Rozdział 58

160 8 2
                                    

Gośka wgapiała się w moje oczy o moment za długo. Dostrzegłem w nich tlące się pod powiekami łzy. Mam nadzieję, że szczęścia. Odnosiłem wrażenie, że czekam na odpowiedź całą wieczność. W końcu Doma energicznie pokiwała głową, na co mocno ją objąłem i nie miałem zamiaru puszczać.

- Tak cholernie cię kocham – wydusiłem w jej ramię. – Naprawdę nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo.

- Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało, durniu – wymamrotała łamiącym się głosem.

Dopiero po chwili nieznacznie ją od siebie odsunąłem, by móc wgapiać się w jej piękne oczy. Były takie śliczne.

- Kocham cię – szepnęła z pewnością w głosie. – Chcę się z tobą kochać – dodała seksownym głosem, który jako jedyny sprawiał, że grunt osuwał mi się spod nóg tylko pod wpływem głosu.

- Tak jest, kochanie – odparłem i delikatnie pocałowałem ją w usta.

W końcu spojrzałem na jej nagie ciało i jak zwykle zabrakło mi słów. Uniosłem ją i skierowaliśmy się do sypialni, z której nie wychodziliśmy do późnej nocy.

Leżeliśmy w spokoju licząc godziny do ponownego wstania. Na całe szczęście Gośka pracę zaczynała wyjątkowo późno, bo dopiero po jedenastej, więc nie było obaw, że będzie jak zoombie.

- Tak sobie myślę... – odparłem bawiąc się jej skórą na ramieniu.

- Hm?

- Nigdy nie miałem rodzeństwa, ale miałem przy sobie ludzi, którzy często mi to zastępowali – mruknąłem zamyślony. – Mam wrażenie, że w dwójkę jest raźniej.

- To na pewno – szepnęła wygodniej układając się na moim ramieniu, które chwilowo robiło za poduszkę.

- No właśnie. Zastanawiam się czy... – zawahałem się niepewny tego, czy aby na pewno chcę to powiedzieć. – Gosiu – mruknąłem spoglądając na nią.

Kobieta uniosła na mnie swój wzrok lekko się do tego uśmiechając. Dopiero gdy dostrzegła moją dziwną minę nieco zmrużyła oczy.

- Może jak urodzi się mała, to... postaramy się o drugie dziecko – wydusiłem niepewnie.

Domie momentalnie rozszerzyły się oczy z niedowierzania i powoli zaczęła podnosić się do pozycji na wpół leżącej.

Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zamarła w takiej pozycji zapewne nie mogąc pozbierać myśli. Kompletnie się jej nie dziwiłem. Pewnie też bym się tak zachował.

- Przepraszam, to... nie powinienem tego mówić – dodałem widząc jej reakcję.

- Nie... poczekaj – wymamrotała kompletnie zbita z tropu. – Mówisz poważnie?

- Tak.

- Przemyślałeś to? – spytała z ciepłem w głosie.

- Tak i... chcę mieć z tobą drugie dziecko.

Nastała chwilowa cisza, przez którą atmosfera mocno zgęstniała.

- Wiesz, że to bardzo duży obowiązek? Za kilka miesięcy pojawi się pierwsze dziecko, z którym i tak będzie wiele do roboty.

- Tak, wiem, jednak wiem też, że w przyszłości może być nam łatwiej.

Gosia wbijała we mnie nic mi niemówiące spojrzenie. Ewidentnie rozważając wszystkie za i przeciw. Sam myślałem o tym od bardzo długiego czasu i doszedłem do wniosku, że to idealny ruch z naszej strony. Poza tym cholernie chciałbym mieć z nią gromadkę małych urwisów.

- Chcę mieć z tobą drugie dziecko, Gosiu – oznajmiłem po chwili.

Nagle na jej twarzy pojawił się nieznaczny, ale zawsze widoczny, uśmiech.

- Powiem ci coś bardzo ważnego – w końcu się odezwała. – Ja też bardzo chcę mieć z tobą drugie dziecko.

- Ale?

- Nie wiem, czy będziemy na to gotowi – dodała spokojnie. – Powinniśmy najpierw zobaczyć z czym to się je i czy będziemy w stanie poradzić sobie z jednym dzieckiem.

- Tak, oczywiście to bardzo rozważne i dojrzałe.

- Ale? – przedrzeźniła mnie.

- Jest wiele par, które wychowują dwójkę dzieci i dają sobie świetnie radę.

- Wiem Alek, tylko, czy my byśmy byli gotowi.

- Jestem pewien, że tak – odparłem niemal od razu.

- Możemy porozmawiać o tym rano? Albo chociaż jak nie będziemy zmęczeni całym dniem? – zaproponowała ze spokojem w głosie.

- Jasne, skarbie. Śpij, musisz się wyspać – szepnąłem całując ją w czoło i sam wygodniej się ułożyłem.

Wiem, że pewnie sami jesteście nieźle zdziwieni tym co tu się odwaliło, ale kurna. Pomyślcie czy nie mam racji. Jestem zdania, że z kimś wychowuje się o wiele łatwiej.

Obudziłem się, gdy poczułem, że obok nie ma Gosi. Podniosłem się z łóżka i rozejrzałem zaspany. Poszedłem do kuchni i nawet nie zauważyłem, że światło w łazience jest zapalone. Wróciłem się do korytarza i faktycznie zobaczyłem, że Gośka jest obok.

Szedłem w stronę sypialni, by chociaż się przebrać w coś w czym nie będzie wstydu paradować po mieszkaniu, gdy nagle usłyszałem niepokojący odgłos dobiegający z łazienki.

- Gośka? – zawołałem pukając do drzwi.

Żadnej odpowiedzi, zero reakcji. Zapukałem drugi raz, ale efekt był taki sam. Wszedłem do pomieszczenia i natychmiast dobiegłem do Domy przytrzymując jej blond włosy.

Myślałem, że poranne nudności są na początku ciąży. Jak widać wielu rzeczy nie wiem.

Gładziłem ją delikatnie po plecach cierpliwie czekając aż nieco jej się polepszy. Po jakimś czasie dopiero spuściła wodę w kiblu i przemyła buzię w umywalce.

- W porządku? – spytałem zaniepokojony.

- Ta – odparła kierując się do kuchni.

- Mdłości są jeszcze w drugim trymestrze? – dopytałem idąc za nią jak cień.

- Są.

Docierając do kuchni oparła się o blat i stała tak chwilę wypatrując czegoś za oknem. Niepewnie do niej podszedłem i objąłem ramieniem. Zaczęła jakoś dziwnie szybko oddychać, co mnie cholernie zaniepokoiło. Spojrzałem na nią i była cała blada.

Ja pierdole, jeszcze mi tu zemdleje.

Podprowadziłem ją do stołu i pomogłem usiąść na krześle. Szybko podałem letnią wodę i kazałem się napić.

- Oddychaj, spokojnie – powiedziałem kucając obok niej.

Przymknęła na chwilę powieki nabierając głęboko powietrze nosem i wypuszczając ustami.

- Lepiej? – spytałem wstając na równe nogi.

Szybko uchyliłem okno i podałem jej szklankę z wodą, którą po chwili przechyliła do ust.

- Tak, dzięki – szepnęła wypompowana.

- Kiedy masz wizytę u ginekologa?

- Za tydzień.

- Może da się przyspieszyć?

- Nie ma takiej potrzeby, to normalne w ciąży – wyjaśniła chcąc się podnieść, ale naraz wróciła na miejsce ponownie głęboko oddychając. – Za szybko wstałam – odparła posyłając mi uspokajające spojrzenie.

- Słuchaj... może dzisiaj...

- Nie kończ, idę do pracy.

Cicho westchnąłem co nie uszło jej uwadze, ale na całe szczęście w żaden sposób nie skwitowała. Powoli pomogłem jej wstać i jako tako się ogarnąć do wyjścia.

- Alek – odezwała się, gdy jedliśmy śniadanie przy stole.

- Tak?

- Pamiętasz, że na tą wizytę idziemy razem?

- Jaką wizytę?

- U ginekologa, już możemy poznać płeć dziecka – wyjaśniła ze stoickim spokojem.

Faktycznie, za tydzień okaże się, czy nasze przeczucia są słuszne. Jak mogło mi to wylecieć z głowy?!

- Ostatniej wizyty nie wspominam zbyt dobrze – mruknąłem sięgając po naleśnika.

- Oj, bo byłeś bardziej spanikowany niż przed pisaniem matur. Teraz już wiesz na czym to polega, więc nie będzie tak źle.

No, spanikowałem to mało powiedziane. Omal tam nie zszedłem. Ostatecznie musiałem wyjść z gabinetu i się przewietrzyć.

- Dobrze, dzisiaj mam jakiś wykład z 2d, więc jestem pod telefonem przez większość czasu.

- Jaki wykład? – spytałem zaciekawiony

- O sztuce klasycyzmu.

- Współczuję im – mruknąłem uśmiechając się po chwili.

- Mnie również współczuj, byłam na tym wykładzie już co najmniej dwa razy – odparła nabijając kawałek naleśnika na widelec.

- To po co idziesz jeszcze raz?

- Miała iść Klaudia, ale coś jej rzekomo wypadło.

- Rzekomo?

- A widziałeś, by ona kiedykolwiek gdziekolwiek wychodziła z jakąkolwiek klasą?

- Chyba nie.

- No właśnie, to już masz odpowiedź.

Klaudia to dosyć młoda polonistka, w naszej szkole jest od jakichś pięciu lat i z tego co wiem niczym ciekawym się nie wyróżnia. Ot zwykła nauczycielka. Jak zapyta to z rzadka, jeszcze często ocen nie wpisuje, testy sporadycznie daje z neta, a lekcje prowadzi dosyć monotonnie. Gdyby jej nie było, to raczej nikt by nie zauważył. Tytus wiele razy wspominał mi, że gdyby nie jego silna wola i duża chęć zdania matury, to nic by nie umiał.

- I na którą idziesz?

- Na dwunastą i do drugiej. Po prostu mam dość na samą myśl.

- Jesteś jedynym opiekunem?

- Tak, Pawłowska zrezygnowała ze względu na inne wyjście – wyjaśniła z westchnięciem. – No nic, zbieram się, czeka mnie jeszcze lekcja z 1b, a to nigdy nie wróży niczego dobrego – dodała podnosząc się z krzesła.

Przyglądałem się jak na szybko ogarnia makijaż, który swoją drogą totalnie nie był jej potrzebny, później pospiesznie robiła drugie śniadanie do pracy i ostatecznie zaczęła się ubierać w odpowiedni strój.

- Cholera – przeklęła ubierając buty.

Przesłyszałem się? Ta wielka przeciwniczka wulgaryzmów właśnie to zrobiła? Szok.

- Język ci nie zwiądł? – zaśmiałem się idąc do korytarza.

- Zaraz co innego ci zwiędnie – warknęła sięgając po sweter.

- To niemiłe – bąknąłem udając urażonego. – Co się stało?

- Pewien geniusz pozbawił mnie auta.

Ooo, faktycznie! No ale drodzy państwo, wszystko jest jak najbardziej zaplanowane.

- I co w tym złego? – spytałem uśmiechając się głupio.

- To złego, że... – zawahała się najwyraźniej łącząc kropki. – Gnojek – mruknęła. – Powinnam cię...

- Pochwalić za tak daleko idącą inteligencję? – wciąłem się w zdanie za co oberwałem w ramię. – Zawiozę cię – zarządziłem i poszedłem włożyć na siebie coś w miarę stosownego.

- Nie mam zamiaru się przez ciebie spóźniać! – krzyknęła z przedpokoju.

Szybko doprowadziłem się do porządku i już chwilę później przemierzaliśmy ulice Wrocławia. Po niecałych dziesięciu minutach parkowałem pod szkołą.

- Jeszcze całe dwadzieścia minut do lekcji – odparłem, na co posłała mi wrogie spojrzenie.

- Masz szczęście – oznajmiła i odpięła pas.

Już otworzyła drzwi, ale w ostatniej chwili nim wysiadła delikatnie ująłem jej dłoń patrząc w zielone oczy.

- Zadzwoń do mnie, gdy poczujesz się choć trochę gorzej – poprosiłem poważnym tonem.

Kobieta przez chwilę odwzajemniła spojrzenie wciąż nie zabierając swojej dłoni z mojego uścisku nie przejmując się tym, że ktoś mógłby nas zobaczyć. Raczej nie było do tego sposobności, bo nikogo wokół nas nie było, no i stanąłem nie tak zaraz przy wejściu.

-Zadzwonię – odpowiedziała uśmiechając się lekko.

Ścisnęła mocniej moją rękę i już chciała się przysunąć, by mnie pocałować na pożegnanie, ale w ostatniej chwili się powstrzymała najwyraźniej przypominając sobie w jakim miejscu jesteśmy.

- Wiem – powiedziałem uprzedzając jej słowa. – Leć – dodałem posyłając jej pokrzepiający uśmiech.

Po tych słowach wysiadła z auta, a ja odjechałem, gdy miałem pewność, że weszła bezpiecznie do szkoły.

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz