Rozdział 6

587 13 9
                                    

Czekałem w kolejce do kasy, a była ona w chuj długa, miałem wrażenie, że w ogóle się nie zbliżam do wyjścia ze sklepu. Minęło parę godzin od zajścia w sali numer 16. Wciąż miałem mętlik w głowie. Nikomu o tym zajściu nie powiedziałem, nawet Przemkowi, a dopytywał. Teraz czekam na niego pilnując mu miejsca w kolejce. Idziemy uczyć się do Edyty i pewnie już tam zostaniemy na noc, chyba że odwiozę Przema do domu. Tak, mam samochód, nie jest jakimś postrachem dróg, ale nie narzekam. 

- Ej, patrz kto tam idzie – Przemek szturchnął mnie w ramię, gdy przyszedł i dyskretnie wskazał na wejście do marketu. Tak, to była ona, ubrana w szary płaszcz, miodowy szal i czapkę. Wyglądała pięknie, ale już po chwili zniknęła mi z pola widzenia. 

Kolejka zaczęła się zmniejszać, a do mnie doszło, że ciągle stoję w miejscu. Dopiero uderzenie w ramię przez mojego kumpla mnie otrzeźwiło. 

- Co się dzieje stary? Co ona ci tam powiedziała? – zadawał pytania, a ja miałem nadzieję, że się zamknie i nie będzie ciągnął tego tematu. Prawdę mówiąc ja sam nie wiem co dokładnie tam zaszło. Wiem tylko, że poczułem ból, gdy wyszła z klasy. – Zakochałeś się czy coś? – roześmiał się, jednak mi nie było do śmiechu. Może faktycznie tak było, może zakochałem się w jej oczach? 

Gdy długo nie odpowiadałem Przemek cały spoważniał.

- Nie... Alek, ona ma jakąś 40-stkę, to nie twoja liga – powiedział próbując skupić moją uwagę. – To się źle skończy – skwitował na koniec i już się nie odezwał. 

Po pięciu minutach stałem już przy kasie i płaciłem za imprezowe zakupy. Wyszliśmy ze sklepu i kierowaliśmy się w stronę mojego auta.

- Zapomniałem, cholera! Nie wziąłem jogurtów, matka mnie zabije, muszę wrócić – nagle mi się przypomniało. 

- Dobra, ale otwórz furę – tak też zrobiłem. Zostawiłem siatki z zakupami i szybkim tempem wróciłem do marketu. Cholera i znowu stać w tej zajebiście długiej kolejce. 

Przechodziłem alejką z napojami, gdy nagle się zatrzymałem. To znowu ona, Doma, szła z wózkiem na zakupy kierując się w stronę lodówek z piciem. Stałem bitą minutę w miejscu i się jej przyglądałem. Widziałem, jak usiłuje sięgnąć jakąś puszkę z napojem z górnej półki, do której za chuja nie miała prawa dosięgnąć. Nawet w tych szpilach nie miała szans. Moje nogi same ruszyły, nawet tego ze mną nie uzgodniły. Stałem za nią kilka sekund aż zrobiłem krok w jej stronę i delikatnie złapałem za jej rękę, która sięgała górną półkę. Domaniewska lekko odwróciła głowę w moją stronę, ale ani niczego nie powiedziała, ani nie zabrała dłoni. Trzymając ją za nią pokierowałem ją na odpowiedni napój i wzięła go do ręki. Wyprostowała się, jednak cały czas na mnie patrzyła, a ja wciąż nie zabrałem swojej dłoni z jej. Chwilę spoglądała na nasze ręce po czym zwróciła wzrok prosto na moje oczy. Cholera, po całym ciele przeszedł mnie dreszcz. Nie chciałem tego przerwać, wydawało mi się, że najmniejszy ruch spowoduje destrukcję tego uczucia. 

W końcu zobaczyłem w jej oczach błysk i strach, natychmiast się ode mnie odwróciła i poszła przed siebie nawet się na mnie nie oglądając. 

I znów ta pustka, co się dzieje?! Uzależniła mnie od siebie, ona jest jak narkotyk, jest jak tabletki przy bólu głowy – jest wybawieniem i rozwiązaniem całego zła tego świata.

Nie poszedłem za nią, wróciłem do wyjścia i poszedłem do samochodu. 

- A gdzie jogurty? – zapytał Przemek siedzący z nosem w telefonie na miejscu pasażera.

- Nie ma – wydusiłem z siebie wchodząc do auta.

- Widziałeś ją – stwierdził odrywając się od smartfona.

- Tak – westchnąłem, włożyłem kluczyk do stacyjki i odpaliłem.

- Rozmawialiście? – zapytał podjarany. 

- Nie, a może tak, nie wiem – wybełkotałem. Cholera, to była rozmowa, rozmowa wzrokowa, inaczej nie da się tego określić. – To była rozmowa bez użycia słów, rozumiesz?

- Tak po prostu? Nic jej nie powiedziałeś? – kolejne pytania, po co ja w ogóle kontynuuję ten temat?

- Kurna, złapałem ją za rękę! – wydarłem się wyrzucając to z siebie.

Chłopak milczał i dokładnie mi się przyglądał, po czym spojrzał na moje dłonie.

- Pierdolisz – stwierdził.

- Nie, trzymałem ją za rękę i ten jej cholerny wzrok. Ona mnie rozwala od środka! – znów powiedziałem zbyt emocjonalnie.

- Ja pierdole, ty się w niej zakochałeś – wybałuszył oczy. I chyba miał rację, chyba to do mnie dotarło, ale dlaczego dopiero teraz? Dlaczego nie dwa lata czy rok temu?

- Co ja mam zrobić? – zapytałem czysto teoretycznie zbity z tropu.

- Nie mam pojęcia... – stwierdził zmarnowany. – Ale wiem, że to się dobrze nie skończy.

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz