni wakacji życia?

Ja:
Cudownie, niech nigdy się nie kończą. A ty co robisz całymi dniami? Śpisz do południa?

Odpisałem i odłożyłem telefon. Zdążyłem się ogarnąć i zrobić jako takie śniadanie nim usłyszałem sygnał nadchodzącej wiadomości.

Edi:
Chciałabym, Borys ciągle mnie gdzieś wyciąga, a Justyna zawala robotą z lekcjami.

Ja:
Przynajmniej nie zapomnisz jak to jest się uczyć, kujonie <3

Edi:
Dobra, dobra, poczekaj aż za kilkanaście lat też ktoś będzie ci o tym przypominać i wtedy to ja będę się śmiać.

Ja:
Dzisiaj też gdzieś idziecie?

Edi:
Pewnie tak, mój chłopak stwierdził, że chce byś romantyczny i codziennie zabiera mnie w inne miejsca. Ostatnio dostał podwyżkę, więc korzysta hahah.

Ja:
Wczoraj gdzie byliście?

Edi:
W kinie na jakiejś bajce. Zabierz tam Domę, bajki to super sprawa.

Ja:
To już wiem co dzisiaj robię, dzięki za pomoc :D

Edi:
Jak chcesz mogę udzielić ci jeszcze wielu rad związkowych.

Ja:
Na pewno się przydadzą, o wielka znawczyni.

Edi:
Kwiaty, kup jej bukiet tulipanów.

Niegłupie, a nawet mądre.

Edi:
Już ubierasz buty do wyjścia?

Ja:
Poczekam jeszcze chwilę, może doradzisz coś jeszcze, to nie będę dwa razy biegać.

Edi:
W takim razie zainwestuj w kolację najlepiej w jakiejś restauracji, to na pewno jej się spodoba.

Ja:
Znasz coś ciekawego?

Edi:
Tak, później podeślę ci nazwę, teraz muszę spadać, mam wizytę u lekarza.

Ja:
Coś poważnego?

Edi:
Nie, dentysta i wizyta kontrolna ://

Ja:
Powodzenia!

Wysłała mi jeszcze serduszko i wyłączyłem telefon.

Posłucham jej rady i kupię kwiaty, zresztą też nieźle strzeliła z tymi tulipanami. To są ulubione kwiaty Gosi, koniecznie białe. Wyszedłem więc z mieszkania i pojechałem swoim super postrachem szos do jakiejś kwiaciarni znalezionej w necie. Kupiłem łącznie dwadzieścia jeden białych tulipanów.

Po dojechaniu do mieszkania dostałem esemesa od Edzi z nazwą restauracji, do której mógłbym zabrać Gośkę. Mandorle e gelato brzmiało dosyć dobrze, a opinia Edyty najbardziej mnie zachęciła; „Do dzisiaj wspominam to miejsce z wypiekami na twarzy".

Wciąż pozostawała godzina do przyjazdu Domy z pracy, stwierdziłem, że faktycznie trochę ogarnę. Wczoraj nawet nie było czasu na jakiekolwiek sprzątanie, nawet nam się nie chciało.

Chciałbym pojechać po Gośkę do pracy i zabrać ją do restauracji od razu, by nie marudziła mi, że jej się nie chce, nie ma się w co ubrać i tak dalej i tak dalej, sami wiecie. Tylko jak to zrobić, by nie zostać zauważonym...

Tym postanowiłem zająć się na spontanie. Pojechałem pod szkołę i czekałem aż moja piękność wyjdzie z budynku. Naraz jednak uświadomiłem sobie, że przecież przyjechała tu swoim samochodem. To trochę skomplikowało sprawę.

No ale drodzy państwo, kim bym był gdybym czegoś ciekawego nie zrobił? Na pewno nie sobą.

Wyszedłem z auta i czekałem pod wozem mojej nauczycielki. Długo się nastałem udając, że szukam czegoś w telefonie. Dopiero po ponad kwadransie Doma wyłoniła się ze szkoły. Niczego nieświadoma szła do auta, a gdy mnie zobaczyła przy masce o mało nie podskoczyła.

- Dzień dobry - odparłem uśmiechnięty od ucha do ucha.

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem nie bardzo wiedząc co tu się odwala. Posłałem jej wymowny ruch głową dając znać, by wzięła się w garść.

- Co ty tu robisz? - spytała oszołomiona.

- Czekam na kogoś, nie wiedziałem, że to pani auto - wyjaśniłem ze spokojem.

- Doprawdy? A czy to nie ty obkleiłeś je różowymi karteczkami samoprzylepnymi?

Na te słowa parsknąłem śmiechem, po czym niewinnie się uśmiechnąłem patrząc prosto w jej piękne zielone oczy.

- A tak poważnie co tutaj robisz? - dopytała ściszając głos.

- Przyjechałem po ciebie - szepnąłem, a moja dłoń bezwiednie poszybowała ku jej niesfornemu kosmykowi włosów. Dopiero jej karcące spojrzenie sprowadziło mnie do rzeczywistości. - Mogę się założyć, że nie odpali - powiedziałem puszczając do niej oczko.

- Nie mogę wsiąść do twojego auta na oczach uczniów - odparowała rozglądając się nerwowo.

- Zrobimy przedstawienie. Teraz sprawdź auto.

Doma niepewnie wsiadła na miejsce kierowcy, a ja niespiesznie zacząłem oddalać się od Hondy. Silnik odpalił, jednak zaraz zgasł, a moja księżniczka odegrała swoją rolę pierwszorzędnie.

- Coś nie tak pani profesor? - spytałem z udawanym zaniepokojeniem podchodząc do niej z powrotem.

- To co zwykle, nie chce odpalić - mruknęła wysiadając z auta i skierowała się na przód samochodu. Uchyliła klapę i położyła ręce na biodrach. Genialny widok. - Dziwne kabelki i rozmaite urządzenia - odparła pozorując bezsilność.

- Taa, widzę co nie gra, już dzisiaj pani nim nigdzie nie pojedzie - oznajmiłem rzeczowym tonem.

Doma pospiesznie rozejrzała się po okolicy i w końcu wyjęła telefon. Szybko coś sprawdziła i wbiła we mnie wzrok.

- No nic, dzisiaj pozostał mi autobus - uśmiechnęła się, zatrzasnęła drzwi Hondy i powolnym krokiem ruszyła w stronę przystanku nieopodal.

- Podwiozę panią - zaproponowałem od razu.

- Absolutnie się nie zgadzam, nie będę zabierać ci czasu ani paliwa, poza tym czekasz tu na kogoś.

- To żaden problem, naprawdę. A nim się pani nie przejmuję, napiszę do niego, czy podjedzie autobusem - oznajmiłem i bez słowa ruszyłem do swojego auta.

Kobieta z nieskrywanym zażenowaniem zajęła miejsce pasażera i niedługo potem jechaliśmy w tylko mi znanym kierunku.

- Jesteś niemożliwy - odparła, gdy miała pewność, że nikt nas nie zobaczy. - Jak ja mam teraz odebrać swój samochód? I to wcale nie było podejrzane, że tak nagle się tu znalazłeś akurat kiedy wychodziłam z pracy - perorowała w najlepsze nawet nie orientując się gdzie jedziemy.

Akurat stanęliśmy na światłach, które przyprawiały o nerwicę niejednego kierowcę jak i pasażera. Stało się na nich grubo ponad siedem minut. Aktualnie mnie to było na rękę.

Sięgnąłem na tylne siedzenia i gdy już złapałem cały bukiet chwastów w dłonie podałem je mojej Domie.

- Dla ciebie, zasługujesz na każdą ilość kwiatów w każdy dzień roku - powiedziałem i dałem jej bukiet białych tulipanów.

O Boże, widok który zobaczyłem rozczulił mnie do granic możliwości. Słodki uśmiech przepleciony z niedowierzaniem i łzami w oczach sprawił, że sam się uśmiechnąłem. Gosia złapała kwiaty i zaciągnęła się ledwo wyczuwalnym zapachem wkładając nos w tulipany.

- Dziękuję - wydusiła uroczym głosem, którego wcześniej nie słyszałem.

Musiałem oderwać od niej wzrok, by ruszyć dalej w drogę.

- Alek?

- Tak?

- Gdzie my tak właściwie jedziemy?

- Niespodzianka.

- Czym sobie na to zasłużyłam? - zaśmiała się cicho, jednak czekała na odpowiedź.

- Wszystkim, księżniczko.

Przez całą drogę zastanawiało mnie, czy spodoba jej się ta restauracja. Mam nadzieję, że tak, Edzia jasno napisała, że miejsce jest genialne.

Na całe szczęście nie jechaliśmy długo, a myślałem, że ruch będzie spory, w końcu środek tygodnia, samo południe. A jednak wcale nie było tak źle, pewnie też jechaliśmy drogą, która nie była jakoś bardzo ruchliwa.

Jakiś czas później siedzieliśmy przy stoliku w Mandorle e gelato przeglądając ich kartę dań. Gdy już zdecydowaliśmy się na coś ciekawego Doma w końcu się odezwała.

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz